Zaczynam prowadzić dialogi z ludźmi,
których nie widziałam sto lat.
Zaczynam prowadzić dialogi z ludźmi,
których nie widziałam sto lat.
Kiedy bujasz w obłokach od Grecji, poprzez Bułgarię i inne takie, zostaje serce, brudnopis. Jakaś pognieciona kartka, prywatny notatnik. A przecież trzeba tyle opowiedzieć. O światłach latarni, latarnikach, białych skrzydłach mew, wydmach, ustach niespiesznych, spacerach zaczarowanych, koralach z różowego gipsu. Zaklęty w opowieść Sozopol i mała/duża Złota Rybka na piasku. Muszelka, której nie możesz zabrać z brzegu, bo przynależy już na zawsze do. Mogłabym tam kupić apartament z widokiem na raj. Zabujałam się. W zachodach słońca, delikatnym piasku, bajkowych pergolach pełnych róż. Zabujałam się w widokach z balkonów - na zachód i na południe. W białych krzesłach patio, w rudych kotach, które łasiły się do kolan. I jeszcze była tam muzyka. Hotel z duszą, duży basen, wiklinowe kosze przy ogrodowych barach. Mogłabym tam kupić apartament na wyłączność duszy mojej + bliskie, najbliższe.
Rodos też uwielbiam. Obiecałam sobie, że tam wrócę i ... wracam. Kto wie, może jeszcze w tym roku pokuszę się o wyjątkową podróż? Może obejrzę tamten dom z palmą pośrodku ogrodu i ławką z żelaza w kwiaty? Może pójdę polną drogą nad morze. Znów będę podziwiać zachody słońca. Znów tam będę.
Lubię żyć.
Lubię kolekcjonować wspomnienia.
Żadne rzeczy nie zastąpią wspomnień, które już na zawsze kołyszą się w duszy twojej.
Mojej.
W czułej przestrzeni serca.
Moje paznokcie są jasnobłękitne. To taki mój marzec. Patrzę i widzę, jak mienią się na nich koraliki brokatu. W końcu obraz nie rozmazuje się jak przedwczoraj. Siedzę w dresach. Na głowie czarny kaptur. Obok opakowania leków, termometr, chusteczki higieniczne z wesołym tygryskiem, Żywiec Zdrów tzn. Zdrój i herbata jaśminowa z jagodowym syropem. Muza na maxa. Rozwalona krzyczy jak wariatka... Żadna migrena mi już nie straszna. Już mi głowa dała popalić wczoraj i przed. Ale gorączka na niższym piętrze - zjechała na 37,4. Mam ochotę odyebać sobie mega rockowy makijaż, przytulić gitarę, szarpać.
A może zamieszkamy razem w pięknym domu? Prowansalski styl, duży ogród, mały staw. Albo... Bez stawu. Wystarczy basem i rzeźbione lwy pilnujące wejścia. Urocza brama vintage, strojna, zdobiona w metalowe róże. Może złota? Poszukam...
Sama nie odnalazłabym się w tak wielkiej przestrzeni. Zdecydowanie wolę małe, kameralne kąty, ale z Tobą mogłabym wszystko...
Muza niesie mnie w niedokończony kosmos. Next Summer na zmianę z Lovers Death.
Tęsknię za knajpą. Od weekendu mnie tam nie było. Pewnie dopiero środkiem tygodnia poczuję jej zapach i smak. Dobrze, że mam pięknych ludzi i że mogę w ich pięknych rękach pozostawić swój filmowy raj.
Może nie powinnam siedzieć tu sama? Grypa sprawia (a raczej ilość "czasu wolnego" + muzyka + poezja + brak kontaktu z ludźmi), że świruję z wrażliwości, rozkładają mnie romantyczne wizje, delikatne obłoki, moc doświadczania własnej duszy, kochania się w tym, czego pragnie...
Do twarzy mi
bez makijażu.
W jasnobłękitnych paznokciach
i czarnej bluzie z kapturem.
Next Summer, Damiano David
Jeszcze w weekend witaliśmy wiosnę na leżakach przed knajpą. W sobotę było szaleństwo (spotkanie z Kasią i Ewą), w niedzielę po 12 przyszedł Szymek, robiliśmy selfie w okularach przeciwsłonecznych. Potem tłum. Wszystko zajęte. Miałam doskonały nastrój i nagle... poczułam się słabo, kiedy wycierałam widelce. Przymuliło mnie - wiosenne powietrze (albo ten ogromny ruch), poczułam, że nadchodzi migrena... Jakoś opanowałam sytuację, bo wieczorem spotkanie. Sezon ogródkowy rozpoczęty. Przyjechała grupa z Warszawy - 7 osób. Usiedli na zewnątrz. Wyszarpaliśmy stary, ogrodowy stół z namiotu. Było mega zabawnie. Były jaja. Głowa odpuściła trochę. W środku pełno gości. Lena z mężem i mamą przyjechała na różany deser i latte popcorn. Wieczorem znów zajrzał Szymon na drugą nowość - kotlet z selera. Trochę wiosna, a trochę vege. Przyniósł mi upominek miodowy. Wypiłam koktajl bananowo-czekoladowy. Do domu wróciłam szczęśliwa. I nagle mnie ścięło. Zaczęłam drżeć po północy jak konwalia pod kocem. Łamać się. Wszystko mnie bolało. Rano obudziła mnie gorączka i okropny ból gardła. Mięśnie odmawiały posłuszeństwa. A kiedy na liczniku pokazało się 39 kresek, wiedziałam, że bez lekarza się nie obejdzie. Szybka wizyta i moje pierwsze zwolnienie. Prawie trzy dni wyjęte z życiorysu. Brak siły i chyba majaczyłam. Powódź z nosa i wyciek ze spłuczki. Jedno z drugim ma niewiele wspólnego. Może tyle co WODA. Kinga pomogła z kluczem. Aga zrobiła rosół. Dziś dochodzę do siebie, chociaż waham się pomiędzy 37,5 a 38. Wieczorem obejrzę film.
W weekend nie było czasu z... astanowić się nad sensem istnienia ;) Piątek i sobota - nafaszerowane po brzegi imprezami, w sobotę aż 4 rezerwacje okolicznościowe. W tym impreza na 14 osób (a druga, obok na 9). 60 urodziny pani Lilianny, imieniny tych od Parku Świateł, randka na czterdziestkę w klimacie Jamesa Bonda i Ewa z rodziną na drinkach i kolacji. Do tego Goście z tzw. drogi. Czyli Ci zupełnie niezaplanowani. To był naprawdę szalony czas. W niedzielę mogłam odespać. Młody był z Milą od rana. A jeszcze Summer ma być na Błoniach zaraz po lipcowym Audio. OMG. Na majówkę już szykuje się szaleństwo, a jeszcze Dnia Kobiet nie było :D hah Nie ogarniam, "Yesus Maryja" - jak to Peszek ryczy z głośników. Rano zamówiłam kilka sprzętów. Nową kuchnię i zamrażarkę, bo startujemy z deserami lodowymi w sezonie wiosna/lato. Dodatkowo kupiłam sobie nowego smartfona. Ma świetne parametry, a ja ciągle potrzebuję czegoś do nagrywek. Ciekawe, kiedy przyjedzie Artur - mamy przegadać temat Kawy i Czasu. Trochę pobajdurzyć, zjeść coś dobrego (u mnie w knajpie oczywiście). Aktualnie siedzi para przy pierwszej loży, 3 naleśniki poszły przed chwilą na wynos, a ja łapię chwilę na wiosenną herbatę. Bratki widziałam w necie. Już nie mogę się doczekać, kiedy je tutaj przywiozę, ustroję nimi przedwiośnie. No, a Jezioro czeka...
Szumi delikatnie. I czeka.
Szumi i czeka.
Czeka.
Jestem w szoku. Marta zaginęła. Od 7 dni nie ma z nią kontaktu. Pamiętam, jak przyszła w zeszłym roku na rozmowę kwalifikacyjną z mamą Anią. Od razu wydała mi się sympatyczna.
Po wakacjach zaczęła się szkoła...
A teraz Marty nie ma... Wyszła do Lidla po godzinie 20 i nie wróciła. Nie ma z nią żadnego kontaktu. Nikt nie wie, co się stało...
Gdzie jesteś, Marto?
Będziemy Cię szukać.
Zaczynam prowadzić dialogi z ludźmi, których nie widziałam sto lat.