Bawię się (z) czasem w berka. Uciekam przed różowymi garniturami, a później je kupuję. Myślę o Tobie.
Ten moment jest dziwacznie krzywy. Nie nazywa się. Nie posiada żadnego imienia. Wpadasz w panikę, kiedy widzisz moje lęki, a ja wciąż się leczę.
To dysproporcja, dysharmonia, rozziew. To dysfunkcja, feler, defekt. To neurovascular conflict (NVC). Postępuję zgodnie z zaleceniami, ćwiczę i rozciągam wyobraźnię, wysypiam się, aktywizuję. Czasem tylko ogarnia mnie strach przed dekompresją nerwu (tzw. odbarczeniem), chociaż lekarz prowadzący póki co tego nie przewiduje, aktualnie mam te nowe leki i jeżdżę do kliniki do Pabianic na konsultacje. Czeka mnie też kolejna porcja neurofizjo.
Prawda jest taka, że nie chcę operacji. Wolę słuchać muzy i trzymać Cię za rękę. Biegać po niebieskich dachach, szukać domu za miastem, iść na kawę, zrobić sobie kolejną dziarę, lecieć do Albanii (albo gdzieś).
A w tle właśnie Bursztynowe koraliki. Uśmiecham się. Poprawiam złoty guzik przy różowym żakiecie. Nucę sobie. Uwielbiam ten kawałek.