środa, 27 marca 2024

Dlaczego?

Znów dochodzi do ciebie, jak wiele się nie liczy,

gdy odchodzi człowiek. Jak wiele 

niepotrzebnych kłótni i wojen. 

Jak kruchy czas i jakie 

łzy, kiedy nie ma.

 

Dziś się dowiedziałam. Wiadomość o jego śmierci spadła na mnie jak grom z czarnego nieba. A tak bardzo bałam się napisać dla Ciebie. Bałam się, że przeczytam właśnie to, o czym myślałam - że to już koniec. Że odszedł. Rozpuścił się gdzieś tam w powietrzu, u stóp szklanych gór czy w innym zakątku świata. Przecież wcześniej miał zawał i to też nie dawało mi spokoju. I ta ostatnia, sierpniowa obecność, ostatnia wspólna rozmowa, którą pamiętam jak na dłoni - wypisaną. Nie wiem, dlaczego człowiek zapamiętuje "TO, CO OSTATNIE". Jakiś gest, uśmiech idący tamtędy, rękę, zapach. Jakiś krzyk, łzę, drogę do domu albo gdzieś, nie wiem, gdzie. Ale zapamiętuje, choć wtedy jeszcze nie wie, nie zdaje sobie sprawy z tego, że będzie to "ostatnie". Że czas się skończy, że świeczka wypali swój płomień. Bo śmierć taka już jest - ona po prostu przychodzi i wyrywa spod skrzydeł czasu - ciało. 

On za mną chodził. Od początku roku to nawet jakoś tak bardzo. Coś mi się nie zgadzało, nie pasowało do reszty. Coś mnie niepokoiło. Bardzo boję się takich myśli napływających do głowy - katastroficznych, bolesnych. Zrzucam to na te swoje lęki i dziwadła, ale najgorsze jest to, że czasem się sprawdzają. 

Lubiliśmy się. Czułam to. I dobrze nam się rozmawiało przy stoliku, na którym wazon z różowymi goździkami pasował do Twojej sukienki. Lubiliśmy się. 

Teraz czuję dziwny rodzaj pustki, bo zdaję sobie sprawę, że to przede wszystkim Twoja pustka, nie moja, ale wiesz? Ja też ją czuję. A może to tak, że ja czuję po prostu Twoją pustkę, dziurę wypaloną w Twoim sercu? 

*** 

On nie przychodził przez kilka miesięcy. Ona też już nie przychodzi. Może to popieprzone, ale szukałam nekrologu, szukałam "wypadków" (tych cholernych, samochodowych), później wymyśliłam sobie, że straciłaś pamięć albo leżysz w szoku pourazowym bez rąk albo nóg.. Moja głowa podpowiadała mi straszne scenariusze, różne urojenia. Bo wciąż tkwi w niej to pytanie: DLACZEGO? 

Przecież nie znika się tak 

bez powodu, 

bez słowa, z dnia na dzień 

- jest i nagle nie ma

Przecież tak robić nie wolno.  


Ludzie nie rozpływają się w powietrzu.

niedziela, 24 marca 2024

Maska Czarownicy (again)

Widziałam Cię. Miałaś nową kurtkę, której kaptur wykończony był beżowym misiem (albo i nie), czarne, skórzane buty za jakieś trzy albo cztery stówy, dżinsy kupione nie w promo i golf. Jawiłaś się jako ta zajebista, operatywna, zaangażowana w swoją pracę, ogarnięta na maxa (bardziej niż ja) - superGirl. A w rzeczywistości przecież tak nie było. 

Później przyszły szare dni i kolorowe oczekiwania zamieniły się w gówno. Tak to się psuło, srało, nie grało. I chociaż przynosiłaś czekoladki, to i tak było to bez sensu, bo wiedziałam już, jak potrafisz kłamać. Głęboko w oczy.

Maski zaczęły opadać, obnażając nagie kostki i brudne ulice. 

*** 

Maska Czarownicy w t(ł)oku, a głupie myśli - w rynsztoku. A może też w tłoku, w tłumie tych wszystkich wysmarowanych obłudą. Na gębach śmiejących się nastolatków, w grymasach pomarszczonych smutkiem twarzy. 

***

Widzę Cię. Przychodzisz. Nasze spojrzenia znów się dotykają. 

- Chyba żartujesz? 
- No właśnie, nie żartuję. Było w tym coś magicznego, jakby cały świat odleciał gdzieś, a zostały tylko nasze dusze i nasze dotykające się policzki, piżmowy zapach włosów... 

sobota, 23 marca 2024

Latte wciąż mnie uwodzi

Zdecydowanie za późno pojawiłam się dzisiaj w knajpie (dopiero po 18). A może to wszystko przez tę burzę (we mnie). Przez te wyrzuty (paniki i sumienia). 

Bo czasem tak jest. A może jest już dobrze? Bo idzie wiosna. Bo kolorowe ptaki. Bo parki zaraz się zazielenią, będziemy wybiegać z domów i przesiadywać - w kawiarnianych ogródkach. 

Smak latte wciąż mnie uwodzi. 

Choć dziś przez chwilę wydawało mi się, że jestem tchórzem. Potem wyszło słońce i odmieniło się. 

niedziela, 17 marca 2024

kawiarniany sen(s)

Nie budź mnie jeszcze. 

Z tego życia, które wybucha kawiarniami.

Nie budź mnie jeszcze (...). 

Chcę żyć.


Pachnie dziś "Wszystkimi Świętymi". W powietrzu unosi się listopad. Wiosna ukryła się za rogiem i grzmi, że jesień próbuje jej odebrać status dostępny. A przecież za chwilę mają już wybuchać łąki kwiatami, ludzie - sercami. Ma być dobrze, ciepło i miód. 

Ale tutaj jest CIEPŁO 

Dziś w knajpie wyjątkowy czill. Wszystko przepływa, sączy się jak w sennym miasteczku, w sennej opowieści. Goście się nie spieszą, celebrują ten czas, który przy stolikach rośnie w owoc, kawę i kwiat. Świece przynoszą ciepło i miękkość. Lekko senne stoliki z zimowymi herbatami mruczą. Kawy pachną. Rzecz się snuje... Zahacza o ułamek duszy. W środkowej loży siedzi dziewczyna o kasztanowych włosach. Czyta moją książkę. Pani w różowej bluzie pasuje do różowych goździków. Reszta odpływa gdzieś, w jakiś sen. Tak bardzo powoli... 

Dzieje się (...).

Przypomniały mi się Sklepy cynamonowe Schulza. Żył krótko, ale wszystko w jego opowiadaniach pachniało. Sklepy cynamonowe - kawiarnia cynamonowa. Krople deszczu na szybach. I ja - zaklęta w czasie i przestrzeni. Pachnę. Otulona oddechem miejsca, które mnie zniewala. Nastrojem i perfumami... Forda. 

Czym mam ją dłużej, tym bardziej ją kocham - jest taka moja, taka do przytulania. 

Prawdziwe miłości poznaje się po znakach szczególnych. Po tęsknotach nieziemskich i błękitnych jeziorach, w których chciałoby się utopić tęsknoty. 

Lubię tak odpływać od brzegu w ten kawiarniany sen(s).

sobota, 9 marca 2024

a wiosną przyjdą krasnoludki

Skończyłam kolejną książkę. Pożeram książki. "Nikt nie może wejść" - spoko schiza, chociaż pewne psychologiczności poprowadziłabym inaczej, ale i tak była to jedna z lepszych powieści, jakie ostatnio czytałam. Może dlatego, że Weronika trochę skojarzyła mi się z moją Leą z Play. Albo - sama nie wiem. W każdym razie liczyłam na takie rozwiązanie. Lubię osobliwości. Przeraził mnie natomiast "Dom dziadka" - boję się takich książek, są przerażająco-absurdalne. Dobry początek z pistoletem na wodę i totalnie porąbane mięso. Nie, to nie dla mnie. Jestem za delikatna. Za słodka... (mimo że czasem używam męskich perfum).

Latte smakuje równie słodko. Ma delikatną, aksamitną piankę i moje ulubione wiórki. Rozpływają się na języku. Udało mi się złapać stolik w kącie. Przyjechałam na Pretty. To nasza nowość z rukolą, mozzarellą, koktajlowymi pomidorami z sosem sezamowym - samo ZDROWIE - a zdrowie teraz najważniejsze. Wczorajsze mega pozytywne emocje tkwią jeszcze w moich oczach i sercu. Tulipany i moje ulubione, śmietankowe ptasie mleczko od Gabrysia, czekolada z orzechami od Witka, cuksy o smaku truskawek od jednego z gości mojej knajpy i biały kiciuś w czarne kropki z kwiatem w środku grzbietu - od Szymona. Zjedliśmy wszyscy piękną kolację przy pierwszej loży, bo pozostałe były zajęte. I jeszcze wszedł stolik przed 21. 

Teraz słyszę, jak mężczyźni rozmawiają o kobietach: ta się dobrze lizała, ta dała pomacać, imprezka udana, miałem wczoraj taką moc na... do niej, a dzisiaj powtórka, ale to nic na serio

Nie. Nie mogę pisać o facetach - heh. To zabawne. A moja bohaterka będzie miała dziewczynę. 

Zakręcam włosy na palcu. Nie mogę się przyzwyczaić, że są teraz o ponad połowę krótsze. Są krótkie heh, ale trzeba się od-radzać. 

Wciąż i wciąż. Trzeba dotykać. 

(nie)możliwego.

czwartek, 7 marca 2024

czas na wariackich papierach

Kontrolka z podnośnikiem w aucie zapaliła się tuż przed samym wjazdem na autostradę. "Świetnie". - Pomyślałam. Ciuchy na wieszakach bujały w obłokach (żeby jakoś wyglądać na spotkaniu), ciężkie jak węgiel laksy na grubej podeszwie usypiały pod fotelem pasażera. Uspokajał mnie jednak fakt, że samochód był na generalnym przeglądzie jakiś miesiąc temu, więc starałam się za dużo nie analizować. 

Na Żoliborzu wylądowałyśmy szybko. Autostrada to jednak poemat (niedygresyjny). Potem kawa w Głodomorach i pierogi z soczewicą (wersja vege). Przepyszoty. A że czasu do spotkania było w zapasie, to zaliczyłyśmy też spacerek uliczkami vintage po okolicy. Ładny ten Żolik. Kojarzy mi się z parkiem Julianowskim w Łodzi, Aleją Róż i tymi wszystkimi poetycko-literackimi nazwami ulic. 

W Warszawie było lirycznie, literacko i romantycznie. Ona taka już jest  - "Światowa Dama" w kapeluszu z piórkiem. I teraz jeszcze ja - od teraz przy-pisana do Warszawy jeszcze bardziej niż. Osobistości przemiłe, moja anormatywność też, parking - 20 zeta za 4 h, przepalona żarówka i jesteśmy w kontakcie. W drodze powrotnej ukochany dom rodzinny, kaczka z jabłkami zrobiona przez Mamę, racuchy z cukrem pudrem, szampan i Miłość. 

Teraz przyjechałam do knajpy, sprawnym już autem, które odebrałam od Igora tuż przed samą wizytą u neurologa (wszystko na wariata ostatnio heh). Siedzę z widokiem na bardzo różowe goździki. Czuję ich zapach. Uśmiechają się do mnie jak przedwiośnie, bo przedwiośnie jest już wyczuwalne na zewnątrz i porusza drzewami w rytm marcowego zabujania.  

Nie mam guza. - Oddycham z ulgą. Lekko. Świat zamienia się w różowe ptaki. 

sobota, 2 marca 2024

Wiersz o gdy.baniu

Jednak ciągle się boję.

Wiatru i igieł na policzkach.

Westchnień cichych jak trawa.

Zmarnowanych godzin 

na zawody miłosne. 


Pewnie inaczej byłoby. 

Gdyby. 


Gdybyś Ty.

Gdybym ja.

Gdyby tak.

piątek, 1 marca 2024

Pół.

Kiedy wracasz z kliniki  i piszesz wiersz...  I choć patrzysz już w inną stronę,   i choć wiem, że odchodzisz,  szukam ust,  które krzykną z...