niedziela, 17 listopada 2019

inna

Wyjmuję filiżankę w kwiatki. Woda jest gorąca, oczy (nie)spokojne. Pamiętam tamten dzień, kiedy kupowałyśmy razem zieloną herbatę z wiśnią. Była taka ładna... Pamiętam cenę herbaty i peerelowską podłogę w sklepie, pamiętam długą, drewnianą ladę i wagę, która cichym rytmem wskazówek bujała pomarańcze. Dziś coś przeważyło - jakiś upiorny liryzm w połączeniu z Havasi. Dzisiejszy koncert-show. Drastyczne połączenie tego, o czym myślę, z tym, co dzieje się aktualnie w Warszawie i z tym, co działo się wczoraj, kiedy stałam autem w wielopiętrowym korku. Herbata mi smakuje. Może tylko trochę parzy w usta. Jak wszyscy zajebiści, międzyplanetarni kochankowie, kochanki z sutkami na wierzchu. Jak te chmurne, awanturnicze dusze, bohemy, neo-plastyki, spinki do mankietów, głębokie dekolty. Boję się, że już zawsze będę inna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Słyszalne, (nie)widzialne

Trzy lata temu ukrywałam się za drzewami, aby podejrzeć światło i człowieka.  W środku było inaczej (jak w każdym środku, który zmienia się ...