Cały wczorajszy dzień przebalowałam na zakupach, ale to, jakie koszule wynalazłam, to szaleństwo :D - ogień, róże, wiersze i tygrysy - było warto, a potem były szejki z Tobą o smaku masła orzechowego w wersji S na kolorowych sofach. Głowa, kiedy delektuje się smakiem, zapachem, dotykiem jest szczęśliwa i chyba o to w tym wszystkim chodzi - o szczęście. O korzystanie z życia i spędzanie czasu w taki sposób, w jaki się lubi. Te wszystkie bale i seriale, koniki na biegunach, huśtawki w parkach, ławki zbierane od czasu do czasu i serca. To sprawia, że świat wciąż tańczy w czyichś (moich i Twoich oczach).
W knajpie też piękny czas. Ogródek rozkwita. Mamy trzecią parasolkę. Zajrzałam na chwilę przed 18, aby dojrzeć pudrowe róże, przywitać się, wypić kawę i tak mnie Marta ujęła, bo w tym wielkim nawale pracy, pomiędzy lemoniadami a mrożoną herbatą dla gości, zrobiła specjalnie dla mnie wiórki czekoladowe do latte. Siedziałam tak potem z tą kawą i gapiłam się na gości. Mega mili Państwo z środkowego stolika byli zachwyceni moją twórczością i kalendarzem Chaosu. Dostałam też mnóstwo ciepłych wiadomości od Fanów odnośnie książki Chaos i różowe ptaki.
Lubię tę rozpierduchę pełną motylich skrzydeł i różowych ptaków. Tworzą dobry szum, szelest. Są jak pocałunki, których przeznaczeniem jest się odnaleźć.
Kończę, bo mam jeszcze stosik książek do podpisania. Niech znów lecą w świat...