Lubię tę pustkę, pustkę. Tę p*erdoloną, psychiczną pustkę. Pustkę, w której jest ciebie tak pełno. Lubię taką tęsknotę do białego rana, kiedy łokieć wpada do kieliszka i płacze z zimna, bo szkło jest zimne i może porozcinać powieki.
Jest pełnia. Ludzi, wiosny, której nie ma, bo maj zrobił nas w bambuko, w małą, szklaną rosę na policzkach.
Karmisz się czasem mną i majem. Bo mnie także nie ma w miejscach, w których szukasz. Bo zostały tam tylko ślady wydrapane na koszuli, wypalone drzewa. Miejsce, gdzie brama zamyka się i otwiera pokrył kurz. Schody stały się ślepe, a motyle ubogie w skrzydła. Słyszysz? Może za rok będzie lepsza wiosna, może księżyc nie spuchnie od choroby sierocej, może nie będzie się urywał? Słyszysz? Może za rok ktoś powie: weź most i podaj mi rękę, pójdziemy daleko, boso, bo bosa może być tylko miłość. Aż.
Nie teraz. Teraz mnie nie szukaj. Będę daleko, za tamtą i tamtą wyspą. Będę zmieniać ląd.
Nie szukaj mnie, bo w powietrzu jest puch, zbyt czuły i gwiazdy zawieszone na atramencie, w nocy.
Będziemy przepływać przez korytarze.
Będziesz się gubić jeszcze, tutaj, gdzie nie ma papieru ani skrzydeł.
Ja będę tam - gdzie są skrzydła. Pijana
od białych obłoków i snów.
od białych obłoków i snów.
Nie szukaj mnie, bo i tak nie chwycisz mojej ręki w locie. A nawet jeśli potrafisz uchwycić, to ją zgubisz.
Nic tak nie trzyma człowieka przy drugim człowieka jak usta.
Rozumiesz?
PS
Za chwilę skończy się maj.
PS
Za chwilę skończy się maj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz