Czasem takie migawki sprawiają,
że budzą się (ze snu) wspomnienia.
Wychodzisz. Twoja twarz
ma już pięćdziesiąt lat. Nie jest porośnięta majem tylko jesienią. Twoje włosy wciąż zdają się być jasne, oczy szare pełne niepokoju, ręce w nerwicach niosą papierosy.
Patrzę, ale mam tylko chwilę, która zaraz zniknie. Bo drzwi się otwierają i zamykają tak szybko. Bo tak szybko ulatuje ciepło i chłodne powietrze dotyka ramion.
Wydaje mi się, że dostrzegam pomiędzy nami upływ czasu. Linie rzek pod twoimi oczami, pod moimi wciąż brokat, który opada z powiek.
Ile to minęło lat, godzin? Nie mogę policzyć. A może wcale nie chcę. Za bardzo się boję takich rachunków sumienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz