poniedziałek, 6 maja 2024

Pół.

Kiedy wracasz z kliniki 
i piszesz wiersz... 

I choć patrzysz już w inną stronę,  
i choć wiem, że odchodzisz, 
szukam ust, 
które krzykną zostań
ręki, która zawróci, 
chociaż wiem, 
że biegu rzeki nie można odmienić. 

Jestem chora 
na pół serca. 
Po prawej stronie 
układam ten ból. 
Dotyka piersi, 
pod sutkiem 
zamienia się w palącą ranę. 

Bo wszystko zaczyna się w głowie,
zaczyna się w głowie 
nawet to.

niedziela, 5 maja 2024

porozmawiam z bzami za chwilę

Majówka i grillówka w knajpie, falowanie z motylami, jeden wielki plac zabaw, mnóstwo znajomych, którzy przewijali się przez ten czas, delikatny zapach białego i fioletowego bzu wirujący w powietrzu, podczas spaceru aleją osiedla, posiadówki przy antykomarowej świecy późnym wieczorem z Szymonem i jego ekipą (w sumie już wspólną ekipą), Zakochana i Zielona Wiosna (nasze nowe koktajle), nocne wycieczki do Makro, bo czegoś zabrakło, hektolitry lemoniady, bitej śmietany i truskawek, osoby zachwycone moimi książkami, cudowne i sympatyczne dziewczyny: Ania z Wielunia, Justyna, Pola i Zoja, Pani z pierwszej loży, która się zabujała w Chaosie i różowych ptakach, drzwi od lodówki, które wypadły (bo przyszedł Michałek, który zmarł 24 marca i zaakcentował swoją obecność), oczyszczająca rozmowa z A.Mi i Mamą Michała, latte z grubymi wiórkami, nowe trampki Docker's by Gerli, mega wygodne i awangardowe - to wszystko emocjalny rollercoaster, który sprawił, że jeszcze bardziej mi się chce :D 

Rodzice zwiedzają Sewillę. Ja za chwilę pójdę na spacer na tężnie. Lubię to miejsce, uspokaja mnie. Często wymykam się z knajpki i spaceruję. Albo siedzę na ławce przy tężniach, wpatruję się w słońce. Słońce wpatruje się we mnie. Łapię tę wiosnę w ramiona i w płuca. Chcę się nią upajać. Łykać ją zachłannie. Rozmawiać z bzami po drodze. 

Jest wiosna. Trzeba czuć.

wtorek, 30 kwietnia 2024

falowanie z motylem

Cała ekipa (włącznie ze mną) jest głęboko nawiedzona xD Wszyscy nie możemy doczekać się Majówki. :D Rozprawiamy o tym, jakby miał to być wypad na Malediwy. A jeszcze nam wchodzi nowa oferta - Grillówka ;) i wioska Smerfów, nowe koktajle. Mogłabym zostać w domu i wylegiwać się na sofie, ale ja uwielbiam tutaj przyjeżdżać, obserwować Gości, chłonąć tę przestrzeń na maksa. To piękne - kochać to, co się robi w życiu, kochać swoją pracę, nie mieć nacisku na: muszę czy trzeba, ale czuć - że się całym sercem CHCE

A dziś - przyleciały różowe ptaki - jestem podekscytowana wydaniem tej książki. Rozpływam się w obłokach ze słów. 

W weekend wpadł do knajpy Szymek z Jaro, pogadaliśmy. Miał urodziny. Jowita pytała o knajpę - studiowałam z nią. Chcą się wybrać w większym gronie. Pod wieczór zajrzał też Adam z Młodym. Przyszli spacerkiem odebrać Sylwię z pracy. Zjedli w Filmowej, tym razem na słodko :) A ja dziś też - na słodko. Rano pankejk z borówką i Nutellą. Pycha. Teraz biała czekolada. Powinnam zapisać się na siłownię ;) heh ale muszę oszczędzać kręgosłup (niemoralny) ;) 

Mam dziś wyśmienity humor i jak tak obserwuję wszystkich, to widzę, że to się udziela. Ten humor, ta energia. 

Dobra energia przyciąga dobrą energię.

Wczoraj z Inez leżałyśmy na kocu, a w górze ogrodu falowały motyle. To było fascynujące doświadczanie wiosny na działce. I pomyśleć, że działkę kupiłam 3 lata temu - w Majówkę. Rocznica goni rocznicę. Knajpę mam już dwa lata. 

Czas - trzeba wykorzystywać w pełni. :)

środa, 24 kwietnia 2024

kolorowe klocki

Odhaczam kolejno sprawy /ubezpieczenia, dokumenty, badania w MP., prąd - mrożenie, farbę itp./ 
Nakręcam kosmyki włosów na palce. Piję kawę w knajpie. Aga robi Pyszne, Sylwia ogarnia kolorowe klocki po dzieciakach. Wiosna płynie (...). Uśmiecham się do słońca. 

Powinnam niedługo pojechać po owoce, ale jest tak uroczo, że jeszcze chłonę tę chwilę. Może wystawię na moment leżak na ogródek, aby jeszcze mocniej poczuć to wiosenne powietrze? Może podleję bratki? Może to, może tamto. Może(sz) wszystko. 

niedziela, 21 kwietnia 2024

za wcześnie, za późno, nijak

Nie wiem, od czego zacząć, bo nie istnieje początek. Istnieje ta chwila, tutaj przy dużym oknie mojej knajpy. Z książką ob(ł)ok. Mrużę oczy i zastanawiam się, jak to by było (...) Gdybanie - najgroźniejsze, co może zrobić twoja głowa. Gdy-bać. Wymyślać scenariusze. Boisz się duchów? Nie chciałam dzisiaj pisać o duchach, chociaż pojawiają się w snach i Ty się pojawiasz, aby rozliczyć stare grzechy, a przecież to nie ma już sensu. Było- o-minęło. Nikt już niczego nie chce, niczego nie oczekuje. W tym roku bzy zakwitły o miesiąc za wcześnie. 

Masz tak czasem, że myślisz: za wcześnie, za późno, nie ten moment? Ja mam. Wiele razy zastanawiałam się nad tym, dlaczego? Coś, ktoś. Efekt motyla prześladuje mnie od tamtej książki. Od Zapachu świeżych Trocin - Czykierdy-Grabowskiej. Widzę tamten pustostan, czwarte piętro i skrzydła rozłożone w locie. Szkoda, że tak to się skończyło, ale myślę, że tak jak moja Kasandra, Ona musiała poczuć falowanie w głowie i ten głos, który ją poprowadził. Pisanie to czasem niebo, a czasem piekło. Bo nie masz panowania nad drogą, którą wybiera bohater, bo On w palcach ożywa i plastyczny się staje, unosi się ponad wszystko. 

Jest mi zimno. Wypiłam herbatę z cytrusami. Przytulam różowe ptaki. W nich mieści się tyle ciepła.

piątek, 19 kwietnia 2024

wiosna bez

Nie usłyszysz znów, 
że ktoś czeka, albo że polecimy 
na Księżyc wydaje się teraz 
nieprawdopodobnie daleko. 
Dalej niż za górami, za lasami

Trzeba więc nauczyć się latać,
aby nie kupować biletów o zabójczej porze,
aby nie topić w jeziorze
łez i samolotów.

Wydawało ci się, że świat 
jest na wyciągnięcie ręki, walizki,
wydawało mi się, że wszystko
można załatwić na piękne oczy

Wydawało mi się, że dzień zaczyna się
od słowa: różowe

A tu kwitnie wiosna.
Bez.

środa, 17 kwietnia 2024

bez na powiekach

 Twoich kroków już nie ma,

a mi wciąż się to śni.


Ciepłe czy zimne? 

Czy zostaje w nas tylko to, co łagodne, a może paranoja i strach? Nie znasz dokładnie drogi, którą będą podążały dni twoje i noce twoje, ale ta droga zna ciebie. Ona już szykuje się na spotkanie z twoimi krokami. Wie, że będą ją obejmować twoje oczy. Nie znasz już mnie, bo składam się z tych wszystkich listów nieprzeczytanych, słońc niezapalonych nad głową.

Moje sny niczego tutaj nie zmienią. Nie zawrócą kroków i nie przywrócą straconych (?) godzin. Tylko co w tej relacji zdaje się być utratą: my, coś między nami, czy świat? O czym śniło ci się wczoraj, na pełnej kwiatów ziemi, w alejach pomiędzy bzami - ławka? O czym śnisz dzisiaj, kiedy przychodzisz i stawiasz filiżankę pustką, bez kawy obok mnie? 

Jak myślisz, czy warto czekać na spóźniony pociąg, na linię ust, która się nie wydarzy, na brzeg? 

 

Czekanie 

to przepaść czy most? 

Czym staje się czekanie, 

kiedy bez już kwitnie na powiekach? 

wtorek, 16 kwietnia 2024

nic tam nie było (prawdziwe)

Może jeszcze kiedyś, tak niespodziewanie,
wpadniemy na siebie i patrząc sobie w oczy
powiemy to wszystko, co ukrywaliśmy przed sobą
od tamtej młodości.

piątek, 12 kwietnia 2024

ta muzyka powinna mieć tytuł

Każdą książkę, jaką czytam wyobrażam sobie. W sensie: bohaterów, miejsca, oczy. Często mam tak, że zmieniłabym już coś w środku albo zakończenie zrobiła zupełnie inne. Mam też czasem wrażenie, że wiele dzieje się "od czapy", jest po prostu wymęczone, wypocone i w ogóle mało plastyczne (albo często). Tak też było z thrillerem pt. Zapisane we krwi. Totalna porażka, jakby dzieciak z gimbazy dorwał się do zeszytu i wymarzył sobie karierę mistrza suspensu. Aktualnie sięgnęłam po Blef, ale odnoszę wrażenie powtórki z Córeczki (jestem na 123 stronie). 

Dziś pogrzeb Michała. Czarne serca patrzą nam w oczy. Wciąż zastanawiam się, dlaczego (?). 

Mogłabym usiąść do "Maski...", ale... sama nie wiem... Może później. Teraz wypiję Koktajl pod tytułem "Zakochana Wiosna" (zainwestowałam w maszynkę do robienia takich pyszności). Słońce świeci, usiądę na leżaku przed knajpą i będę obserwować bratki, ludzi, samoloty. 

niedziela, 7 kwietnia 2024

wow

Padł nowy rekord :D 

sezon

Anastazja podekscytowała się na maxa, kiedy rzuciłam hasło o zapaskach z cytatami i logo. Sama się jaram jak dziecko. Wszystko ustalone z dziewczynami. Aga zrobi projekt. 
Uwielbiam te uśmiechnięte buzie w mojej knajpie. Zerkam jednym okiem na ogródek i uśmiecham się.

wtorek, 2 kwietnia 2024

luz bluz

Chcę robić z tobą dziwne rzeczy,
może czasem nawet głupie rzeczy.


w czasach automatycznych sekretarek

Robię dziś sto rzeczy jednocześnie, heh, chociaż nie posiadam stu rąk ;) Wpadłam do knajpy, układam książki, bo przyjechał w zeszłym tygodniu nowy regał i teraz będzie można już na luzie częstować się moją literaturą, cykam zdjęcia. Do tego kręci się weryfikacja danych w kółko (czekam niepewnie), piję kawę - latte bez syropu, zakładam apkę na nowym fonie, zostało 59 sekund, podaję karty, bo jestem przez chwilę zupełnie sama tutaj. Zostało 25 sekund. Dzwoni Nazwa to znaczy hosting. Mam ochotę jechać po nowe perfumy. Wszystko skrzypi, jest chłodno, wczoraj było 25 stopni. Święta piękne, zajączek uroczy, tłumy w knajpie. Muszę znaleźć drugą kelnerkę. Dziś powinnam wrzucić ogłoszenie, a ja znów na Legimi i czytam (z doskoku) kolejną książkę. 
Zostały dwie minuty. Od nowa to robię, już mnie kurwica trzęsie ;) 
Dziś odpalę Maskę. 

Weryfikacja przebiegła niepomyślnie. 
Replay. 

Siedzę i czekam, aż ktoś odbierze. Jest wesoło, kolorowo, ciąg samochodów przesuwa się za oknem. Zaczynam delikatnie poruszać nogą, uderzać butem w nogę od stolika. Uśmiecham się. Liczę do 10. Do 20, do 100, znów się uśmiecham. 

(Kurwa! Ile można otwierać konto w banku) 

Niestety, nie możemy Pani pomóc, może pani udać się do najbliższej placówki... ble ble ble... 

Nie mam czasu. Nie mam czasu na najbliższe placówki, nie mam czasu na użeranie się z aplikacjami widmo, ze sterownikiem selfie, z, z, z... 
Przychodzi mi do głowy zupełnie inny pomysł. 
Trzeba być cwańszym niż ładniejszym w dzisiejszych czasach. W czasach automatycznych sekretarek i wysokopotężnych botów. W czasach, kiedy wszystko wszystkim steruje, kiedy nami wszystko steruje. 
Tak - trzeba być mądrzejszym od sztucznej inteligencji. 

Mam ochotę na naleśnika z dżemem. 
I nie zamierzam z tej ochoty rezygnować, a potem pojadę kupić sobie kolejne perfumy xD 

wychowanie bezstresowe

Ja rozumiem, że to jest dla ciebie trudne, ale musisz sobie z tym jakoś poradzić. Nie chcemy przecież, aby to zakończyło się tragicznie. Nic złego się nie dzieje. Wszystko jest w porządku, a ty jesteś przecież silna i roztropna. .

środa, 27 marca 2024

Dlaczego?

Znów dochodzi do ciebie, jak wiele się nie liczy,

gdy odchodzi człowiek. Jak wiele 

niepotrzebnych kłótni i wojen. 

Jak kruchy czas i jakie 

łzy, kiedy nie ma.

 

Dziś się dowiedziałam. Wiadomość o jego śmierci spadła na mnie jak grom z czarnego nieba. A tak bardzo bałam się napisać dla Ciebie. Bałam się, że przeczytam właśnie to, o czym myślałam - że to już koniec. Że odszedł. Rozpuścił się gdzieś tam w powietrzu, u stóp szklanych gór czy w innym zakątku świata. Przecież wcześniej miał zawał i to też nie dawało mi spokoju. I ta ostatnia, sierpniowa obecność, ostatnia wspólna rozmowa, którą pamiętam jak na dłoni - wypisaną. Nie wiem, dlaczego człowiek zapamiętuje "TO, CO OSTATNIE". Jakiś gest, uśmiech idący tamtędy, rękę, zapach. Jakiś krzyk, łzę, drogę do domu albo gdzieś, nie wiem, gdzie. Ale zapamiętuje, choć wtedy jeszcze nie wie, nie zdaje sobie sprawy z tego, że będzie to "ostatnie". Że czas się skończy, że świeczka wypali swój płomień. Bo śmierć taka już jest - ona po prostu przychodzi i wyrywa spod skrzydeł czasu - ciało. 

On za mną chodził. Od początku roku to nawet jakoś tak bardzo. Coś mi się nie zgadzało, nie pasowało do reszty. Coś mnie niepokoiło. Bardzo boję się takich myśli napływających do głowy - katastroficznych, bolesnych. Zrzucam to na te swoje lęki i dziwadła, ale najgorsze jest to, że czasem się sprawdzają. 

Lubiliśmy się. Czułam to. I dobrze nam się rozmawiało przy stoliku, na którym wazon z różowymi goździkami pasował do Twojej sukienki. Lubiliśmy się. 

Teraz czuję dziwny rodzaj pustki, bo zdaję sobie sprawę, że to przede wszystkim Twoja pustka, nie moja, ale wiesz? Ja też ją czuję. A może to tak, że ja czuję po prostu Twoją pustkę, dziurę wypaloną w Twoim sercu? 

*** 

On nie przychodził przez kilka miesięcy. Ona też już nie przychodzi. Może to popieprzone, ale szukałam nekrologu, szukałam "wypadków" (tych cholernych, samochodowych), później wymyśliłam sobie, że straciłaś pamięć albo leżysz w szoku pourazowym bez rąk albo nóg.. Moja głowa podpowiadała mi straszne scenariusze, różne urojenia. Bo wciąż tkwi w niej to pytanie: DLACZEGO? 

Przecież nie znika się tak 

bez powodu, 

bez słowa, z dnia na dzień 

- jest i nagle nie ma

Przecież tak robić nie wolno.  


Ludzie nie rozpływają się w powietrzu.

niedziela, 24 marca 2024

Maska Czarownicy (again)

Widziałam Cię. Miałaś nową kurtkę, której kaptur wykończony był beżowym misiem (albo i nie), czarne, skórzane buty za jakieś trzy albo cztery stówy, dżinsy kupione nie w promo i golf. Jawiłaś się jako ta zajebista, operatywna, zaangażowana w swoją pracę, ogarnięta na maxa (bardziej niż ja) - superGirl. A w rzeczywistości przecież tak nie było. 

Później przyszły szare dni i kolorowe oczekiwania zamieniły się w gówno. Tak to się psuło, srało, nie grało. I chociaż przynosiłaś czekoladki, to i tak było to bez sensu, bo wiedziałam już, jak potrafisz kłamać. Głęboko w oczy.

Maski zaczęły opadać, obnażając nagie kostki i brudne ulice. 

*** 

Maska Czarownicy w t(ł)oku, a głupie myśli - w rynsztoku. A może też w tłoku, w tłumie tych wszystkich wysmarowanych obłudą. Na gębach śmiejących się nastolatków, w grymasach pomarszczonych smutkiem twarzy. 

***

Widzę Cię. Przychodzisz. Nasze spojrzenia znów się dotykają. 

- Chyba żartujesz? 
- No właśnie, nie żartuję. Było w tym coś magicznego, jakby cały świat odleciał gdzieś, a zostały tylko nasze dusze i nasze dotykające się policzki, piżmowy zapach włosów... 

sobota, 23 marca 2024

Latte wciąż mnie uwodzi

Zdecydowanie za późno pojawiłam się dzisiaj w knajpie (dopiero po 18). A może to wszystko przez tę burzę (we mnie). Przez te wyrzuty (paniki i sumienia). 

Bo czasem tak jest. A może jest już dobrze? Bo idzie wiosna. Bo kolorowe ptaki. Bo parki zaraz się zazielenią, będziemy wybiegać z domów i przesiadywać - w kawiarnianych ogródkach. 

Smak latte wciąż mnie uwodzi. 

Choć dziś przez chwilę wydawało mi się, że jestem tchórzem. Potem wyszło słońce i odmieniło się. 

niedziela, 17 marca 2024

kawiarniany sen(s)

Nie budź mnie jeszcze. 

Z tego życia, które wybucha kawiarniami.

Nie budź mnie jeszcze (...). 

Chcę żyć.


Pachnie dziś "Wszystkimi Świętymi". W powietrzu unosi się listopad. Wiosna ukryła się za rogiem i grzmi, że jesień próbuje jej odebrać status dostępny. A przecież za chwilę mają już wybuchać łąki kwiatami, ludzie - sercami. Ma być dobrze, ciepło i miód. 

Ale tutaj jest CIEPŁO 

Dziś w knajpie wyjątkowy czill. Wszystko przepływa, sączy się jak w sennym miasteczku, w sennej opowieści. Goście się nie spieszą, celebrują ten czas, który przy stolikach rośnie w owoc, kawę i kwiat. Świece przynoszą ciepło i miękkość. Lekko senne stoliki z zimowymi herbatami mruczą. Kawy pachną. Rzecz się snuje... Zahacza o ułamek duszy. W środkowej loży siedzi dziewczyna o kasztanowych włosach. Czyta moją książkę. Pani w różowej bluzie pasuje do różowych goździków. Reszta odpływa gdzieś, w jakiś sen. Tak bardzo powoli... 

Dzieje się (...).

Przypomniały mi się Sklepy cynamonowe Schulza. Żył krótko, ale wszystko w jego opowiadaniach pachniało. Sklepy cynamonowe - kawiarnia cynamonowa. Krople deszczu na szybach. I ja - zaklęta w czasie i przestrzeni. Pachnę. Otulona oddechem miejsca, które mnie zniewala. Nastrojem i perfumami... Forda. 

Czym mam ją dłużej, tym bardziej ją kocham - jest taka moja, taka do przytulania. 

Prawdziwe miłości poznaje się po znakach szczególnych. Po tęsknotach nieziemskich i błękitnych jeziorach, w których chciałoby się utopić tęsknoty. 

Lubię tak odpływać od brzegu w ten kawiarniany sen(s).

sobota, 9 marca 2024

a wiosną przyjdą krasnoludki

Skończyłam kolejną książkę. Pożeram książki. "Nikt nie może wejść" - spoko schiza, chociaż pewne psychologiczności poprowadziłabym inaczej, ale i tak była to jedna z lepszych powieści, jakie ostatnio czytałam. Może dlatego, że Weronika trochę skojarzyła mi się z moją Leą z Play. Albo - sama nie wiem. W każdym razie liczyłam na takie rozwiązanie. Lubię osobliwości. Przeraził mnie natomiast "Dom dziadka" - boję się takich książek, są przerażająco-absurdalne. Dobry początek z pistoletem na wodę i totalnie porąbane mięso. Nie, to nie dla mnie. Jestem za delikatna. Za słodka... (mimo że czasem używam męskich perfum).

Latte smakuje równie słodko. Ma delikatną, aksamitną piankę i moje ulubione wiórki. Rozpływają się na języku. Udało mi się złapać stolik w kącie. Przyjechałam na Pretty. To nasza nowość z rukolą, mozzarellą, koktajlowymi pomidorami z sosem sezamowym - samo ZDROWIE - a zdrowie teraz najważniejsze. Wczorajsze mega pozytywne emocje tkwią jeszcze w moich oczach i sercu. Tulipany i moje ulubione, śmietankowe ptasie mleczko od Gabrysia, czekolada z orzechami od Witka, cuksy o smaku truskawek od jednego z gości mojej knajpy i biały kiciuś w czarne kropki z kwiatem w środku grzbietu - od Szymona. Zjedliśmy wszyscy piękną kolację przy pierwszej loży, bo pozostałe były zajęte. I jeszcze wszedł stolik przed 21. 

Teraz słyszę, jak mężczyźni rozmawiają o kobietach: ta się dobrze lizała, ta dała pomacać, imprezka udana, miałem wczoraj taką moc na... do niej, a dzisiaj powtórka, ale to nic na serio

Nie. Nie mogę pisać o facetach - heh. To zabawne. A moja bohaterka będzie miała dziewczynę. 

Zakręcam włosy na palcu. Nie mogę się przyzwyczaić, że są teraz o ponad połowę krótsze. Są krótkie heh, ale trzeba się od-radzać. 

Wciąż i wciąż. Trzeba dotykać. 

(nie)możliwego.

czwartek, 7 marca 2024

czas na wariackich papierach

Kontrolka z podnośnikiem w aucie zapaliła się tuż przed samym wjazdem na autostradę. "Świetnie". - Pomyślałam. Ciuchy na wieszakach bujały w obłokach (żeby jakoś wyglądać na spotkaniu), ciężkie jak węgiel laksy na grubej podeszwie usypiały pod fotelem pasażera. Uspokajał mnie jednak fakt, że samochód był na generalnym przeglądzie jakiś miesiąc temu, więc starałam się za dużo nie analizować. 

Na Żoliborzu wylądowałyśmy szybko. Autostrada to jednak poemat (niedygresyjny). Potem kawa w Głodomorach i pierogi z soczewicą (wersja vege). Przepyszoty. A że czasu do spotkania było w zapasie, to zaliczyłyśmy też spacerek uliczkami vintage po okolicy. Ładny ten Żolik. Kojarzy mi się z parkiem Julianowskim w Łodzi, Aleją Róż i tymi wszystkimi poetycko-literackimi nazwami ulic. 

W Warszawie było lirycznie, literacko i romantycznie. Ona taka już jest  - "Światowa Dama" w kapeluszu z piórkiem. I teraz jeszcze ja - od teraz przy-pisana do Warszawy jeszcze bardziej niż. Osobistości przemiłe, moja anormatywność też, parking - 20 zeta za 4 h, przepalona żarówka i jesteśmy w kontakcie. W drodze powrotnej ukochany dom rodzinny, kaczka z jabłkami zrobiona przez Mamę, racuchy z cukrem pudrem, szampan i Miłość. 

Teraz przyjechałam do knajpy, sprawnym już autem, które odebrałam od Igora tuż przed samą wizytą u neurologa (wszystko na wariata ostatnio heh). Siedzę z widokiem na bardzo różowe goździki. Czuję ich zapach. Uśmiechają się do mnie jak przedwiośnie, bo przedwiośnie jest już wyczuwalne na zewnątrz i porusza drzewami w rytm marcowego zabujania.  

Nie mam guza. - Oddycham z ulgą. Lekko. Świat zamienia się w różowe ptaki. 

sobota, 2 marca 2024

Wiersz o gdy.baniu

Jednak ciągle się boję.

Wiatru i igieł na policzkach.

Westchnień cichych jak trawa.

Zmarnowanych godzin 

na zawody miłosne. 


Pewnie inaczej byłoby. 

Gdyby. 


Gdybyś Ty.

Gdybym ja.

Gdyby tak.

piątek, 1 marca 2024

czwartek, 29 lutego 2024

tak trochę o litości

Nigdy nie chciałabym, aby ktoś był ze mną z litości i nigdy nie chciałabym być z kimś z litości (chociaż kiedyś pewnie i byłam). Litość to straszliwie dziwna emocja/uczucie/sprawa. To jak łaskotanie powiek piórkiem - chcesz, zrobić komuś miło(ść), a jednak nie robisz.

Och, będziesz się litować teraz nade mną, bo mam naczynia krwionośne w głowie poprzestawiane albo dlatego, że mam katar, łzawi mi prawe oko, upadłam i stłukłam sobie łokieć. Nie. Nie rób tego. Możesz wysłać mi w wiadomości słońce, uśmiechnę się, to będzie fajne, ale nie lituj się nade mną. Zobacz - litość nie ma sensu, ale słońce już tak.

A poetycko? Litość jest fioletowa i trochę jak siniaki. Litość jest chłodna jak zimna dłoń wiatru przykładana do skóry.

A może bez litości nie byłoby pomocy? Jakże niezbędnych zachowań wielu dla wielu?

Zlituję się nad tobą i oddam ci nerkę. 

Oddam ci nerkę, bo potrzebujesz pomocy. 

Nie każdemu oddaje się nerkę. 

Co brzmi najlepiej?  Hm... Dziwne to wszystko.

wtorek, 27 lutego 2024

ćma leci do lampy

Proszę, nie - a czuję, że się zaczyna. Że ćmi (jak ćma, która przybliża się do lampy). Mam nadzieję, że nie rozboli mnie bardziej głowa i że pętla naczyniowa w moim mózgu naprawdę dziś mnie wysłucha ;), bo miałam taki piękny dzień, że szkoda by było mieć migrenową noc. 

Działka mnie doładowała i kreda na chodniku, pyszna kawa z wiórkami, spacer przed-wiosenny w pełnym słońcu. Dla mojej przypadłości, jaką są procesy niedokrwienno-niedotlenieniowe i neurovascular conflict, spacer jest po prostu wspaniałym medykamentem. Dlatego nie pożałowałam sobie ;) - i było miło. Kolejny punkt na liście zadań dziś odrobiony: odstawić stres . Od kiedy staram się stosować filozofię CALM (czyli od momentu odebrania wyników rezo), czuję się naprawdę dobrze. Zrobiłam się spokojna, dopieszczam siebie (literaturą, powietrzem, szopingiem, smakiem), z nikim się nie kłócę. Tak naprawdę mam świetne życie (pod każdym względem). Chodzę własnymi ścieżkami, spełniam marzenia - robię to, co kocham, mam cudownych ludzi blisko siebie.

Dopiero w chwili pewnego zagrożenia, człowiek pojmuje, jak wiele może stracić. Człowiek pojmuje też jak wiele toksykantów mu szkodziło i jeszcze pojmuje, że nie warto było kopać się z korytem. 

To ja urządzam swoje życie.
Ja ustawiam w nim słońce albo deszcz.
Przywołuję nadzieję albo pioruny. 
Troszczę się o to, co najważniejsze (o zdrowie, o miłość). 
Celebruję drobiazgi. 
Dotykam.

niedziela, 25 lutego 2024

Safe me

Po odebraniu wyników rezonansu wpadłam w bliżej nieokreśloną panikę. Zamknęłam się w sobie, odwołałam wyjazd i zachowywałam się jak "umierająca". W głowie kłębiły się dzikie myśli: dlaczego CNN mnie dotknęło skoro to taka rzadkość. Anatomia? Covid? Wypadek, kiedy metalowa huśtawka uderzyła mnie w twarz? Złość przeplatała się ze smutkiem i zniechęceniem. 

Potem zrozumiałam, że można to jakoś leczyć, chociaż wolałabym jakość niż jakoś.

Jednak jak zaczęłam czytać o metodach (np.otwierania czaszki), to zrobiło mi się słabo przed oczami. 

Przestałam wertować Internety i te wszystkie strony medyczne. 

Niedługo mam konsultacje u mojego neurologa... Nie powinnam panikować na zapas. - Pomyślałam.


Wczoraj dzień był już zdecydowanie lepszy.

Przyjechałam do knajpy ubrana w kwiaciastą koszulę i różową marynarkę, aby totalnie odjechać od czarnego nastroju w mojej głowie. 

W czwartek widziałam już bowiem tych wszystkich ludzi, którzy mnie żegnają. Przynoszą białe róże. 

Boshe, przecież ja mam jeszcze tyle do zrobienia, no, ale pisarska głowa nakręcała swoje schizy. A zaburzenia lękowe nie pomagały.


Dobrze, że mieliśmy urodziny Jacentego, posiedziałam z ludkami - było mega miło.

Potem wpadła do knajpy Beti z Darkiem - moja księgowa/kumpela. Pociągnęła mnie za uszy do góry i stwierdziła, że nie ma obijania. 

I że będzie kolorowo. 

Dodała mi powera. 

Napisała też Ola i zaprosiła mnie do Turcji. Dostała tam pracę jako rezydentka (mimo swojej historii, amputacji nogi itp.).

To też mi pokazało, że nie ma rzeczy niemożliwych.

Dziś jeszcze mocniej doceniam obecność ludzi, zapach i smak. Uśmiecham się, wcinając pysznego naleśnika. 


Uśmiecham się do kawy. 

😊

Musi być dobrze. Myślę sobie.

Nie poddam się.

poniedziałek, 19 lutego 2024

A niebo było różowe

To był niebanalny weekend. Szybko poczułam się dobrze po rezo i postanowiłam zawitać w knajpie. W sobotę przyjechałam na śniadanie i... zostałam do wieczora - było tak magicznie. Do nocy pełna sala. Ostatni Goście wyszli grubo po 21, komentując "ależ tu smacznie, pięknie". To umacnia, ubarwia i sprawia, że jeszcze mocniej się chce. W niedzielę wstałam w jakiejś "boskiej energii". Z uśmiechem od ucha do brzucha. Z motylami po wewnętrznej stronie ud. 
Patrząc w lustro, pomyślałam: 

Chce mi się dziś na maxa. Żyć mi się chce i wszystko. Chce mi się dotykać i kochać. 

Moja niesamowita energia eksplodowała jeszcze bardziej, kiedy dotarłam po 16 do Filmowej - pełna sala, a ja? Wzięłam sobie laptop do pracy, bo te Różowe... już stukają skrzydłami w ekran jak szalone. Zamiast różowe stało się rozkoszne. I tak trwałam w tym osłupieniu przez kilka minut. A kiedy Cię zobaczyłam... 

(...)

Nie wiem, 
dlaczego pomyślałam, 
że to Ty. 

sobota, 17 lutego 2024

Flirt-akcja

 Moje nerki odzyskują przytomność.

zarwane noce, (nie)grzeczne dni

W czwartek...

po kilku godzinach spędzonych w klinice byłam lekko przymulona. Musiałam pić dużo wody i jeść "płynne". Pomidorowa smakowała mi nieziemsko, woda też wchodziła świetnie. Byłam wygłodzona jak cholera po tej 24godzinnej diecie. W żyłach czułam szczypanie, ręce mi się trochę trzęsły, a i nerki na maxa zwolniły (teraz już rozumiem, dlaczego po kontraście niektórzy są hospitalizowani - przede wszystkim pacjenci z niewydolnością nerek, a Ci z wydolnością "obserwowani" przez jakiś czas - do max 2h). Dobra, u mnie wszystko wydolne (serce też heh), ale picie wody jest konieczne, żeby teraz to wszystko z organizmu usunąć.

Mój różowy pierścień idealnie synchronizował się z koreczkiem luer lock. Dowiedziałam się, że te kolory oznaczają grubość i długość igły wprowadzanej do żyły, chociaż moje poetyckie wyobrażenia podpowiadały mi, że dostałam taką zatyczkę do wenflonu, bo były Walentynki. ;) Lubię tę nietuzinkowość myślenia. Lubię tę chmurkojebliwość.

A dziś...

podarowałam sobie spacer. Pogoda była piękna, słońce pieściło policzki. Czuć było wiosnę na nadgarstkach...

Księgowość i świetny czas u Beti - zaliczony, truskawkowe cukierki i lustrzane naklejki do wu-ce-tu - rozbawiły mnie do łez. Umówiłyśmy się na sobotę na fondanty czekoladowe w mojej knajpie (a serwujemy wyborne). A potem poszłyśmy z Agą do Pittu. Była akurat Ania, potem wpadła Graża i tak przy żeberkach w barbecue spędziłyśmy super czas. 

Teraz 

jest 03.43. Znów zarywam nockę. A miałam być grzeczna.

wtorek, 13 lutego 2024

tak, wiem, robi się tu coraz bardziej (pamiętnikarsko)

Zrobiło się.
I co ja na to poradzę,
jeśli lubię.
To robić.

Aby nie myśleć o kaniulach dożylnych (czeka mnie to już w czwartek), zaczęłam czytać następną książkę. Rozpoczęła się hm - dość wciągająco. Bohaterka nieco psychiczna, na lekach, mająca very bogatą wyobraźnię, z przeszłą traumą na koncie (jeszcze nie wiem, jaką). Lubię takie "psycholki", heh. 

A wczorajszy dzień zakończył się imprezą u Ewy. Było nice. Były W-Zetki, zielona herbata, podkładki z lwami. Siedziałyśmy tam do północy :) To był jeden z tych wieczorów, które sprawiły, że moja głowa oddychała. 

Strach? Czym jest strach? Sumą naszych lęków? Drżeniem rąk i powiek przed końcem czegoś, na czym Ci zależy? Słońcem spadającym w przepaść? A może po prostu projekcją tego, co niekoniecznie musi się wydarzyć, bo tak naprawdę filmy z naszej głowy nie zawsze wyświetlają się w rzeczywistości. Stoisz tak, w tym cholernym rozdarciu pomiędzy BOJĘ SIĘ a WSZYSTKO BĘDZIE DOBRZE. Bo przecież nie musi się spełnić najgorsze, a zaistnieć może ta lepsza opcja. Dla Twojego, dla mojego ŻYCIA. Czym jest strach? Cienką liną zawieszoną pomiędzy marzeniami a skałą? Jeżeli uda Ci się przejść, to wygrywasz, jeżeli zatrzymujesz się, aby spojrzeć w przepaść, to tracisz równowagę i możesz spa(ś)ć na dno. 

Nie bój się. Jeśli ciągle się boisz, to tracisz życie za życia. 

To jak chodzenie w słoneczny dzień z parasolką i wieczne oczekiwanie na deszcz.

Nie bój się. Tak jest lepiej. Łatwiej.

Miłostki

Może i jestem

sympatyczna, empatyczna.

Ale charakter

to mam, kurwa, ciężki.

poniedziałek, 12 lutego 2024

bole(śnię)

Za szybko ją skreśliłam - te książkę, której zakończenie... Ach, kurwa, musiałam odłożyć, aby utrzymać twardość swoich powiek, bo już oczy moje zaczęły znajomo mrugać. 

Przestraszyłam się. Przestraszyłam się łzy na policzku, która mogłaby nadejść i obudzić we mnie jeszcze większe poruszenie. 

Boję się takich pożegnań, a jednak wchodzę w nie całą sobą. Ostatni dotyk - ostatnia czułość, ostatni pocałunek, ostatni raz, aby do końca świata pozostać już tylko wspomnieniem. Biała koszula zmięta na krawędzi łóżka. Pościel jeszcze ciepła. 

"Żadna nie potrafiła powiedzieć tego pierwsza. Bo jak wypowiedzieć słowo ŻEGNAJ", by nie zabrzmiało zbyt boleśnie?"  

Morning

Po godzinie 12 miałam badania krwi i to akurat pod nosem kanajpy - dwa kroki, idealnie. Po morfie rozgościłam się z kawą przy moim "zimowym" stoliku. Cyknęłam foto z plastrem na pamiątkę, uwieczniając tym samym trochę własnego strachu. Rezonans - to już w tym tygodniu. Książka o les rozkręciła się. Zamierzam trochę poczytać. Zresetować głowę, o ile w gwarze gości będzie to możliwe, bo właśnie wszedł duży stolik z dziećmi, przy pierwszej loży siedzą stali bywalcy mojej knajpy, a przy kolejnych stolikach: pan z Pinokiem, Pani w morskiej bluzie i dziewczynka. Przyjechało Pyszne. Leci muza. Jest miło.

o-szukiwanie

Szukam Twojego bloga.

Tak, wiem. Dziwne uczucie - szukać czegoś, co najpewniej nie istnieje. 

niedziela, 11 lutego 2024

wirtuozeria

Boję się,

a jednak bez prób

nie ma o

błędów. 

(orgazmów).

 

Okej, miałam tutaj zostawić piosenkę, ale... zostawię ją jutro. Dziś wymęczył mnie slasher - Twórca potworów, powiedzmy, że to była moja praca domowa. :P heh a wczoraj książka pt. Córeczka (chociaż w zakończeniu było najs). Aby odciągnąć głowę od thrillerów psychologicznych, horrorów (tych książkowych i filmowych) sięgnęłam przekornie po coś delikatnego. Wybór padł na literaturę erotyczną z motywem lgbt. Hm... No, cóż, jestem totalnie rozczarowana. Prawdę mówiąc ja napisałam lepszą historię tworząc Andreę w Gwiazdach czy tragiczną bohaterkę Viki - w Miłości. Przynajmniej czuć było między nimi te cholerne motylki łaskoczące łechtaczkę (ups, przepraszam - palce). A w tym, co czytam, brakuje prawdziwych emocji, brakuje wirtuozerii pocałunków, śladów języka na skórze. Tej cholernej, bezbrzeżnej tęsknoty, kiedy odległość. Chyba jednak przerzucę się na kolejny thriller psychologiczny albo może sięgnę w końcu po zaległy adult, bo odkładam go wciąż i wciąż na "kiedyś tam".

Mawiają: Nie oceniaj książki po okładce. Hm - coś w tym jest (to na pewno), ale w dużej mierze okładka to również rzecz gustu, podobnie jak treść, chociaż treść powinna być zdecydowanie ważniejsza. Patrząc jednak na zewnętrzną stronę książki, doznaję ochoty albo ... zniechęcam się, coś mnie do niej przyciąga albo odpycha. Czy to już próżność? To, że jednak interesuje mnie to pierwsze wrażenie przy spotkaniu? Hm... (znowu hymkam). Prawda jednak jest taka, że bardziej niż pierwsze wrażenie, interesuje mnie to"ostatnie" (o ile w kontekście relacji można mówić o zakończeniach, bo nigdy nie wiesz, z jakiej ulicy wyjdzie prosto na Ciebie jakiś Duch np.).

Nieważne. 

Co mnie absolutnie przeraża i fascynuje jednocześnie? No właśnie to niezrównoważone przeznaczenie. Ktoś jest nam pisany, kogoś na-piszesz, kogoś przekreślisz, a potem spotkasz w zakamarku ciasnej uliczki, a może w parku podczas spaceru? I co poczujesz wtedy? Co powiesz? Ten znajomy skurcz, to mrowienie między nogami, kiedy popatrzy w twoje oczy? Czy tego typu doznania dotyczą jedynie pierwszego razu, pierwszego spojrzenia, spotkania, uścisku dłoni? Czy pierwsze wrażenie to jednocześnie ostatnie wrażenie? A może po latach skurcz stanie się jeszcze silniejszy?

I mogłabym w tym miejscu zapytać Cię: Czy mnie jeszcze pamiętasz?  

Tylko po co? Skoro i tak znam odpowiedź.

piątek, 9 lutego 2024

Dziś

Bujam w obłokach.

psyche

Opętała mnie jedna piosenka, ale wrzucę ją dopiero jutro (to znaczy dzisiaj, lecz później). Aktualnie jest rano, śnieg świeci. Padał, kiedy wracałam nocą pustymi ulicami. Na stacji benzynowej poznałam Mariolę. To znaczy Mariola roz-poznała mnie.

- Kartą czy gotówką? 

- Kartą i na fakturkę.

- Chaos? To znaczy Kaja? To znaczy pani Kaja? 

- Tak. - Odpowiadam. - Rzucam lekko przyćmiona księżycem.

- Jezuuu, ale to naprawdę Pani - Mariola aż wychodzi zza kasy, aby mi się przyjrzeć. - Bo ja Panią obserwuję na Instagramie i cudownie teksty pani pisze, no cudowne, a może ma Pani przy sobie najnowszą książkę? To bym kupiła.  

W tym miejscu robi mi się niesamowicie miło. Podaję Marioli rękę, z dna plecaka wyciągam wizytówkę z kredowym napisem. 

- Książki nie mam (heh), ale mam wizytówkę. - Mówię uśmiechniętym głosem.

Ona się uśmiecha od ucha do ucha, kolejka robi się długa (mimo że mamy ciemną noc), ludzie ustawiają się do płacenia za wachę. Mariola wciąż w ekscytacji, ja też w ekscytacji i takie to właśnie było tankowanie + FEJM. 

Ach, to przeznaczenie, 

lekkie jak piórko, 

przyjemne jak płatek śniegu, 

który topi się na rozgrzanym policzku.

Wychodzę. Grube płatki śniegu sypią się na moje czarne buty. Odpalam auto i czuję, że jeszcze kiedyś się spotkamy.

*** 

Wracam do domu po 23. Tłusty Czwartek, więc zjadam pączka z marmoladą, zamawiam jadalne róże na Walentynki i cieszę się, że cukiernice z motylami, które kupiłam dzisiaj, zrobią wiosnę w Filmowej. Inwestuję, dotykam. A teraz mam jeszcze większą motywację, kiedy widzę te tłumy (w lutym? Szok), kiedy muszę ubierać szybko spodnie na tyłek, aby jechać z odsieczą, bo na przykład zwyczajny wtorek pęka w szwach i jest tak jak na weekendzie. Kiedy słyszę - jak tutaj pięknie, smacznie, to był wyjątkowy czas, dziękujemy. Kiedy na Google wpada piątka. Kiedy Goście przychodzą na obiad, delektują się smakiem jedzenia, podziwiają środek, a potem wychodzą z moją książką, bo jakiś wiersz zawrócił im w głowie.

Tak... Chcę, żeby tak właśnie było - pięknie, smacznie, filmowo, poetycko. Kręcę swój serial pt. Życie i  nie wyobrażam sobie zimnej pustki z pustaków. Ani pustaków obok mnie. Chcę ludzi, takich z krwi i kości, takich, w których oczy będzie można się wbijać słowami, takich, których usta będą do bólu szczere. Takich, którzy mają w sobie to COŚ. Jakąś energię życiowo-kosmiczną, jakiś "yobel". Z którymi można krzyczeć do Księżyca. (Dobra, chyba trochę przesadziłam heh). Ale wiem, że nie potrzebuję maruderów, cierpiętników, czarnowidzących, "nicniemogących", nudnych, bezludnych, nijakich i chamów. Dobra, prawda jest taka, że i ja czasem pomarudzę, skrzywię się na coś, na kogoś, zrobię jakąś głupotę, ale... No, właśnie - ALE. Ale trwa to krótko, bo normalnie to ja muszę żyć, działać, delektować się! Rozpiera mnie ostatnio naprawdę fajna energia i nie zamierzam tego schrzanić. Muszę otaczać się tymi, którzy nakręcają właśnie taki vibe. Nie lubię spadków sero, a teraz łykam mniejsze dawki, więc mój organizm sam musi sobie radzić. 

I jeszcze te ogrody pełne kwiatów i uśmiechów, niepozorne spotkania, szybkie i wolne kawy, ruch w knajpie, książki, plany, wizje, niespodziewane ZAPROSZENIA, świetny seks, duszne fantazje, a nawet opary zabawnego absurdu - to też świetnie wpływa na moją psyche.

poniedziałek, 5 lutego 2024

ładny widok

Piękny rozruch - statystyki lecą o 90 % w górę. Przyniosłam budzik, nastawiałam na wie(r)sz. Jest trochę tak, jakby była wiosna. Powietrze pachnie ulatującą zimą, przed-początkiem wiosny, wiśnią, której jeszcze nie ma. Jest obezwładniające. Noszę kudłatą, czarną bluzę zamiast kurki. Ma prążkowane troczki i naszywkę skórzaną na rękawie. Jest ciepła. Do knajpy wczoraj dotarłam późno, ale kawa smakowała jak "nigdy dotąd". Wiórki czekoladowe rozpuszczały się w ustach. Uwielbiam pisać o kawach. Czekolada belgijska prawie cała zeszła. Każdy zamawia. Ludzie siedzą przy stolikach, a w nowych świecznikach z morelowej soli migają waniliowe tilajty. Mój wzrok wędruje na ścianę. Potem z Gabrielem robimy tłumaczenia z anglika. Moje wiersze lecą na tapetę jako pierwsze, potem rozmawiamy po angielsku. 

Wszystko jest po coś, choć czasem dziwnie się zaczyna -  Myślą znów dotykam kartki: 

Chcę zdarzyć się 

tobie 

jeszcze jeden raz. 

Może to już trochę oklepane, a może romantyczne? Nie wiem. Policzki się cieszą jak wesołe poziomki. Mija godzina, jedna, druga, trzecia. Wchodzi Szymon. Pijemy herbatę z migdałami. Jest noc. 

Siedem stopni na plusie.

niedziela, 4 lutego 2024

Dom ob(ł)ok

Kolekcjonuję certyfikaty. Audiobooki są trochę jak słuchanie bajek w dzieciństwie (tylko, że ja wybieram thrillery). Chociaż? W bajkach też były potwory. 

Przytulamy się i słuchamy. Jest ciepło i bezpiecznie.

sobota, 3 lutego 2024

Motyle w brzuchu

W Miłości może być tęcza 🌈 i zapach apaszki na zawsze. 

Fragment książki pt. Miłość 

Przeglądam dziś swoją starą książkę i wkładam zakładki w emocje. Pamiętam, jak ją pisałam. Książkę i Miłość. Pamiętam te potłuczone, porąbane stokrotki i to, że czasem trzeba się rozstać. 

Ja mam to szczęście, że zawsze mogę tam wrócić. Wystarczy, że przewrócę kartkę.

Ładne to? Prawda? 

a może zbyt przyziemnie chociaż latają ptaki

Certyfikaty odebrane, kolejne szkolenie w toku. W dalszym ciągu jestem zabawnym "studenciakiem" i mam szalone wizje na CAL. Tak, moja firma otrzymała pewną propozycję współpracy (od marca), nakręciłam się i chcę pozyskać niezbędną wiedzę, aby w ten układ wejść. A odnośnie knajpy - jutro premiera i "Chłopi", a w tygodniu FlowersWall albo (f)LoversWall ;) Sprowadziłam też oryginalną czekoladę belgijską do picia - będziemy taką serwować, jest przepyszna.

Popijam teraz Colę Zero i jem kanapkę z żółtym serem. Jeśli uda się zrealizować projekt ogródka (to kolejne nasze wyzwanie) stuknę toast z moimi pracownikami. A swoją drogą - znów potrzebuję ludzi do pracy. Od marca do CAL i jeszcze kogoś do knajpy, bo coraz więcej się dzieje. Stoliki na Walentynki rezerwowane były już od 31 stycznia. 

Sporo też czytam i oglądam. Psychomatka - serio miała coś w sobie. Z książek? Hm Pajęcza sieć mnie nie powaliła, chociaż napisana raczej poprawnie. Skończyłam ją czytać dzisiaj po szkoleniu i niestety znów wyskoczył w zakończeniu random, a tego nie lubię. Żeby zmienić smak literatury, sięgnęłam po Kukiełki Sochy. Pierwszy rozdział za mną. Zobaczymy, co przyniosą kolejne. 

W Pabianicach znalazłam ciekawy lokal na sprzedaż na filię knajpy. W drugiej połowie lutego mam wywiad w TV, a wcześniej rezonans z kontrastem, którego, kurwa, strasznie się boję. No cóż, trzeba wziąć to na klatę i powiedzieć sobie: Wszystko będzie dobrze. Niedługo Chaos i różowe ptaki. :)

czwartek, 1 lutego 2024

mieszkanie nr

Myślisz, że tak musi być, 

musi być. 

Ktoś rozrzuca nas po różnych miastach, 

po rożnych snach.

Już dawno nie wierzę w duchy,

teraz wierzę w powroty,

w to, co nazywają

nadzieją.

Ściana w twoim pokoju jest wciąż ta sama - w brązowo-rude paski. Na parapecie rozrzucone bibeloty jak kiedyś. Nawet pufa podrapana przez czas stoi w tym samym rogu co kiedyś. I stół - ten sam, na którym paliły się czerwone i borówkowe świece. Przez te wszystkie lata nic się tutaj nie zmieniło. Pamiętam te wieńce przed Bożym Narodzeniem, kradziejkę po bez, wódę na dachu. Teraz nie piję. Czasem, okazjonalnie - jakiś toast czy coś. Moje naczynia krwionośne tego nie lubią. 

Wchodzę niepewnie. 

Tak niepewnie jak wchodzi się 

w przeszłość. 

wtorek, 30 stycznia 2024

nowe drzwi, stare drzwi

W drodze na szkolenie (tak, tak, zamarzyło mi się być uczniakiem i postudiować trochę, a poza tym - hm, zajebiście poszerzać horyzonty, gromadzić wiedzę i... próbować kolejnych trików, otwierać nowe drzwi)... tak więc w drodze na szkolenie spotkałyśmy... Oliwię. Ubrana była w czerwony płaszcz do kostek, a na ustach miała karminową szminkę. Ze szczylówy stała się faktyczną panią prawnik, trochę poważną, skupioną. Mój Boże, Kaj, ile to lat minęło? - Zapytała, stojąc tak w tej czerwieni i licząc na palcach prawej ręki czas, kiedy nie miałyśmy ze sobą żadnego kontaktu. Wyglądasz jak szczeniak, świetne bojówki - Powiedziała i uśmiechnęła się. - A ty kwitniesz... - Rzuciła do Agi. W końcu wybuch gromkiego śmiechu poluzował styki i rozbroił całe towarzystwo. Zamieniłyśmy kilka grzecznych zdań na krawężniku (w porównaniu do "kiedyś" naprawdę grzecznych) i ustaliłyśmy, że teraz czasu to mało, bo każda gdzieś się spieszy, ale któregoś razu będzie trzeba napić się (kawy, wódki? - nieważne), pogadać. Oli wygrzebała z malutkiej torebki wizytówkę, ja sięgnęłam do swojego czarno-białego plecaka po swoją. 

Po skończonym szkoleniu poszłam po kawę. Odblokowałam telefon i zobaczyłam migającą na pasku wiadomość: Miło było Cię spotkać :)

sobota, 27 stycznia 2024

Coś próbuję znaleźć, coś próbuję pamiętać...

Niezwykłe stają się kwiaty, które wyrosły na szybach, asfalt w wersji glamour i droga do pracy, kilka głębokich (wspomnień, nie kieliszków), fioletowe włosy. Trochę szaleństwa w oczach i niepokoju na twarzy, cichy kącik twoich ust, coś chcesz powiedzieć - więc powiedz, jaki kolor przynosi dziś tęsknota do kawy, jaki dziś dzień, bo nie pamiętam. Wszystko mi się miesza. Z drzew liście, a ze śniegu bałwany, okład na melancholię, może trochę niewidzialnego światła wlewamy do szklanek i to wcale nie wódka. 

Ten rozdział się nie kończy, a serce wciąż czuje niezapominajki na rajskich obłokach.

~ Kay / kiedy Vena staje obok mnie nago



w trybie video trochę niepoważnie

Nie zawsze trzeba brać życie na serio. Czasem wystarczy przez chwilę - niepoważnie. 

wnikanie w sam środek zimy

Kiedy w moim lokalu pojawił się Przemysław, pomyślałam, że to jakiś żart. Łaził za mną i smęcił. Nie chciał się ode mnie w ogóle odczepić. No, tak: Paweł go przyprowadził - przeszło przez moją myśl i wtedy sięgnęłam po wódkę. Kinga jarała fajkę na balkonie i wciąż zerkała w moją stronę. Co się wydarzy, co się teraz stanie? - Mamrotała pod nosem. Aga zrobiła jajecznicę i chciała już wyprosić gości, bo byłyśmy zmęczone tym ciągłym darciem japy, a stos książek leżał w biurze do podpisu. Zgraja niechętnie wyszła i udała się na podwórko. Szarpali jakiegoś grilla na mróz z garażu. Potem któryś z nich przyniósł kiełbasę. Zamknęłam drzwi od zewnątrz i opuściłam klapkę na wizjer. Obleciał mnie jakiś chory strach. Kto przyłazi do mojej firmy totalnie z dupy i wymusza party-pogadankę, wrzuca muzę (z mojej wieży) i kręci się po moim lokalu? No kto? Chyba tylko przeszłość jest na tyle jebnięta, że tak potrafi, bo nie patrzy na to, czy wypada. A ja? Miałam to cholerne przeczucie, kiedy rano zalewałam wrzątkiem herbatę. Kiedy szklanka zaparowała, poczułam, że coś dziwnego się wydarzy. 

*** 

To był ciężki tydzień. Dużo się działo, a dziś droga do Urzędu - rozliczenie koncesji i papierologia. Naładowana pozytywną energią zjadłam pyszny obiad w Rajskim. Lubię obserwować. Wnętrza knajp, ludzi, obsługę, zupę. 

Lubię wnikać.

piątek, 26 stycznia 2024

dziwne rzeczy

Jak to jest, 

kiedy pada w tobie deszcz? 


Dziś trochę we mnie pada, a trochę grzmi. Taka wewnętrzna pogoda przynosi na świat wiele urojeń. 

czwartek, 25 stycznia 2024

adrenalina i deszcz

Mój Boże, niektórzy to naprawdę się nudzą. Nie wiedzą, co zrobić ze swoim życiem. Patrzą beznadziejnie w okno, polegują w barłogu, pierdzą w stołek, tracą czas. 

Heh 

(w tym miejscu, nie potrafię znaleźć przejścia) 

Mieliśmy dziś w Filmowej wyjątkowych gości - wesołe dzieciaki z klasy trzeciej. Naleśniki nakręcały się jak szalone. Lemoniady też występowały w tym filmie. Przyjechałam specjalnie na to wydarzenie i... Tak było pięknie, że zostałam do końca. Z przerwą na sklep i tisza z miśkiem. 

Jest fajnie. Piję kawę. Coś błyszczy, deszcz świeci. Myśli nie mają końca... 

wtorek, 23 stycznia 2024

w nawiasie i poza nawiasem

Czasem wystarczy otworzyć się na to,

co daje nam świat.

Czasem wystarczy otworzyć

okno.

- chaos

Wczorajszy dzień to jakiś Matrix. A że "matrix" w biologii oznacza tkankę, z której rozwija się paznokieć lub włos, to faktycznie wszystko się zgadza. Z tkanki dnia wczorajszego wyrosło wiele (drzew pewnie też, jakby ktoś zapytał o las), ale przede wszystkim krzywizna zamieniła się w proste, a raczej w dobrze uformowane koło (felgę i oponę). W końcu mogłam normalnie jeździć, bo Zakład Prostowania Felg naprawił awarię w czterdzieści minut. Aby nie czekać w poczekalni poszłam do Manufaktury (4 minuty spacerem od Zakładu). W ekspresowym tempie, ale nie tak smacznym jak kawa, (bo do kawy potrzebuję jednak pociągów wolnobieżnych), kupiłam kurtkę z myślą o wiośnie już, tak pięknej i słonecznej jak moje serce. Kurtaska spoko, pasuje do glanów i posiada fajne zamki. Taka zajawiona, odpalona, totalnie dla dzikusów, więc mi podpasowała idealnie. Do głowy by mi nie przyszło, że znowu coś kupię heh. Do kurtki dokupiłam lampę "I love Selfie", zatankowałam auto i ... Stwierdziłam, że skoro mam już sprawne, nakarmione paliwem auto, lampę do telefonu, to fajnie też byłoby mieć na przykład złoty telefon. Nie namyślałam się długo (ach te niepoprawne impulsy) i wylądowałam w Aleksandrowie - bo tylko tam była wersja takiego telefonu, jaki mi się w głowie zaświecił. xD Normalnie przeżyłam "Gold odlot", orgazm wzrokowy, kiedy dotykałam nowego cacka. W sumie to wzięłam jeszcze drugi w wersji HardBlack do Filmowej. Przyciągnęłam ją myślami do siebie i ... wylądowałam w niej, totalnie spragniona Popcorn Latte. Zdążyłam podjechać pod knajpę (było jakoś grubo po 19) i wszedł Szymek. 

Tak też z tkanki wczorajszego dnia wyrosło koło, kurtka, lampa do selfie, dwa telefony i świetne spotkanie po godzinach z pyszną kawą. Dużo śmiechu, opowieści, mieszanie czasu z czasem i smakiem popcornu z orzechami. 

Lubię takie dni, nie myślę wtedy, że może być wojna, czy jakiś inny zamach. Tak, lubię takie dni. Lubię.

sobota, 20 stycznia 2024

z życia wzięte trochę yebnięte

Takie to moje dzisiaj (takie jak nie wtedy)

z życia wzięte sprawy,

(nie)zwyczajne rozmowy, ludzie, którzy noszą latarki

przy sobie duże oczy i tusz. Trudno się czasem wybiera, 

bo są wybory jak horrory albo jesteś czasem tak skąpana 

w tym melo(dyjnym)dramacie albo tylko

Bóg wie, kogo kochasz.

 

chaos

Mawiają, że nieszczęścia chodzą parami hm. W moim przypadku to nawet czwórkami (chyba, o ile można to nazywać "nieszczęściem" w ogóle, a nie na przykład dziurą w asfalcie). Zaczęło się od błędu, który wyświetlił mi się w aucie. Taki tam, czerwony, yebany wykrzyknik, sugerujący, że układ hamulcowy (jezdny) świruje. Szybko wpadłam na pomysł, że to opona, bo zauważyłam,  że siadła bardzo (prawa od tyłu). No nic, zatowarowanie? Pomyślałam. Czasem pakuję do auta ciężary. Kompresor pomógł, ale tylko na tydzień i wykrzyknik znowu zaatakował, ze zdwojoną siłą, bo na wyświetlaczu pojawił się także lewar. Zmierzyłam więc ponownie ciśnienie i po wszystkim udało mi się ręcznie wykasować błąd. Z uwagi jednak, że zbliżał się serwis (wymiana oleju i takie tam pierdy związane z filtracją), doszłam do wniosku, że szepnę Igorowi słówko o nieszczęsnej (wrednej) oponie. Okazało się, że "skasowałam" sobie felgę od dziury, która pod śniegiem była niezauważalna. Teraz muszę ją dać na prostowanie (ale mam namiar od Igora na spoko, zaprzyjaźniony warsztat), który specjalizuje się właśnie w tych sprawach. Auto na całe szczęście (czyli jednak szczęście) jest sprawne, przeglądzik wypadł na piątkę z plusem i poza tą felasą nic złego się nie dzieje. Od Mikołaja dostałam futro na kierę i wygląda to jak taki "słodki, futerkowy kicz". Uwielbiam takie dodatki. I dłonie tak nie marzną, kiedy moja "ciucia" postoi na mrozie. Ig za to ma kaczkę na holu. Też bym taką chciała, ale nie mam hol-a. Hah. Pogadaliśmy trochę o rajdach, opowiadał o swoich wypadach na błota, o technice jazdy, kiedy wchodzi się w zakręt w ekstremum. Oj, marzy mi się taki rajdzik. Może kiedyś, kto wie. ;) Wczoraj za to zrobiłyśmy sobie rajd do Manufaktury. Spacer w śniegu, mróz na policzkach, zakupy. A dziś byłam uczestnikiem niesamowitej drogowej serdeczności. Kierowcy sami wpuszczali mnie w korek! :D Przypuszczam, że to kwestia mojej zajebistości i blasku xD. "Ma się ten urok osobisty", nie pogadasz. Ale wróćmy do tematu (bo znów rozwinęłam swoje zwoje literackie na maxa)... Kiedy auto było w serwisie, zaczęła sączyć się spod szafki woda - awaria wody, a w nocy wysiadły kaloryfery. Byłam więc chwilowo bez wody i ogrzewania. Najs. W sumie hm, chciałam jechać na błotny rajd, nocować pod namiotem, pić wodę z rzeki, to dostałam przedsmak podróży. Ogrzewanie załatwione, z wodą walczę. Ale... to nie wszystko. Na deser zadzwoniła stała klientka z Fundacji i chciała złożyć zamówienie na catering (w weekend na 15.00). Wszystko pięknie tylko... robimy Dzień Babci i Dziadka, więc potrzebuję full na obsłudze - dwie kelnerki to minimum. Zaczęłam gorączkowo kombinować, jak to ogarnąć, bo na dużych cateringach muszę być z kimś (tak jest dużo łatwiej)...dodałam więc ogłoszenie na cito. :D No, a na koniec zabrakło papryki...

Życie - posiada różne kolory, smaki, dołki i górki. Jest jak jazda samochodem. Raz zjeżdża się gładko z góry, żeby za chwilę sapać, podjeżdżając pod. Raz jedzie się po świetnej nawierzchni, żeby za chwilę wyebać sobie felgę, wpadając w dziurawy asfalt. 

Jak podsumowuję ostatni czas? No ba... Mimo, że czasem jest ta cholerna krzywizna na drodze to i tak jest pięknie... I jeszcze istnieje futerkowa kierownica, która ogrzewa dłonie...

piątek, 19 stycznia 2024

nocne (natchnienia)

Czy już za późno? Czy to noc puka? 

Nie jest za późno, choć już Księżyc

patrzy. Możesz jeszcze wszystko, 

nawet kiedy gęsta noc obejmuje świat. 

Możesz 

jeszcze wszystko, jeśli nie śpisz. 

Nie spisuj na straty miłości ani gwiazd.

Nie spisuj na straty. 

środa, 17 stycznia 2024

Rel

Zbliż się. 

A poczujesz usta... 


Jestem naprawdę daleko. 

Sto lat. Może dwieście. Od ciebie. 

Nie wiem.


Jaki jest dzień, która godzina. Może

coś wbijam sobie do głowy. Rodzą się

nowe. 


Z wnętrza wyłażą 

potwory. Potwornie

się boję.

niedziela, 7 stycznia 2024

Trzeba się ruszyć xD

Przyjechałam sobie na lajcie do knajpy z myślą o śmietankowym naleśniku i pysznej latte z wiórkami czekoladowymi. Było jakoś po 16. Wchodzę i... nie mam gdzie usiąść :D ale "zonk". Dziewczyny właśnie wychodziły, więc dosiadłam się na chwilę do Roberta, aby przedyskutować temat organizacji imprezy urodzinowej. Wszystko na plus. Data klepnięta. 

Nie wiem, jak to możliwe, że można upić się piwem bezalkoholowym (?), ale jak widać można, heh. Więc jestem sobie tutaj z najlepszą pod słońcem ekipą, pijana uśmiechem i tym, że "trzeba było się ruszyć" :D. 

piątek, 5 stycznia 2024

prolog

Rozłożone scenariusze w mojej głowie. Już prawie gotowe postacie jak obiad na stole, postawione, ale nie wiem, w którą się zanurzyć, którą wybrać. Może w Whisky - Ona jedna mnie zrozumie doskonale albo sprawi, że wrażenia będą miały jeszcze dotyk - skóry twojej o poranku, nagości mojej dzisiaj. To nieważne. Nikt nie planował początku. Chociaż ja wiem, że już bym chciała - wiedzieć. Rozpocząć bym chciała ten "narkotyk", a pożera mnie (nie)pełnia, w której gubię dłonie, a niepewność nosi imię twoich kroków.

sweet dreams

Szokująco dużo nas. 

A każde z nas przemnożone przez sny.

w magicznym (nie)porządku

- Co lubisz robić? 

- Marzyć.


Gdzieś nad głową krążą różowe ptaki. Świece pachną na seledynowo. Na zewnątrz biały śnieg, cukier puder. Czarne lustro nad głową, niebieski makijaż. Ktoś dziś posypał cukrem świat, a ludzie udają, że im zimno. Może to początek wiosny w białym styczniu? A może na nowo rozpoczął się świat? 

Postanowienia, plany, marzenia? Jak myślisz? Warto? Ja myślę, że tak. Nie wyobrażam sobie herbaty bez marzeń albo kawy smutnej, pustej, bez żadnego snu zmieszanego z mlekiem. Piję więc - i mleko, i kawę, i herbatę, i sen. To tak samo, jak fakt, że dziś wszystko jest kolorowe. Bo mieszają się barwy różne ze sobą. Tańczą i rzucają się w oczy. Łączą ze sobą w najpiękniejsze łąki. W Łąki mi love. Wiesz, jaki to jest "kolor łąki"? Zmruż oczy, a zobaczysz. 

Dziś piąty. To dopiero początek, a ja mam wrażenie, że tyle już się wydarzyło. Nie wiem, skąd takie odczuwanie, może przez wywiad, mój nowy plan na "Chaoswtoku" albo przez książki, które z głowy próbują się wydostać. Restauracja też jest złota jak słońce, jak stan mojego umysłu dzisiaj, bo taki właśnie on jest. Umysł i stan. 

Mam plany. Oczywiście, że mam. Niedługo wchodzę z nową koncepcją poetycko-smakową. Mam już rozpisane smaki, plany wydawnicze też. A trochę tego będzie... Muszę się ładować tą wyjebistą adrenaliną, muszę marzyć i działać, marzenia przeobrażać w dotyk. 

Wierzysz w znaki? Myślisz, że to rozsądne, czy totalny absurd? Ja wierzę w przeznaczenie, a znaki są sygnałem, że coś może się zmienić. Dotknąć nas czule albo obrzucić gównem. Dziś na swojej drodze spotkałam dobre znaki, kiedy wychodziłam z windy. I to był kolejny początek "czegoś". Jeszcze nie wiem, czego, ale wiem, że na pewno początek. 

Czasem wydaje mi się, że wszystko jest tak poukładane, aby można było zachować równowagę, aby starczyło miejsca w człowieku i na człowieka. Coś się wykrusza po to, aby nastąpiło coś. Ktoś wychodzi, robi miejsce, inny wchodzi, słucha, zapisuje. Albo pojawiamy się gdzieś, w totalnie zafiksowanym momencie, aby spotkać kogoś/coś, kto wpłynie na nas i na nasze życie, albo... To my mamy taką siłę, aby wpływać na czyjeś... Myśli, marzenia, życia.. 

Czy to jakiś rodzaj magicznego (nie)porządku? Nie wiem. 

czwartek, 4 stycznia 2024

chmury śmietankowe na ustach

Wcale nie musisz czuć tego smutku, że twoje miejsce ktoś zabrał. Przejął. 

Przejęłam się, wiesz? Kiedy mi powiedziałeś. A przecież Aniołom się nie odmawia. 

Krzesła przy stole. Ten dom, wciąż jest Twój i wciąż pamiętam Twoją rękę na zimowym policzku, letnie lato, deszcz. 

I kiedy jeździliśmy oglądać pociągi na skarpę z butelką Pepsi. 

Te miejsca juz zawsze będą nasze. I nikt nie odbierze mi tamtej wspaniałej podróży. A stacje wciąż będą pełne ciebie, kiedy przyjdę na peron, zobaczę utkany ze wspomnień film. 

Będziemy tam razem i nikt, i nic nie zakłóci nam tego obrazu, pierwszej kawy wypijanej w wyobraźni, chmury śmietankowej na ustach. 

środa, 3 stycznia 2024

1408

Tamten pokój to głowa. Brakuje drzwi, kiedy więzi ich trauma. Ich, Ciebie, mnie. 1408. 

Każdy chciałby się wydostać, wyjść, znaleźć klucz, ale klucz złamał się w zamku, a klamka odpadła od drzwi. Okno przestało być alternatywą i tylko sznur zwisający z sufitu pyta: czy chcesz się wymeldować? Nie. Nie chcę. Będę walczyć z demonami, które walą w ściany mojej głowy. Tej lub tamtej głowy. Wielu z nich nie wytrzymało. Napięcia, ostrza, cierpienia, blasku. Ktoś skoczył z mostu, inny się utopił (w talerzu z rosołem).

"Nawet jeśli opuścisz ten pokój, nigdy nie opuścisz tego pokoju.

                     (cyt. z filmu "1408)

Dlaczego? Bo są takie wspomnienia, których nie można zapomnieć. I trzeba z nimi żyć do końca. A te wspomnienia, to głowa, czyli pokój. 

Czy kiedy traci się to, co najcenniejsze, jedyną szansą na życie jest obłęd? Czy to właśnie obłęd popycha człowieka na krawędź okna/mostu? 

Tyle pytań, a głowa tylko jedna. (Albo dwie, albo trzy, kiedy nikt nie widzi). 

Pokój 1408, żadnego wyjścia, okna zamurowane. Koniecznie obejrzyj. 

*** 

PS

Ten film był tak mocno porąbany, że spać nie mogłam i wymyśliłam Zofię. Zofia też będzie porąbana.

Pół.

Kiedy wracasz z kliniki  i piszesz wiersz...  I choć patrzysz już w inną stronę,   i choć wiem, że odchodzisz,  szukam ust,  które krzykną z...