Kiedy bujasz w obłokach od Grecji, poprzez Bułgarię i inne takie, zostaje serce, brudnopis. Jakaś pognieciona kartka, prywatny notatnik. A przecież trzeba tyle opowiedzieć. O światłach latarni, latarnikach, białych skrzydłach mew, wydmach, ustach niespiesznych, spacerach zaczarowanych, koralach z różowego gipsu. Zaklęty w opowieść Sozopol i mała/duża Złota Rybka na piasku. Muszelka, której nie możesz zabrać z brzegu, bo przynależy już na zawsze do. Mogłabym tam kupić apartament z widokiem na raj. Zabujałam się. W zachodach słońca, delikatnym piasku, bajkowych pergolach pełnych róż. Zabujałam się w widokach z balkonów - na zachód i na południe. W białych krzesłach patio, w rudych kotach, które łasiły się do kolan. I jeszcze była tam muzyka. Hotel z duszą, duży basen, wiklinowe kosze przy ogrodowych barach. Mogłabym tam kupić apartament na wyłączność duszy mojej + bliskie, najbliższe.
Rodos też uwielbiam. Obiecałam sobie, że tam wrócę i ... wracam. Kto wie, może jeszcze w tym roku pokuszę się o wyjątkową podróż? Może obejrzę tamten dom z palmą pośrodku ogrodu i ławką z żelaza w kwiaty? Może pójdę polną drogą nad morze. Znów będę podziwiać zachody słońca. Znów tam będę.
Lubię żyć.
Lubię kolekcjonować wspomnienia.
Żadne rzeczy nie zastąpią wspomnień, które już na zawsze kołyszą się w duszy twojej.
Mojej.
W czułej przestrzeni serca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz