moje myśli stają się dzisiaj
turkusowym jeziorem.
Obcięłam włosy jakieś 30 cm. Założyłam niebieską farbę, która wyszła turkusowo-brązowa. Mam więc na głowie turkusowo-brązowe jezioro. Trochę zamulone. Trochę z dupy. Życie. Nie zawsze wychodzi prosto, a najczęściej to krzywo i tak też stało się tym razem. Ale nie drażni mnie to, raczej śmieszy. Powoduje przyjemne łaskotanie pod brzuchem.
W knajpie dobry weekend. Niebawem stawiam na nowy aranż. Szukam lokalu na filię. Przerzucam te ogłoszenia jak wariatka i przerzucam. Kiedyś były gazety. Nawet marzyły mi się. Na sofy. Ale wyszła klisza skąpana w delikatnych szarościach z dodatkiem oliwek.
Jutro przyjdzie dodruk. Kolejny dodruk. W głowie projektuję okładki. Książki znikają w tempie światła. Śniegu za to dużo i dobrze, bo jakoś tak czysto i zimowo.
M. z łopatą gania, ja rozbijam rakiety w wyobraźni. Jedną o skałę, inną o słońce, kolejną o niebieskie migdały. Projektuję Ogród z bursztynów.
Żeby tak jeszcze zdjąć ten ciężar z pleców. Tego potwora, który czasem obejmuje moje ramiona i przygniata. Żeby mu tak powiedzieć: a weź i wypierdalaj...