Spotykamy się przypadkiem/przeznaczeniem na przystanku.
Autobusy spóźniają się o kilka lat.
Ty jedziesz gdzieś tam, ja zostaję.
Zajmujesz miejsce przy oknie.
Piszemy SMS-y.
(Nie)znośnie i bezczelnie coś ryczy mi w sercu. Próbuję
to uciszać jak stare zegary,
próbuję powyrywać te cholerne wskazówki:
Co słychać? - pytasz.
To wszystko - odpowiadam.
Niedługo Sylwester i znów trzeba będzie odkurzyć cały świat.
Bąbelki szampana skończą się tak szybko. Ty zostaniesz
u mnie na noc, ja u Ciebie.
Potem wymknę się z domu.
Porozrywam klatki (sercowe, schodowe, każde).
Będziemy się oddalać, aby znów się odnaleźć.
Będziemy pisać do siebie,
a potem się pożegnamy (?)
znów w tłumie autobusów,
świateł mdławych i lamp.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz