Moje paznokcie są jasnobłękitne. To taki mój marzec. Patrzę i widzę, jak mienią się na nich koraliki brokatu. W końcu obraz nie rozmazuje się jak przedwczoraj. Siedzę w dresach. Na głowie czarny kaptur. Obok opakowania leków, termometr, chusteczki higieniczne z wesołym tygryskiem, Żywiec Zdrów tzn. Zdrój i herbata jaśminowa z jagodowym syropem. Muza na maxa. Rozwalona krzyczy jak wariatka... Żadna migrena mi już nie straszna. Już mi głowa dała popalić wczoraj i przed. Ale gorączka na niższym piętrze - zjechała na 37,4. Mam ochotę odyebać sobie mega rockowy makijaż, przytulić gitarę, szarpać.
A może zamieszkamy razem w pięknym domu? Prowansalski styl, duży ogród, mały staw. Albo... Bez stawu. Wystarczy basem i rzeźbione lwy pilnujące wejścia. Urocza brama vintage, strojna, zdobiona w metalowe róże. Może złota? Poszukam...
Sama nie odnalazłabym się w tak wielkiej przestrzeni. Zdecydowanie wolę małe, kameralne kąty, ale z Tobą mogłabym wszystko...
Muza niesie mnie w niedokończony kosmos. Next Summer na zmianę z Lovers Death.
Tęsknię za knajpą. Od weekendu mnie tam nie było. Pewnie dopiero środkiem tygodnia poczuję jej zapach i smak. Dobrze, że mam pięknych ludzi i że mogę w ich pięknych rękach pozostawić swój filmowy raj.
Może nie powinnam siedzieć tu sama? Grypa sprawia (a raczej ilość "czasu wolnego" + muzyka + poezja + brak kontaktu z ludźmi), że świruję z wrażliwości, rozkładają mnie romantyczne wizje, delikatne obłoki, moc doświadczania własnej duszy, kochania się w tym, czego pragnie...
Do twarzy mi
bez makijażu.
W jasnobłękitnych paznokciach
i czarnej bluzie z kapturem.
Next Summer, Damiano David
Lovers Death (Ursine Vulpine)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz