czwartek, 29 lutego 2024

tak trochę o litości

Nigdy nie chciałabym, aby ktoś był ze mną z litości i nigdy nie chciałabym być z kimś z litości (chociaż kiedyś pewnie i byłam). Litość to straszliwie dziwna emocja/uczucie/sprawa. To jak łaskotanie powiek piórkiem - chcesz, zrobić komuś miło(ść), a jednak nie robisz.

Och, będziesz się litować teraz nade mną, bo mam naczynia krwionośne w głowie poprzestawiane albo dlatego, że mam katar, łzawi mi prawe oko, upadłam i stłukłam sobie łokieć. Nie. Nie rób tego. Możesz wysłać mi w wiadomości słońce, uśmiechnę się, to będzie fajne, ale nie lituj się nade mną. Zobacz - litość nie ma sensu, ale słońce już tak.

A poetycko? Litość jest fioletowa i trochę jak siniaki. Litość jest chłodna jak zimna dłoń wiatru przykładana do skóry.

A może bez litości nie byłoby pomocy? Jakże niezbędnych zachowań wielu dla wielu?

Zlituję się nad tobą i oddam ci nerkę. 

Oddam ci nerkę, bo potrzebujesz pomocy. 

Nie każdemu oddaje się nerkę. 

Co brzmi najlepiej?  Hm... Dziwne to wszystko.

wtorek, 27 lutego 2024

ćma leci do lampy

Proszę, nie - a czuję, że się zaczyna. Że ćmi (jak ćma, która przybliża się do lampy). Mam nadzieję, że nie rozboli mnie bardziej głowa i że pętla naczyniowa w moim mózgu naprawdę dziś mnie wysłucha ;), bo miałam taki piękny dzień, że szkoda by było mieć migrenową noc. 

Działka mnie doładowała i kreda na chodniku, pyszna kawa z wiórkami, spacer przed-wiosenny w pełnym słońcu. Dla mojej przypadłości, jaką są procesy niedokrwienno-niedotlenieniowe i neurovascular conflict, spacer jest po prostu wspaniałym medykamentem. Dlatego nie pożałowałam sobie ;) - i było miło. Kolejny punkt na liście zadań dziś odrobiony: odstawić stres . Od kiedy staram się stosować filozofię CALM (czyli od momentu odebrania wyników rezo), czuję się naprawdę dobrze. Zrobiłam się spokojna, dopieszczam siebie (literaturą, powietrzem, szopingiem, smakiem), z nikim się nie kłócę. Tak naprawdę mam świetne życie (pod każdym względem). Chodzę własnymi ścieżkami, spełniam marzenia - robię to, co kocham, mam cudownych ludzi blisko siebie.

Dopiero w chwili pewnego zagrożenia, człowiek pojmuje, jak wiele może stracić. Człowiek pojmuje też jak wiele toksykantów mu szkodziło i jeszcze pojmuje, że nie warto było kopać się z korytem. 

To ja urządzam swoje życie.
Ja ustawiam w nim słońce albo deszcz.
Przywołuję nadzieję albo pioruny. 
Troszczę się o to, co najważniejsze (o zdrowie, o miłość). 
Celebruję drobiazgi. 
Dotykam.

niedziela, 25 lutego 2024

Safe me

Po odebraniu wyników rezonansu wpadłam w bliżej nieokreśloną panikę. Zamknęłam się w sobie, odwołałam wyjazd i zachowywałam się jak "umierająca". W głowie kłębiły się dzikie myśli: dlaczego CNN mnie dotknęło skoro to taka rzadkość. Anatomia? Covid? Wypadek, kiedy metalowa huśtawka uderzyła mnie w twarz? Złość przeplatała się ze smutkiem i zniechęceniem. 

Potem zrozumiałam, że można to jakoś leczyć, chociaż wolałabym jakość niż jakoś.

Jednak jak zaczęłam czytać o metodach (np.otwierania czaszki), to zrobiło mi się słabo przed oczami. 

Przestałam wertować Internety i te wszystkie strony medyczne. 

Niedługo mam konsultacje u mojego neurologa... Nie powinnam panikować na zapas. - Pomyślałam.


Wczoraj dzień był już zdecydowanie lepszy.

Przyjechałam do knajpy ubrana w kwiaciastą koszulę i różową marynarkę, aby totalnie odjechać od czarnego nastroju w mojej głowie. 

W czwartek widziałam już bowiem tych wszystkich ludzi, którzy mnie żegnają. Przynoszą białe róże. 

Boshe, przecież ja mam jeszcze tyle do zrobienia, no, ale pisarska głowa nakręcała swoje schizy. A zaburzenia lękowe nie pomagały.


Dobrze, że mieliśmy urodziny Jacentego, posiedziałam z ludkami - było mega miło.

Potem wpadła do knajpy Beti z Darkiem - moja księgowa/kumpela. Pociągnęła mnie za uszy do góry i stwierdziła, że nie ma obijania. 

I że będzie kolorowo. 

Dodała mi powera. 

Napisała też Ola i zaprosiła mnie do Turcji. Dostała tam pracę jako rezydentka (mimo swojej historii, amputacji nogi itp.).

To też mi pokazało, że nie ma rzeczy niemożliwych.

Dziś jeszcze mocniej doceniam obecność ludzi, zapach i smak. Uśmiecham się, wcinając pysznego naleśnika. 


Uśmiecham się do kawy. 

😊

Musi być dobrze. Myślę sobie.

Nie poddam się.

poniedziałek, 19 lutego 2024

A niebo było różowe

To był niebanalny weekend. Szybko poczułam się dobrze po rezo i postanowiłam zawitać w knajpie. W sobotę przyjechałam na śniadanie i... zostałam do wieczora - było tak magicznie. Do nocy pełna sala. Ostatni Goście wyszli grubo po 21, komentując "ależ tu smacznie, pięknie". To umacnia, ubarwia i sprawia, że jeszcze mocniej się chce. W niedzielę wstałam w jakiejś "boskiej energii". Z uśmiechem od ucha do brzucha. Z motylami po wewnętrznej stronie ud. 
Patrząc w lustro, pomyślałam: 

Chce mi się dziś na maxa. Żyć mi się chce i wszystko. Chce mi się dotykać i kochać. 

Moja niesamowita energia eksplodowała jeszcze bardziej, kiedy dotarłam po 16 do Filmowej - pełna sala, a ja? Wzięłam sobie laptop do pracy, bo te Różowe... już stukają skrzydłami w ekran jak szalone. Zamiast różowe stało się rozkoszne. I tak trwałam w tym osłupieniu przez kilka minut. A kiedy Cię zobaczyłam... 

(...)

Nie wiem, 
dlaczego pomyślałam, 
że to Ty. 

sobota, 17 lutego 2024

Flirt-akcja

 Moje nerki odzyskują przytomność.

zarwane noce, (nie)grzeczne dni

W czwartek...

po kilku godzinach spędzonych w klinice byłam lekko przymulona. Musiałam pić dużo wody i jeść "płynne". Pomidorowa smakowała mi nieziemsko, woda też wchodziła świetnie. Byłam wygłodzona jak cholera po tej 24godzinnej diecie. W żyłach czułam szczypanie, ręce mi się trochę trzęsły, a i nerki na maxa zwolniły (teraz już rozumiem, dlaczego po kontraście niektórzy są hospitalizowani - przede wszystkim pacjenci z niewydolnością nerek, a Ci z wydolnością "obserwowani" przez jakiś czas - do max 2h). Dobra, u mnie wszystko wydolne (serce też heh), ale picie wody jest konieczne, żeby teraz to wszystko z organizmu usunąć.

Mój różowy pierścień idealnie synchronizował się z koreczkiem luer lock. Dowiedziałam się, że te kolory oznaczają grubość i długość igły wprowadzanej do żyły, chociaż moje poetyckie wyobrażenia podpowiadały mi, że dostałam taką zatyczkę do wenflonu, bo były Walentynki. ;) Lubię tę nietuzinkowość myślenia. Lubię tę chmurkojebliwość.

A dziś...

podarowałam sobie spacer. Pogoda była piękna, słońce pieściło policzki. Czuć było wiosnę na nadgarstkach...

Księgowość i świetny czas u Beti - zaliczony, truskawkowe cukierki i lustrzane naklejki do wu-ce-tu - rozbawiły mnie do łez. Umówiłyśmy się na sobotę na fondanty czekoladowe w mojej knajpie (a serwujemy wyborne). A potem poszłyśmy z Agą do Pittu. Była akurat Ania, potem wpadła Graża i tak przy żeberkach w barbecue spędziłyśmy super czas. 

Teraz 

jest 03.43. Znów zarywam nockę. A miałam być grzeczna.

wtorek, 13 lutego 2024

tak, wiem, robi się tu coraz bardziej (pamiętnikarsko)

Zrobiło się.
I co ja na to poradzę,
jeśli lubię.
To robić.

Aby nie myśleć o kaniulach dożylnych (czeka mnie to już w czwartek), zaczęłam czytać następną książkę. Rozpoczęła się hm - dość wciągająco. Bohaterka nieco psychiczna, na lekach, mająca very bogatą wyobraźnię, z przeszłą traumą na koncie (jeszcze nie wiem, jaką). Lubię takie "psycholki", heh. 

A wczorajszy dzień zakończył się imprezą u Ewy. Było nice. Były W-Zetki, zielona herbata, podkładki z lwami. Siedziałyśmy tam do północy :) To był jeden z tych wieczorów, które sprawiły, że moja głowa oddychała. 

Strach? Czym jest strach? Sumą naszych lęków? Drżeniem rąk i powiek przed końcem czegoś, na czym Ci zależy? Słońcem spadającym w przepaść? A może po prostu projekcją tego, co niekoniecznie musi się wydarzyć, bo tak naprawdę filmy z naszej głowy nie zawsze wyświetlają się w rzeczywistości. Stoisz tak, w tym cholernym rozdarciu pomiędzy BOJĘ SIĘ a WSZYSTKO BĘDZIE DOBRZE. Bo przecież nie musi się spełnić najgorsze, a zaistnieć może ta lepsza opcja. Dla Twojego, dla mojego ŻYCIA. Czym jest strach? Cienką liną zawieszoną pomiędzy marzeniami a skałą? Jeżeli uda Ci się przejść, to wygrywasz, jeżeli zatrzymujesz się, aby spojrzeć w przepaść, to tracisz równowagę i możesz spa(ś)ć na dno. 

Nie bój się. Jeśli ciągle się boisz, to tracisz życie za życia. 

To jak chodzenie w słoneczny dzień z parasolką i wieczne oczekiwanie na deszcz.

Nie bój się. Tak jest lepiej. Łatwiej.

Miłostki

Może i jestem

sympatyczna, empatyczna.

Ale charakter

to mam, kurwa, ciężki.

poniedziałek, 12 lutego 2024

bole(śnię)

Za szybko ją skreśliłam - te książkę, której zakończenie... Ach, kurwa, musiałam odłożyć, aby utrzymać twardość swoich powiek, bo już oczy moje zaczęły znajomo mrugać. 

Przestraszyłam się. Przestraszyłam się łzy na policzku, która mogłaby nadejść i obudzić we mnie jeszcze większe poruszenie. 

Boję się takich pożegnań, a jednak wchodzę w nie całą sobą. Ostatni dotyk - ostatnia czułość, ostatni pocałunek, ostatni raz, aby do końca świata pozostać już tylko wspomnieniem. Biała koszula zmięta na krawędzi łóżka. Pościel jeszcze ciepła. 

"Żadna nie potrafiła powiedzieć tego pierwsza. Bo jak wypowiedzieć słowo ŻEGNAJ", by nie zabrzmiało zbyt boleśnie?"  

Morning

Po godzinie 12 miałam badania krwi i to akurat pod nosem kanajpy - dwa kroki, idealnie. Po morfie rozgościłam się z kawą przy moim "zimowym" stoliku. Cyknęłam foto z plastrem na pamiątkę, uwieczniając tym samym trochę własnego strachu. Rezonans - to już w tym tygodniu. Książka o les rozkręciła się. Zamierzam trochę poczytać. Zresetować głowę, o ile w gwarze gości będzie to możliwe, bo właśnie wszedł duży stolik z dziećmi, przy pierwszej loży siedzą stali bywalcy mojej knajpy, a przy kolejnych stolikach: pan z Pinokiem, Pani w morskiej bluzie i dziewczynka. Przyjechało Pyszne. Leci muza. Jest miło.

o-szukiwanie

Szukam Twojego bloga.

Tak, wiem. Dziwne uczucie - szukać czegoś, co najpewniej nie istnieje. 

niedziela, 11 lutego 2024

wirtuozeria

Boję się,

a jednak bez prób

nie ma o

błędów. 

(orgazmów).

 

Okej, miałam tutaj zostawić piosenkę, ale... zostawię ją jutro. Dziś wymęczył mnie slasher - Twórca potworów, powiedzmy, że to była moja praca domowa. :P heh a wczoraj książka pt. Córeczka (chociaż w zakończeniu było najs). Aby odciągnąć głowę od thrillerów psychologicznych, horrorów (tych książkowych i filmowych) sięgnęłam przekornie po coś delikatnego. Wybór padł na literaturę erotyczną z motywem lgbt. Hm... No, cóż, jestem totalnie rozczarowana. Prawdę mówiąc ja napisałam lepszą historię tworząc Andreę w Gwiazdach czy tragiczną bohaterkę Viki - w Miłości. Przynajmniej czuć było między nimi te cholerne motylki łaskoczące łechtaczkę (ups, przepraszam - palce). A w tym, co czytam, brakuje prawdziwych emocji, brakuje wirtuozerii pocałunków, śladów języka na skórze. Tej cholernej, bezbrzeżnej tęsknoty, kiedy odległość. Chyba jednak przerzucę się na kolejny thriller psychologiczny albo może sięgnę w końcu po zaległy adult, bo odkładam go wciąż i wciąż na "kiedyś tam".

Mawiają: Nie oceniaj książki po okładce. Hm - coś w tym jest (to na pewno), ale w dużej mierze okładka to również rzecz gustu, podobnie jak treść, chociaż treść powinna być zdecydowanie ważniejsza. Patrząc jednak na zewnętrzną stronę książki, doznaję ochoty albo ... zniechęcam się, coś mnie do niej przyciąga albo odpycha. Czy to już próżność? To, że jednak interesuje mnie to pierwsze wrażenie przy spotkaniu? Hm... (znowu hymkam). Prawda jednak jest taka, że bardziej niż pierwsze wrażenie, interesuje mnie to"ostatnie" (o ile w kontekście relacji można mówić o zakończeniach, bo nigdy nie wiesz, z jakiej ulicy wyjdzie prosto na Ciebie jakiś Duch np.).

Nieważne. 

Co mnie absolutnie przeraża i fascynuje jednocześnie? No właśnie to niezrównoważone przeznaczenie. Ktoś jest nam pisany, kogoś na-piszesz, kogoś przekreślisz, a potem spotkasz w zakamarku ciasnej uliczki, a może w parku podczas spaceru? I co poczujesz wtedy? Co powiesz? Ten znajomy skurcz, to mrowienie między nogami, kiedy popatrzy w twoje oczy? Czy tego typu doznania dotyczą jedynie pierwszego razu, pierwszego spojrzenia, spotkania, uścisku dłoni? Czy pierwsze wrażenie to jednocześnie ostatnie wrażenie? A może po latach skurcz stanie się jeszcze silniejszy?

I mogłabym w tym miejscu zapytać Cię: Czy mnie jeszcze pamiętasz?  

Tylko po co? Skoro i tak znam odpowiedź.

piątek, 9 lutego 2024

Dziś

Bujam w obłokach.

psyche

Opętała mnie jedna piosenka, ale wrzucę ją dopiero jutro (to znaczy dzisiaj, lecz później). Aktualnie jest rano, śnieg świeci. Padał, kiedy wracałam nocą pustymi ulicami. Na stacji benzynowej poznałam Mariolę. To znaczy Mariola roz-poznała mnie.

- Kartą czy gotówką? 

- Kartą i na fakturkę.

- Chaos? To znaczy Kaja? To znaczy pani Kaja? 

- Tak. - Odpowiadam. - Rzucam lekko przyćmiona księżycem.

- Jezuuu, ale to naprawdę Pani - Mariola aż wychodzi zza kasy, aby mi się przyjrzeć. - Bo ja Panią obserwuję na Instagramie i cudownie teksty pani pisze, no cudowne, a może ma Pani przy sobie najnowszą książkę? To bym kupiła.  

W tym miejscu robi mi się niesamowicie miło. Podaję Marioli rękę, z dna plecaka wyciągam wizytówkę z kredowym napisem. 

- Książki nie mam (heh), ale mam wizytówkę. - Mówię uśmiechniętym głosem.

Ona się uśmiecha od ucha do ucha, kolejka robi się długa (mimo że mamy ciemną noc), ludzie ustawiają się do płacenia za wachę. Mariola wciąż w ekscytacji, ja też w ekscytacji i takie to właśnie było tankowanie + FEJM. 

Ach, to przeznaczenie, 

lekkie jak piórko, 

przyjemne jak płatek śniegu, 

który topi się na rozgrzanym policzku.

Wychodzę. Grube płatki śniegu sypią się na moje czarne buty. Odpalam auto i czuję, że jeszcze kiedyś się spotkamy.

*** 

Wracam do domu po 23. Tłusty Czwartek, więc zjadam pączka z marmoladą, zamawiam jadalne róże na Walentynki i cieszę się, że cukiernice z motylami, które kupiłam dzisiaj, zrobią wiosnę w Filmowej. Inwestuję, dotykam. A teraz mam jeszcze większą motywację, kiedy widzę te tłumy (w lutym? Szok), kiedy muszę ubierać szybko spodnie na tyłek, aby jechać z odsieczą, bo na przykład zwyczajny wtorek pęka w szwach i jest tak jak na weekendzie. Kiedy słyszę - jak tutaj pięknie, smacznie, to był wyjątkowy czas, dziękujemy. Kiedy na Google wpada piątka. Kiedy Goście przychodzą na obiad, delektują się smakiem jedzenia, podziwiają środek, a potem wychodzą z moją książką, bo jakiś wiersz zawrócił im w głowie.

Tak... Chcę, żeby tak właśnie było - pięknie, smacznie, filmowo, poetycko. Kręcę swój serial pt. Życie i  nie wyobrażam sobie zimnej pustki z pustaków. Ani pustaków obok mnie. Chcę ludzi, takich z krwi i kości, takich, w których oczy będzie można się wbijać słowami, takich, których usta będą do bólu szczere. Takich, którzy mają w sobie to COŚ. Jakąś energię życiowo-kosmiczną, jakiś "yobel". Z którymi można krzyczeć do Księżyca. (Dobra, chyba trochę przesadziłam heh). Ale wiem, że nie potrzebuję maruderów, cierpiętników, czarnowidzących, "nicniemogących", nudnych, bezludnych, nijakich i chamów. Dobra, prawda jest taka, że i ja czasem pomarudzę, skrzywię się na coś, na kogoś, zrobię jakąś głupotę, ale... No, właśnie - ALE. Ale trwa to krótko, bo normalnie to ja muszę żyć, działać, delektować się! Rozpiera mnie ostatnio naprawdę fajna energia i nie zamierzam tego schrzanić. Muszę otaczać się tymi, którzy nakręcają właśnie taki vibe. Nie lubię spadków sero, a teraz łykam mniejsze dawki, więc mój organizm sam musi sobie radzić. 

I jeszcze te ogrody pełne kwiatów i uśmiechów, niepozorne spotkania, szybkie i wolne kawy, ruch w knajpie, książki, plany, wizje, niespodziewane ZAPROSZENIA, świetny seks, duszne fantazje, a nawet opary zabawnego absurdu - to też świetnie wpływa na moją psyche.

poniedziałek, 5 lutego 2024

ładny widok

Piękny rozruch - statystyki lecą o 90 % w górę. Przyniosłam budzik, nastawiałam na wie(r)sz. Jest trochę tak, jakby była wiosna. Powietrze pachnie ulatującą zimą, przed-początkiem wiosny, wiśnią, której jeszcze nie ma. Jest obezwładniające. Noszę kudłatą, czarną bluzę zamiast kurki. Ma prążkowane troczki i naszywkę skórzaną na rękawie. Jest ciepła. Do knajpy wczoraj dotarłam późno, ale kawa smakowała jak "nigdy dotąd". Wiórki czekoladowe rozpuszczały się w ustach. Uwielbiam pisać o kawach. Czekolada belgijska prawie cała zeszła. Każdy zamawia. Ludzie siedzą przy stolikach, a w nowych świecznikach z morelowej soli migają waniliowe tilajty. Mój wzrok wędruje na ścianę. Potem z Gabrielem robimy tłumaczenia z anglika. Moje wiersze lecą na tapetę jako pierwsze, potem rozmawiamy po angielsku. 

Wszystko jest po coś, choć czasem dziwnie się zaczyna -  Myślą znów dotykam kartki: 

Chcę zdarzyć się 

tobie 

jeszcze jeden raz. 

Może to już trochę oklepane, a może romantyczne? Nie wiem. Policzki się cieszą jak wesołe poziomki. Mija godzina, jedna, druga, trzecia. Wchodzi Szymon. Pijemy herbatę z migdałami. Jest noc. 

Siedem stopni na plusie.

niedziela, 4 lutego 2024

Dom ob(ł)ok

Kolekcjonuję certyfikaty. Audiobooki są trochę jak słuchanie bajek w dzieciństwie (tylko, że ja wybieram thrillery). Chociaż? W bajkach też były potwory. 

Przytulamy się i słuchamy. Jest ciepło i bezpiecznie.

sobota, 3 lutego 2024

Motyle w brzuchu

W Miłości może być tęcza 🌈 i zapach apaszki na zawsze. 

Fragment książki pt. Miłość 

Przeglądam dziś swoją starą książkę i wkładam zakładki w emocje. Pamiętam, jak ją pisałam. Książkę i Miłość. Pamiętam te potłuczone, porąbane stokrotki i to, że czasem trzeba się rozstać. 

Ja mam to szczęście, że zawsze mogę tam wrócić. Wystarczy, że przewrócę kartkę.

Ładne to? Prawda? 

a może zbyt przyziemnie chociaż latają ptaki

Certyfikaty odebrane, kolejne szkolenie w toku. W dalszym ciągu jestem zabawnym "studenciakiem" i mam szalone wizje na CAL. Tak, moja firma otrzymała pewną propozycję współpracy (od marca), nakręciłam się i chcę pozyskać niezbędną wiedzę, aby w ten układ wejść. A odnośnie knajpy - jutro premiera i "Chłopi", a w tygodniu FlowersWall albo (f)LoversWall ;) Sprowadziłam też oryginalną czekoladę belgijską do picia - będziemy taką serwować, jest przepyszna.

Popijam teraz Colę Zero i jem kanapkę z żółtym serem. Jeśli uda się zrealizować projekt ogródka (to kolejne nasze wyzwanie) stuknę toast z moimi pracownikami. A swoją drogą - znów potrzebuję ludzi do pracy. Od marca do CAL i jeszcze kogoś do knajpy, bo coraz więcej się dzieje. Stoliki na Walentynki rezerwowane były już od 31 stycznia. 

Sporo też czytam i oglądam. Psychomatka - serio miała coś w sobie. Z książek? Hm Pajęcza sieć mnie nie powaliła, chociaż napisana raczej poprawnie. Skończyłam ją czytać dzisiaj po szkoleniu i niestety znów wyskoczył w zakończeniu random, a tego nie lubię. Żeby zmienić smak literatury, sięgnęłam po Kukiełki Sochy. Pierwszy rozdział za mną. Zobaczymy, co przyniosą kolejne. 

W Pabianicach znalazłam ciekawy lokal na sprzedaż na filię knajpy. W drugiej połowie lutego mam wywiad w TV, a wcześniej rezonans z kontrastem, którego, kurwa, strasznie się boję. No cóż, trzeba wziąć to na klatę i powiedzieć sobie: Wszystko będzie dobrze. Niedługo Chaos i różowe ptaki. :)

czwartek, 1 lutego 2024

mieszkanie nr

Myślisz, że tak musi być, 

musi być. 

Ktoś rozrzuca nas po różnych miastach, 

po rożnych snach.

Już dawno nie wierzę w duchy,

teraz wierzę w powroty,

w to, co nazywają

nadzieją.

Ściana w twoim pokoju jest wciąż ta sama - w brązowo-rude paski. Na parapecie rozrzucone bibeloty jak kiedyś. Nawet pufa podrapana przez czas stoi w tym samym rogu co kiedyś. I stół - ten sam, na którym paliły się czerwone i borówkowe świece. Przez te wszystkie lata nic się tutaj nie zmieniło. Pamiętam te wieńce przed Bożym Narodzeniem, kradziejkę po bez, wódę na dachu. Teraz nie piję. Czasem, okazjonalnie - jakiś toast czy coś. Moje naczynia krwionośne tego nie lubią. 

Wchodzę niepewnie. 

Tak niepewnie jak wchodzi się 

w przeszłość. 

Pół.

Kiedy wracasz z kliniki  i piszesz wiersz...  I choć patrzysz już w inną stronę,   i choć wiem, że odchodzisz,  szukam ust,  które krzykną z...