poniedziałek, 5 grudnia 2022

biała plama

Czasem siedzę przy białej plamie i nic. To tylko biała plama. Czuję się tak, jakby wszystko wyparowało ze mnie i nie potrafiło wrócić na właściwe miejsce. Jakby unosiło się gdzieś tam - nad ziemią, może trochę nad jeziorem albo przy granicy nieba. I nie wiem, czy to źle czy dobrze. Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, nie potrafię odpowiedzieć sobie na wiele pytań, a przecież ciągle je zadaję. Bo jestem dociekliwa, bo szukam. Bo bez szukania byłabym tylko masą, która nie robi nic. 

Więc szukam. Ciebie, siebie, dobrego drina w karcie, przekonania, że wszystko się ułoży, że podzielimy to, co podzielić trzeba, że będzie powietrze. 
Szukam. Twoich ust i pocałunków. Dobrej myśli, która pomoże przetrwać, kiedy zła myśl, jak piorun wnika w serce. 
Więc szukam. Drogi do bliskiego człowieka... Tylko kiedy jestem tak blisko twoich drzwi, to zawracam, wycofuję się, odchodzę. Nie pukam, bo nie chcę być popsutym pukaniem ani uszkodzoną klamką. 
Tyle razy już byłam tak blisko. Tyle razy, wiesz? - Ile to Wieczność? 
Wciąż szukam. Siły. Bo wciąż się wycofuję. A tylko słabi się wycofują. Uciekają, bo boją się porażki. A przecież sama ucieczka jest już porażką. Prawda? 

środa, 30 listopada 2022

czarny

To ten moment, kiedy najlepszym wyjściem staje się ucieczka. I myślisz, że to klucz do wszystkiego. Że tak to się kończy - te twoje mroki, paranoje, listopady czarne jak łza. Diabeł płacze inaczej chociaż ma zielone oczy. Boisz się. Ja też się boję. Ciebie i siebie. Podszepty to kruki. Uderzają w szybę, w głowę. Chcesz uciekać, ale nie możesz wstać. Masz przywiązane ręce do siebie. Do mnie. 

Gdybym tylko mogła... 

Gdyby kawa miała smak. 

Gdyby oczy. Twoje. 

Gdybym miała normalnego męża. 

Gdyby poranki były błękitne jak nadzieja. 

Gdyby zadzwonił telefon.

Kawa jest bez smaku dzisiaj, oczy stają się czarne jak monitor, jak tamten blog, którego nie mogę dotknąć. Znikasz. Tak bardzo znikasz. Telefon milczy. Nie mam normalnego męża, nie mam żadnego męża. Poranki są szare.

W głowie mi się miesza 

świat i Ty. Ty jesteś światem 

w mojej głowie. Ja jestem 

Twoim przeznaczeniem. Ty moją 

ciszą. 

 

Znów to czuję. To psychiczne rozdarcie. Stoję na rozdrożu. Próbuję zrobić cokolwiek. Chcę wybrać jakąś drogę, ale każda mnie dusi. Zaplata na mojej szyi swoje ścieżki. Żadna nie jest dobra. Taki wybór to nie wybór - to tragedia. Zrozpaczone oczy, zrozpaczone miasta. 

Tak bardzo chciałabym być

normalna.

wtorek, 29 listopada 2022

omijam wszystkie księżyce

Omijam wszystkie księżyce 

i widzę już tylko twoje kłamstwa.

W przejściu podziemnym przepalone żarówki jak w sercach tych, którzy nie potrafią kochać. Popatrzysz mi w oczy, powiesz: musisz przestać. A ja znów będę powoływać do istnienia lęki. Popatrzę ci w oczy, nie powiem nic. Nasze patrzenie w oczy stanie się dialogiem snów. Sny nasze staną się naszymi potworami. Ja uciekam przed tobą, ty przede mną, ale i tak łączymy się w jednym miejscu, bo jesteśmy uzależnieni od obłoków na ustach. Graffiti w rozmazanych oczach traci kształt. Próbuję przypomnieć sobie, co napisane było wtedy, wiosną, ale jest listopad, a z nim napływają inne wspomnienia, gaszą światło, patrzę w mrok. Ty jesteś - mrokiem, ja mam kaptur na głowie. Ja - nie wiem, kim jestem. 

Raz dziewczynką, raz chłopcem. Wszystko miesza mi się wśród chmur, po których spaceruję. A może to ziemia miękka taka? Nie - to mi się tylko wydaje. W przejściu podziemnym czuję zapach wilgoci. Słyszę wiatr. Czyjaś ręka miarowo uderza w blaszany bębenek. Boję się trochę, ale wiem, że za każdym razem spotkam tutaj ciebie. Jesteśmy trochę spazmem tej epoki, trochę krzykiem, bólem żołądka, nerwicą zdarzeń. Składamy się z przeczuć. Nosimy w kieszeni dragi. Ja nie używam tego gówna. Ty - jesteś wciąż wszystkim dla mnie. 

Teraz mi się wydaje, ze tęsknisz. Ja wciąż szukam świata. W przejściu podziemnym gaśnie lampa. Zostało już tylko kilka kroków, aby ocalić to wszystko, aby wydostać się na powierzchnię. Przyspieszam. Oddech mój staje się nierówny. Brakuje we mnie ruchomych schodów. W tobie brakuje mnie. A może jesteśmy tym samym oddechem albo mi się wydaje. 

Czuję ten listopadowy chłód, który obejmuje mój czarny płaszcz. Jest mi elegancko i dziwnie. Wyglądam trochę jak z innego roku, a może to we mnie mieszają się wszystkie czasy. A może jestem wszystkimi czasami jednocześnie? A każdy z nich pozostawia inną wskazówkę, inny zegar nakręca...

Wyjmuję z kieszeni telefon. Ustawiam latarkę. Mdławe światło rozlewa się po ścianie. Wlepiam gały w graffiti, które w pierwszej chwili nie posiada dla mnie żadnego sensu. Czerwono-czarne litery rozmazują się. Podchodzę bliżej, zsuwam kaptur z głowy, poprawiam płaszcz, przyświecam mocniej latarką. Jest mi zimno, coraz większy chłód obejmuje mnie w pasie. Jakby ktoś przywlókł tutaj jezioro łez.. Komórka upada na beton. Kurwa - przeklinam pod nosem cicho. Schylam się po swój stary telefon, ale pod nogami dostrzegam najnowszy model Apple. Kucam. Co to jest, jakaś fucking game? - Krzywię brwi. I uciekam.


- Sprzedawca Snów

dziwka

kobieta 
do towarzystwa ma smukłe nogi 
i łzy

chociaż bywają wariatki
ubrane 
w wielkie pieniądze

mogłabym być 
detektywem
mieć psa

lepsze to niż być 
suką.

środa, 16 listopada 2022

ogród z bursztynów

Myślałam, że to było silne. A to było gówno, gówno, gówno... Ludzie jeżdżą różnymi pociągami. Nasze pociągi przez chwile mijały się, albo gasiły światła, albo zatrzymywały na tej samej stacji. Nasze pociągi były naszymi wahaniami nastrojów, czasem dusiły się na jednym dworcu, czasem znikały we mgle. Mgłą byłam. Mgłą... Wiesz, co jest najgorsze, co najbardziej boli? Ta cholerna świadomość, że czas ucieka. Ucieka, jak uciekają pociągi z małych, zadupnych miasteczek, z mojej głowy. Myślałam, że nic nie zabije czekania - czekania na powrót i ciągle chodziłam na tę samą stację, ale rozkład jazdy odsyłał mnie z kwitkiem do nowego świata. Bo zbudowałam sobie ten nowy: bez braku, zapełniłam pustkę tym, co najlepsze, każda kawa smakowała jak ambrozja, a bogowie rozdawali skrzydła. 

Wierzę w jednego Boga, Ojca Wszechmogącego... Stworzyciela
najpiękniejszej miłości. 

Wiesz co? Nie męczysz się na swoim dworcu wśród wiecznej zimy? Śnieg cię nie dusi? Czas mija. Nigdy nie wiesz, kiedy skończą się tory. Nie, nie, ona nie chce się zabijać. Ona chciałaby mieć dobre i długie życie. Myślisz, że sama włożyła sobie w głowę nóż? Sama pokroiła własne ciało? 

Wierzysz w serce, Kochanie? Serce to mięso. 
Do pociągu wchodzą ludzie. Kolejne zbłąkane dusze, ciała, pary, który nie potrafią ze sobą rozmawiać. Żyją w piekle na ziemi. Mąż urządza kolejny spektakl, kolejną awanturę, furię, ręko-czyn. Awaria pociągu - Miłość czynna do 22.00. Potem już nikogo nie przyjmują. 
Myślałam, że będziemy na zawsze. Wiesz, co to znaczy "na zawsze"? Do końca tej ziemi i tego nieba, które nas przykrywa płaszczem do snu. Wiesz, co to znaczy "na zawsze"? Może z przerwami, ale przez cały czas - bo w myślach, kiedy pustka bez Twojego ciała. Wiesz, co to znaczy "na zawsze"? Do nie(skończoności). Do ostatniego światła, ostatniego źdźbła trawy, do ostatniej kropli deszczu. Nie, Ty nie wiesz. W Tobie nie ma tej całej samotności, która tnie moje żebra, dusi moje wnętrze, ściska nerki i zawija flaki - zawiązuje na supeł. W Tobie nie ma tego całego oczekiwania na NIGDY. 
 
Wiesz, jak to jest, kiedy się czeka na NIGDY?

wtorek, 15 listopada 2022

wiersz senny

chcę poczuć
jak pachniesz

już mi pęka jesień
od tego czekania

chcę być twoją kawą
bez cukru

i z cukrem
na łyżeczkę
cię śnić.

poniedziałek, 14 listopada 2022

jestem jak listopadowy blues

Jestem jak listopadowy blues. Sączę się delikatnie z głośnika tej jesieni. Przystaję przy starej ławce w parku, aby na nią popatrzeć, aby ciebie zobaczyć, jak siedzisz w głuchej ciszy, we mgle w białym płaszczu. A ta cisza to nieobecność, która ciągnie się od tamtych jezior i traw do moich oczu. I mogłabym ją zaludnić, ale mam tylko gorzkie żale pod ręką. I mogłabym narysować wszystko kredką do oka. Włożyć palce we włosy, rozczesać warkocze, których nie noszę, a które plecie czas. Mogłabym wszystko rozchmurzyć na tobie. Jasne słońce przywołać. Wodę zamienić w wino. 

I lubię tak. Sączyć się delikatnie z głośnika tej jesieni. Wnikać w (nie)znaną przestrzeń. W aleję złotych drzew i rosy. Mglić się kawą o poranku albo zachodem słońca się stawać na twoim niebie.

poniedziałek, 7 listopada 2022

listopadowy spacer

    Żeby czas miał jeszcze czas - taki zapasowy. Taki na kawę i do tańca. Wyjmujesz z kieszeni pamiątki, listy i liście - zamieniasz w popiół albo we wszystko. Wybierz sobie. Mnie dziś przenika listopad tęsknotami. I widzę w tym jakiś mrok. W mgłę zanurzam ciało. Palce niespokojnie dotykają klawiatury. Ile trzeba było znieść, aby połączyć się z Tobą w tym miejscu, co zwykle? Ile łez wylać do morza... 

Idziemy, bo jesień to spacer. Wciąż do przodu, chociaż czasem w tył. Cofam wskazówki zegarów. Zielona łąka ze starą studnią wciąż tańczy w mojej głowie. Siedziałam tam kiedyś i myślałam o tym, czy jabłka mają smak. Potem pachniał bez. Z Tobą. Bez 

Ciebie. Już nie ma, moja Łąko. Ze studni już nie mogę wyciągać życzeń ani kwiatów. Pomiędzy blokami stał się beton i parking na te wszystkie zajebiste super fury - strzeżony. Wszystko się zmienia. Nie rozpoznałabym tego miejsca, gdyby nie nazwa ulicy - ona od lat taka sama, chociaż może za x także zamieni się w beton? Drzewa wycięli. To były moje drzewa, miejsca, które pozwalały oddychać. I słychać było gwiazdy i ptaki. Dziś tylko huk bramy wielkiej i piloty na małe baterie: Sezamie otwórz się. Zajmują swoje miejsca kolejne maszyny. 

Wszystko się zmienia (albo prawie wszystko). Z trawy wyrasta beton. Kwiatom i drzewom ktoś wyrwał kolorowe serce. Pusto tak jakoś... mimo że pełno. Więcej ludzi, więcej spraw. 

Ze mną. Oczywiście nie wszystko

w porządku. 

To zawirowanie w oczach. Musi trwać. 

Muszę wciąż wariować i potykać się o proste krawędzie. 

Musi być we mnie to

liściaste jebnięcie.  Ten nastrój 

z-mięty, senny. Ten jesienny blues.

Listopad zawsze wywołuje we mnie to pomieszanie zmysłów. Tę schizę, fiksację, paranoję, lęk, a jednocześnie ciepło i czułość. Listopad daje mgłę i herbatę. Bo mglić się musi w oczach. Listopad zawsze mnie fascynuje, bo daje tę nagość, jakiej nie daje żaden inny miesiąc. Bo daje tę cholerną przepaść, w którą trzeba wnikać wciąż i wciąż, aby się wzruszać.

niedziela, 6 listopada 2022

zatańcz

Ciary.

Za chwilę wypełni(sz) się. 

Za chwilę wypełni się przeznaczenie. 


Wierzysz w duchy, cuda, w przeszłość, teraźniejszość i przyszłość? A może to tylko puste nazwy, bo czasu nie sposób podzielić na odcinki, fragmenty? Bo wszystko się miesza, wszystko jest połączone. A może w czasie możliwe jest tylko wyodrębnianie, przewijanie: zdarzeń, wspomnień, ust, dłoni, dotyków, rosy na policzkach... 

Może czas to film.

 

sobota, 5 listopada 2022

stare fotografie są jak film

Wzięło mnie na muzę i na książki. Słucham, czytam. Jest mocniej i bardziej - poetycko? Sama nie wiem. Może to przez ten listopad, który zaczyna wysyłać listy w jedną stronę? 

Kochanie,

chcę pocałować Twoją nagą duszę. 

Skórę. 

Muza jest wyrazista. Jakby miała ręce i nogi. Rozpycha się we mnie. W moim środku. W środku czarnej bluzy, w której siedzę, bo inflacja i nie grzeją tak jak trzeba. Kaloryfery letnie, grzaniec gorący przyjdzie na usta jeszcze. Nie powinnam. Mieszam. Mieszam lęki z radością, histerię z historią - z tym, co wydarzyło się pomiędzy nami. Ciebie ze sobą. Lubię mieszać w snach. Śnisz mi się też. To paranoja, która przynosi powietrze. Jestem jak wariat, który wciąż walczy z przemijaniem. To mój największy strach. Chociaż kocham - moje wyostrzone rysy twarzy. Pagórki. 

Stary Stefan ciągnie stary zegar. Próbuje ustawiać wskazówki na Kiedyś. 

Kiedyś zdarzyło się. Kiedyś zdarzy się jeszcze. Mam schiz zegarów i zegarków. Z każdym rozmawiam. Stare fotografie są jak film.

poniedziałek, 24 października 2022

sobota, 15 października 2022

nowy film

Przychodzi czas, kiedy zmienia się wszystko. Albo nie. 

Coś wraca, a coś odchodzi. Bo musi być równowaga. 

Pojawia się też nowe. Zupełnie nie z wtedy i nie z teraz. Jest inne. 

Czy lepsze, czy gorsze - tego jeszcze nie wiesz. Nie wiesz, ile

będzie nosiło snów pod poduszką.

 

Ty zmieniasz upodobania jak rękawiczki. Zima idzie. 

On, Ona, Ono - nie są już tym, czym byli kiedyś. A może byli smutkiem. 

Okno świeci. Piszemy bajki. 

Ciągle mi się wydaje, że idziesz.


Czasem nie potrafię rozczytać

czasu i  Ciebie. 

Bo jesteś i nie ma Cię

w moim czasie

jednocześnie.

niedziela, 18 września 2022

księżyc dziś nosi koronę na włosach

A wciąż jest nieogarnięte i niezmierzone jak ocean. 

A wciąż staje się niepokojem.

I mimo że próbujesz ukryć swoje łzy i tęsknoty, to i tak anioły je widzą.

Wędrująca po policzku kropla smutku to sól.

Upada na gwiazdy wycięte z papieru. 


~ Gwiazdy z papieru


A księżyc dziś nosi koronę na włosach. 

Jest przenikliwy i chłodny. 

Stoi w kolejce po wino. 

Masz tak czasem, że nie potrafisz oddzielić ciszy od rozumu? Ja dziś się ci-szę. Coraz mocniej i mocniej, kiedy przysuwam Ciebie do swoich powiek. Chodź, ukryję jeszcze głębiej nasz pocałunek. Sprawię, że. 

Lubisz, kiedy łaskocze jesień w podbródek. Lubisz słowo "jesień". Słowo "jesień" nosi w sobie liście i kasztany. Słowo "jesień" nosi w sobie wszystkie nasze tajemnice. Jest złoto-pomarańczowe. Pachnie nostalgią. Smakuje cappuccino. 

Dzisiaj możesz wplatać sobie przed-jesień we włosy. Ja wezmę księżyc w koronie. I tak czuję się na siłach, aby pisać. 

Śni mi się czas. Śni mi się spotkanie po latach. Miejsce, świat, w którym spotykamy się na nowo. Próbujesz podliczyć moje osiągnięcia. A ja liczę na siebie. 

ja

alter ego

ego

ja

czwartek, 1 września 2022

miłość

Ludzkich potworów w nas nie ma.

Są tylko powroty.

Gwiazdy z papieru

Śni mi się różowe i śnią mi się gwiazdy. Może dlatego kupuję różową marynarkę i piszę różową książkę. Czas się marszczy na twarzy. Lubię ten czas. Jest głęboki i prawdziwy. I chociaż brakuje mi teraz huśtawek, to wiem, że wrócą. Albo ja wrócę, na szkolne boiska, gdzie dawno zatrzymał się czas. 

A może mi się tak tylko wydaje. Bo wszystko się zmienia. Drzewa rosną. Ludzie kurczą się w twojej pamięci. Ktoś mija ciebie i to nie czas - przyjaciel, którego nie pamiętasz. Wydaje ci się, że wszystko to kartka, na której zapisujemy myśli, czasy, twarze. Że czas to kartka.

Daj mi rękę. Chodź ze mną. Zaprowadzę cię do wtedy i do tego, co będzie potem.  Nie, nie jestem Wróżką. Wróżki są przeźroczyste.

Wiesz, wciąż patrzę na ciebie. Wycinam gwiazdy z papieru. Zamknij oczy, pomyśl życzenie, a spełni się.

niedziela, 19 czerwca 2022

kamień na niebie

      Przez chwilę czuję się jak w bliżej nieokreślonym Kiedyś. Wtedy albo jeszcze gdzieś przede mną. Uciekają kwiaty. Przestrzeń staje się jak nostalgia rozwieszona nad miastem. A kiedy śpię, to głowę mam przytuloną - do poduszki.

Moje Kiedyś jest pełne i nosi w sobie moje otwarte oczy, z drugiej zaś strony toczy pustkę ciężką jak głaz. 

- To tylko chwila. - Słyszę. - Obudzimy się i pójdziemy na łąkę.

No Clear Mind 


    Wnikam w Ciebie.

Brakowało mi tego wnikania w każdą sekundę. Dnia, w którym wszystko drży. Przymrużone myśli stają się delikatne jak jedwab. 

Jesteś tutaj ze mną, wiesz? Jesteś, chociaż cię tutaj nie ma. Jakkolwiek tutaj obok mnie istniejesz. 

W tej właśnie chwili całuję twoje usta.

Natchnienie to wiosna w lutym. Katar w czerwcu. To moja paranoja. To oczy, które widzą duszę. To ten moment, w którym wszystko ma skrzydła i tlen, i może się nam wydarzyć. Zrozum mnie. Zrozum, proszę... Muszę to robić. Muszę tak żyć. W tych zaburzeniach, na lekach i lękach (trochę jeszcze), w tym popieprzeniu, nieuporządkowaniu! Zobacz, jak pięknie wygląda przystań nad rzeką, kiedy noc. Zobacz, jak wyglądamy, kiedy nikt nie patrzy! Nago. Nie pójdziemy na łatwiznę. Niech wszyscy budują złote domy z papieru, który rozmyje się pod objęciem łzy. Niech szukają poklasku, niech stają się małpami w cyrku, błagają o widownię. Niech żyją tak, jak mi się nie podoba. Niech tańczą walca wyuczonego na próbach. 

*** 

Przeziębienie trwa od środy. Wesele mnie rozebrało i Twoja udręka. Na tym ślubie nie było biało, tylko w krem. Nie piłam. Po wódce bolą mnie oczy. Łzą zakrywa się świat. Może wyrosłam z kaca na niedzielę? Z tych wszystkich chorych, nieprzytomnych śniadań. Może wyrosłam z gówniarstwa albo po prostu nie mogę? Bo trzeba było autem, a noclegu brak? Przecież tak naprawdę chodzi za mną wódka. I ta fajka z cebekiem. Możesz się zgorszyć - wszystko jest dla ludzi. Pocałunki też.

W sobotę tamta sukienka w kolorze brudnego ecru. Przepych na niby i wszystko na pokaz. Trochę różu, bo kwiaty. Za chwilę dom w kredycie, dziecko i pies. Albo dwa psy, bo tak teraz "po modzie". Bo wypada albo nie. Mieć, zrobić, kochać się na płasko. Odwrócić plecami i spać. Zrobić chłopca, potem dziewczynkę.

***

Lubię to. To majaczenie, kiedy nie boję się własnych myśli i rąk. Kiedy moi bohaterowie drżą w moich książkach. I ślubuję Ci...Księżyc, ziemię, morze i kamień. Bo miłość bez kamienia to pustka. Kamień trzeba ożywić. Z kamieniem należy rozmawiać. Kamień należy w Księżyc przeobrazić i na niebie zawiesić. Wtedy wszystko będzie miało smak.

pewne obłoki to abstrakcja

        Pewne obłoki to abstrakcja. Tak bardzo muszą odejść, muszę odejść. Taka daleko. Być muszę we śnie. W tamtym śnie, w którym język na palcach i usta. Lubię sny, które mnie dotykają w ten sposób. 

Najebałam się Theraflu, Ona - Desperadosem. Powiedziała, że mnie kocha. Tak ponad świat i ponad wszystko. 

***

Już nie jestem takim nałogiem jak kiedyś. Kiedy trzeba było mnie brać. Byłam tą pierdoloną heroiną. Teraz można beze mnie wytrzymać, spokojnie iść do przodu, funkcjonować bez większych emocji. Jeszcze gdzieś tam wracam we wspomnieniu na chwilę, ale można już beze mnie żyć tak, aby nie zwariować.

sobota, 4 czerwca 2022

wiosna mi krzyczy we włosy

 Moje wiersze 
próbują bezustannie otwierać drzwi, 
których już nie ma.
 
 
Jeszcze bywam romantyczna.
Jeszcze noszę w portfelu twoje włosy
i zasuszoną różę. 
Jeszcze mi się wydajesz, że sen. 
 
Jeszcze nie skończyło się to wszystko,
co było wszystkim 
przez chwilę.
 
Nie skończyło się.
Mimo że wiem
- nie zapukasz. 

piątek, 4 lutego 2022

lovestoria

Dostaję od Ciebie paczkę, w której zielona rękawiczka jak choinka - ciepła. Mruczą gwiazdy. Po drugiej stronie pudełka "Inny Świat". Ten, do którego można było uciekać ileś lat temu. Nie wiem, ile, bo przestałam liczyć. Przestałam czekać na jakikolwiek list. Listy umierają tak młodo przecież, jak liście, za szybko, kiedy kończy się lato. 

Zima była mroźna. Mróz całował policzki, ale ty lubisz, kiedy szczypie. 

Ja mam wiatr we włosach i motyle na wiosnę. Chcesz? Mogę ci pożyczyć skrzydło. 

Biegamy po niebieskich łąkach, ale to nie jest Niebo ani śmierć. To życie, które pachnie milionami wrażeń. To oddech wierzby, która płacząca budzi się na wiosnę. Przyjdzie(sz). Może przyjdziesz jeszcze, bo labirynt otworzysz jak książkę. Może... pozostawisz w skrzynce sercowej szczyptę łez, krzyk za mną jakiś. Może uśmiech tam wsuniesz, jak dawno, dawno temu. 

Przyjdzie wiosna, na pewno. Tego nie sposób oszukać. Będą spacery, ręce, kwiaty i bez. Będą pożegnania, czułe dzwonki i czas - będzie (nie)doskonały. A dziś wyzywam słońce na pojedynek, wyjmuję z pudełka kartkę na święta, które przebrzmiały, jak sen. Wyjmuję twoje oczy, które czasem podążają za mną. Wydobywam tlen. Bo to jest jak powietrze. 

Lekkie, jedwabiste love story. 

lovestoria, historia 

sen. 

Pół.

Kiedy wracasz z kliniki  i piszesz wiersz...  I choć patrzysz już w inną stronę,   i choć wiem, że odchodzisz,  szukam ust,  które krzykną z...