wtorek, 30 stycznia 2024

nowe drzwi, stare drzwi

W drodze na szkolenie (tak, tak, zamarzyło mi się być uczniakiem i postudiować trochę, a poza tym - hm, zajebiście poszerzać horyzonty, gromadzić wiedzę i... próbować kolejnych trików, otwierać nowe drzwi)... tak więc w drodze na szkolenie spotkałyśmy... Oliwię. Ubrana była w czerwony płaszcz do kostek, a na ustach miała karminową szminkę. Ze szczylówy stała się faktyczną panią prawnik, trochę poważną, skupioną. Mój Boże, Kaj, ile to lat minęło? - Zapytała, stojąc tak w tej czerwieni i licząc na palcach prawej ręki czas, kiedy nie miałyśmy ze sobą żadnego kontaktu. Wyglądasz jak szczeniak, świetne bojówki - Powiedziała i uśmiechnęła się. - A ty kwitniesz... - Rzuciła do Agi. W końcu wybuch gromkiego śmiechu poluzował styki i rozbroił całe towarzystwo. Zamieniłyśmy kilka grzecznych zdań na krawężniku (w porównaniu do "kiedyś" naprawdę grzecznych) i ustaliłyśmy, że teraz czasu to mało, bo każda gdzieś się spieszy, ale któregoś razu będzie trzeba napić się (kawy, wódki? - nieważne), pogadać. Oli wygrzebała z malutkiej torebki wizytówkę, ja sięgnęłam do swojego czarno-białego plecaka po swoją. 

Po skończonym szkoleniu poszłam po kawę. Odblokowałam telefon i zobaczyłam migającą na pasku wiadomość: Miło było Cię spotkać :)

sobota, 27 stycznia 2024

Coś próbuję znaleźć, coś próbuję pamiętać...

Niezwykłe stają się kwiaty, które wyrosły na szybach, asfalt w wersji glamour i droga do pracy, kilka głębokich (wspomnień, nie kieliszków), fioletowe włosy. Trochę szaleństwa w oczach i niepokoju na twarzy, cichy kącik twoich ust, coś chcesz powiedzieć - więc powiedz, jaki kolor przynosi dziś tęsknota do kawy, jaki dziś dzień, bo nie pamiętam. Wszystko mi się miesza. Z drzew liście, a ze śniegu bałwany, okład na melancholię, może trochę niewidzialnego światła wlewamy do szklanek i to wcale nie wódka. 

Ten rozdział się nie kończy, a serce wciąż czuje niezapominajki na rajskich obłokach.

~ Kay / kiedy Vena staje obok mnie nago



w trybie video trochę niepoważnie

Nie zawsze trzeba brać życie na serio. Czasem wystarczy przez chwilę - niepoważnie. 

wnikanie w sam środek zimy

Kiedy w moim lokalu pojawił się Przemysław, pomyślałam, że to jakiś żart. Łaził za mną i smęcił. Nie chciał się ode mnie w ogóle odczepić. No, tak: Paweł go przyprowadził - przeszło przez moją myśl i wtedy sięgnęłam po wódkę. Kinga jarała fajkę na balkonie i wciąż zerkała w moją stronę. Co się wydarzy, co się teraz stanie? - Mamrotała pod nosem. Aga zrobiła jajecznicę i chciała już wyprosić gości, bo byłyśmy zmęczone tym ciągłym darciem japy, a stos książek leżał w biurze do podpisu. Zgraja niechętnie wyszła i udała się na podwórko. Szarpali jakiegoś grilla na mróz z garażu. Potem któryś z nich przyniósł kiełbasę. Zamknęłam drzwi od zewnątrz i opuściłam klapkę na wizjer. Obleciał mnie jakiś chory strach. Kto przyłazi do mojej firmy totalnie z dupy i wymusza party-pogadankę, wrzuca muzę (z mojej wieży) i kręci się po moim lokalu? No kto? Chyba tylko przeszłość jest na tyle jebnięta, że tak potrafi, bo nie patrzy na to, czy wypada. A ja? Miałam to cholerne przeczucie, kiedy rano zalewałam wrzątkiem herbatę. Kiedy szklanka zaparowała, poczułam, że coś dziwnego się wydarzy. 

*** 

To był ciężki tydzień. Dużo się działo, a dziś droga do Urzędu - rozliczenie koncesji i papierologia. Naładowana pozytywną energią zjadłam pyszny obiad w Rajskim. Lubię obserwować. Wnętrza knajp, ludzi, obsługę, zupę. 

Lubię wnikać.

piątek, 26 stycznia 2024

dziwne rzeczy

Jak to jest, 

kiedy pada w tobie deszcz? 


Dziś trochę we mnie pada, a trochę grzmi. Taka wewnętrzna pogoda przynosi na świat wiele urojeń. 

czwartek, 25 stycznia 2024

adrenalina i deszcz

Mój Boże, niektórzy to naprawdę się nudzą. Nie wiedzą, co zrobić ze swoim życiem. Patrzą beznadziejnie w okno, polegują w barłogu, pierdzą w stołek, tracą czas. 

Heh 

(w tym miejscu, nie potrafię znaleźć przejścia) 

Mieliśmy dziś w Filmowej wyjątkowych gości - wesołe dzieciaki z klasy trzeciej. Naleśniki nakręcały się jak szalone. Lemoniady też występowały w tym filmie. Przyjechałam specjalnie na to wydarzenie i... Tak było pięknie, że zostałam do końca. Z przerwą na sklep i tisza z miśkiem. 

Jest fajnie. Piję kawę. Coś błyszczy, deszcz świeci. Myśli nie mają końca... 

wtorek, 23 stycznia 2024

w nawiasie i poza nawiasem

Czasem wystarczy otworzyć się na to,

co daje nam świat.

Czasem wystarczy otworzyć

okno.

- chaos

Wczorajszy dzień to jakiś Matrix. A że "matrix" w biologii oznacza tkankę, z której rozwija się paznokieć lub włos, to faktycznie wszystko się zgadza. Z tkanki dnia wczorajszego wyrosło wiele (drzew pewnie też, jakby ktoś zapytał o las), ale przede wszystkim krzywizna zamieniła się w proste, a raczej w dobrze uformowane koło (felgę i oponę). W końcu mogłam normalnie jeździć, bo Zakład Prostowania Felg naprawił awarię w czterdzieści minut. Aby nie czekać w poczekalni poszłam do Manufaktury (4 minuty spacerem od Zakładu). W ekspresowym tempie, ale nie tak smacznym jak kawa, (bo do kawy potrzebuję jednak pociągów wolnobieżnych), kupiłam kurtkę z myślą o wiośnie już, tak pięknej i słonecznej jak moje serce. Kurtaska spoko, pasuje do glanów i posiada fajne zamki. Taka zajawiona, odpalona, totalnie dla dzikusów, więc mi podpasowała idealnie. Do głowy by mi nie przyszło, że znowu coś kupię heh. Do kurtki dokupiłam lampę "I love Selfie", zatankowałam auto i ... Stwierdziłam, że skoro mam już sprawne, nakarmione paliwem auto, lampę do telefonu, to fajnie też byłoby mieć na przykład złoty telefon. Nie namyślałam się długo (ach te niepoprawne impulsy) i wylądowałam w Aleksandrowie - bo tylko tam była wersja takiego telefonu, jaki mi się w głowie zaświecił. xD Normalnie przeżyłam "Gold odlot", orgazm wzrokowy, kiedy dotykałam nowego cacka. W sumie to wzięłam jeszcze drugi w wersji HardBlack do Filmowej. Przyciągnęłam ją myślami do siebie i ... wylądowałam w niej, totalnie spragniona Popcorn Latte. Zdążyłam podjechać pod knajpę (było jakoś grubo po 19) i wszedł Szymek. 

Tak też z tkanki wczorajszego dnia wyrosło koło, kurtka, lampa do selfie, dwa telefony i świetne spotkanie po godzinach z pyszną kawą. Dużo śmiechu, opowieści, mieszanie czasu z czasem i smakiem popcornu z orzechami. 

Lubię takie dni, nie myślę wtedy, że może być wojna, czy jakiś inny zamach. Tak, lubię takie dni. Lubię.

sobota, 20 stycznia 2024

z życia wzięte trochę yebnięte

Takie to moje dzisiaj (takie jak nie wtedy)

z życia wzięte sprawy,

(nie)zwyczajne rozmowy, ludzie, którzy noszą latarki

przy sobie duże oczy i tusz. Trudno się czasem wybiera, 

bo są wybory jak horrory albo jesteś czasem tak skąpana 

w tym melo(dyjnym)dramacie albo tylko

Bóg wie, kogo kochasz.

 

chaos

Mawiają, że nieszczęścia chodzą parami hm. W moim przypadku to nawet czwórkami (chyba, o ile można to nazywać "nieszczęściem" w ogóle, a nie na przykład dziurą w asfalcie). Zaczęło się od błędu, który wyświetlił mi się w aucie. Taki tam, czerwony, yebany wykrzyknik, sugerujący, że układ hamulcowy (jezdny) świruje. Szybko wpadłam na pomysł, że to opona, bo zauważyłam,  że siadła bardzo (prawa od tyłu). No nic, zatowarowanie? Pomyślałam. Czasem pakuję do auta ciężary. Kompresor pomógł, ale tylko na tydzień i wykrzyknik znowu zaatakował, ze zdwojoną siłą, bo na wyświetlaczu pojawił się także lewar. Zmierzyłam więc ponownie ciśnienie i po wszystkim udało mi się ręcznie wykasować błąd. Z uwagi jednak, że zbliżał się serwis (wymiana oleju i takie tam pierdy związane z filtracją), doszłam do wniosku, że szepnę Igorowi słówko o nieszczęsnej (wrednej) oponie. Okazało się, że "skasowałam" sobie felgę od dziury, która pod śniegiem była niezauważalna. Teraz muszę ją dać na prostowanie (ale mam namiar od Igora na spoko, zaprzyjaźniony warsztat), który specjalizuje się właśnie w tych sprawach. Auto na całe szczęście (czyli jednak szczęście) jest sprawne, przeglądzik wypadł na piątkę z plusem i poza tą felasą nic złego się nie dzieje. Od Mikołaja dostałam futro na kierę i wygląda to jak taki "słodki, futerkowy kicz". Uwielbiam takie dodatki. I dłonie tak nie marzną, kiedy moja "ciucia" postoi na mrozie. Ig za to ma kaczkę na holu. Też bym taką chciała, ale nie mam hol-a. Hah. Pogadaliśmy trochę o rajdach, opowiadał o swoich wypadach na błota, o technice jazdy, kiedy wchodzi się w zakręt w ekstremum. Oj, marzy mi się taki rajdzik. Może kiedyś, kto wie. ;) Wczoraj za to zrobiłyśmy sobie rajd do Manufaktury. Spacer w śniegu, mróz na policzkach, zakupy. A dziś byłam uczestnikiem niesamowitej drogowej serdeczności. Kierowcy sami wpuszczali mnie w korek! :D Przypuszczam, że to kwestia mojej zajebistości i blasku xD. "Ma się ten urok osobisty", nie pogadasz. Ale wróćmy do tematu (bo znów rozwinęłam swoje zwoje literackie na maxa)... Kiedy auto było w serwisie, zaczęła sączyć się spod szafki woda - awaria wody, a w nocy wysiadły kaloryfery. Byłam więc chwilowo bez wody i ogrzewania. Najs. W sumie hm, chciałam jechać na błotny rajd, nocować pod namiotem, pić wodę z rzeki, to dostałam przedsmak podróży. Ogrzewanie załatwione, z wodą walczę. Ale... to nie wszystko. Na deser zadzwoniła stała klientka z Fundacji i chciała złożyć zamówienie na catering (w weekend na 15.00). Wszystko pięknie tylko... robimy Dzień Babci i Dziadka, więc potrzebuję full na obsłudze - dwie kelnerki to minimum. Zaczęłam gorączkowo kombinować, jak to ogarnąć, bo na dużych cateringach muszę być z kimś (tak jest dużo łatwiej)...dodałam więc ogłoszenie na cito. :D No, a na koniec zabrakło papryki...

Życie - posiada różne kolory, smaki, dołki i górki. Jest jak jazda samochodem. Raz zjeżdża się gładko z góry, żeby za chwilę sapać, podjeżdżając pod. Raz jedzie się po świetnej nawierzchni, żeby za chwilę wyebać sobie felgę, wpadając w dziurawy asfalt. 

Jak podsumowuję ostatni czas? No ba... Mimo, że czasem jest ta cholerna krzywizna na drodze to i tak jest pięknie... I jeszcze istnieje futerkowa kierownica, która ogrzewa dłonie...

piątek, 19 stycznia 2024

nocne (natchnienia)

Czy już za późno? Czy to noc puka? 

Nie jest za późno, choć już Księżyc

patrzy. Możesz jeszcze wszystko, 

nawet kiedy gęsta noc obejmuje świat. 

Możesz 

jeszcze wszystko, jeśli nie śpisz. 

Nie spisuj na straty miłości ani gwiazd.

Nie spisuj na straty. 

środa, 17 stycznia 2024

Rel

Zbliż się. 

A poczujesz usta... 


Jestem naprawdę daleko. 

Sto lat. Może dwieście. Od ciebie. 

Nie wiem.


Jaki jest dzień, która godzina. Może

coś wbijam sobie do głowy. Rodzą się

nowe. 


Z wnętrza wyłażą 

potwory. Potwornie

się boję.

niedziela, 7 stycznia 2024

Trzeba się ruszyć xD

Przyjechałam sobie na lajcie do knajpy z myślą o śmietankowym naleśniku i pysznej latte z wiórkami czekoladowymi. Było jakoś po 16. Wchodzę i... nie mam gdzie usiąść :D ale "zonk". Dziewczyny właśnie wychodziły, więc dosiadłam się na chwilę do Roberta, aby przedyskutować temat organizacji imprezy urodzinowej. Wszystko na plus. Data klepnięta. 

Nie wiem, jak to możliwe, że można upić się piwem bezalkoholowym (?), ale jak widać można, heh. Więc jestem sobie tutaj z najlepszą pod słońcem ekipą, pijana uśmiechem i tym, że "trzeba było się ruszyć" :D. 

piątek, 5 stycznia 2024

prolog

Rozłożone scenariusze w mojej głowie. Już prawie gotowe postacie jak obiad na stole, postawione, ale nie wiem, w którą się zanurzyć, którą wybrać. Może w Whisky - Ona jedna mnie zrozumie doskonale albo sprawi, że wrażenia będą miały jeszcze dotyk - skóry twojej o poranku, nagości mojej dzisiaj. To nieważne. Nikt nie planował początku. Chociaż ja wiem, że już bym chciała - wiedzieć. Rozpocząć bym chciała ten "narkotyk", a pożera mnie (nie)pełnia, w której gubię dłonie, a niepewność nosi imię twoich kroków.

sweet dreams

Szokująco dużo nas. 

A każde z nas przemnożone przez sny.

w magicznym (nie)porządku

- Co lubisz robić? 

- Marzyć.


Gdzieś nad głową krążą różowe ptaki. Świece pachną na seledynowo. Na zewnątrz biały śnieg, cukier puder. Czarne lustro nad głową, niebieski makijaż. Ktoś dziś posypał cukrem świat, a ludzie udają, że im zimno. Może to początek wiosny w białym styczniu? A może na nowo rozpoczął się świat? 

Postanowienia, plany, marzenia? Jak myślisz? Warto? Ja myślę, że tak. Nie wyobrażam sobie herbaty bez marzeń albo kawy smutnej, pustej, bez żadnego snu zmieszanego z mlekiem. Piję więc - i mleko, i kawę, i herbatę, i sen. To tak samo, jak fakt, że dziś wszystko jest kolorowe. Bo mieszają się barwy różne ze sobą. Tańczą i rzucają się w oczy. Łączą ze sobą w najpiękniejsze łąki. W Łąki mi love. Wiesz, jaki to jest "kolor łąki"? Zmruż oczy, a zobaczysz. 

Dziś piąty. To dopiero początek, a ja mam wrażenie, że tyle już się wydarzyło. Nie wiem, skąd takie odczuwanie, może przez wywiad, mój nowy plan na "Chaoswtoku" albo przez książki, które z głowy próbują się wydostać. Restauracja też jest złota jak słońce, jak stan mojego umysłu dzisiaj, bo taki właśnie on jest. Umysł i stan. 

Mam plany. Oczywiście, że mam. Niedługo wchodzę z nową koncepcją poetycko-smakową. Mam już rozpisane smaki, plany wydawnicze też. A trochę tego będzie... Muszę się ładować tą wyjebistą adrenaliną, muszę marzyć i działać, marzenia przeobrażać w dotyk. 

Wierzysz w znaki? Myślisz, że to rozsądne, czy totalny absurd? Ja wierzę w przeznaczenie, a znaki są sygnałem, że coś może się zmienić. Dotknąć nas czule albo obrzucić gównem. Dziś na swojej drodze spotkałam dobre znaki, kiedy wychodziłam z windy. I to był kolejny początek "czegoś". Jeszcze nie wiem, czego, ale wiem, że na pewno początek. 

Czasem wydaje mi się, że wszystko jest tak poukładane, aby można było zachować równowagę, aby starczyło miejsca w człowieku i na człowieka. Coś się wykrusza po to, aby nastąpiło coś. Ktoś wychodzi, robi miejsce, inny wchodzi, słucha, zapisuje. Albo pojawiamy się gdzieś, w totalnie zafiksowanym momencie, aby spotkać kogoś/coś, kto wpłynie na nas i na nasze życie, albo... To my mamy taką siłę, aby wpływać na czyjeś... Myśli, marzenia, życia.. 

Czy to jakiś rodzaj magicznego (nie)porządku? Nie wiem. 

czwartek, 4 stycznia 2024

chmury śmietankowe na ustach

Wcale nie musisz czuć tego smutku, że twoje miejsce ktoś zabrał. Przejął. 

Przejęłam się, wiesz? Kiedy mi powiedziałeś. A przecież Aniołom się nie odmawia. 

Krzesła przy stole. Ten dom, wciąż jest Twój i wciąż pamiętam Twoją rękę na zimowym policzku, letnie lato, deszcz. 

I kiedy jeździliśmy oglądać pociągi na skarpę z butelką Pepsi. 

Te miejsca juz zawsze będą nasze. I nikt nie odbierze mi tamtej wspaniałej podróży. A stacje wciąż będą pełne ciebie, kiedy przyjdę na peron, zobaczę utkany ze wspomnień film. 

Będziemy tam razem i nikt, i nic nie zakłóci nam tego obrazu, pierwszej kawy wypijanej w wyobraźni, chmury śmietankowej na ustach. 

środa, 3 stycznia 2024

1408

Tamten pokój to głowa. Brakuje drzwi, kiedy więzi ich trauma. Ich, Ciebie, mnie. 1408. 

Każdy chciałby się wydostać, wyjść, znaleźć klucz, ale klucz złamał się w zamku, a klamka odpadła od drzwi. Okno przestało być alternatywą i tylko sznur zwisający z sufitu pyta: czy chcesz się wymeldować? Nie. Nie chcę. Będę walczyć z demonami, które walą w ściany mojej głowy. Tej lub tamtej głowy. Wielu z nich nie wytrzymało. Napięcia, ostrza, cierpienia, blasku. Ktoś skoczył z mostu, inny się utopił (w talerzu z rosołem).

"Nawet jeśli opuścisz ten pokój, nigdy nie opuścisz tego pokoju.

                     (cyt. z filmu "1408)

Dlaczego? Bo są takie wspomnienia, których nie można zapomnieć. I trzeba z nimi żyć do końca. A te wspomnienia, to głowa, czyli pokój. 

Czy kiedy traci się to, co najcenniejsze, jedyną szansą na życie jest obłęd? Czy to właśnie obłęd popycha człowieka na krawędź okna/mostu? 

Tyle pytań, a głowa tylko jedna. (Albo dwie, albo trzy, kiedy nikt nie widzi). 

Pokój 1408, żadnego wyjścia, okna zamurowane. Koniecznie obejrzyj. 

*** 

PS

Ten film był tak mocno porąbany, że spać nie mogłam i wymyśliłam Zofię. Zofia też będzie porąbana.

Pół.

Kiedy wracasz z kliniki  i piszesz wiersz...  I choć patrzysz już w inną stronę,   i choć wiem, że odchodzisz,  szukam ust,  które krzykną z...