To lato nie jest parne. Jest wyjątkowe. Jest wyjątkowo chłodne. Chłód czuję na policzkach od powrotu. Już kiedy wysiadłam z samolotu, czułam, jak owiewa mnie zimne powietrze. To było wtedy. Wczoraj miałam na sobie czarną koszulę w legendarne płomienie. Zmarzłam. Musiałam zarzucić bluzę na ramiona (i duszę). Dziś mam czarne dżinsy z dziurami. Popijam kompot brzoskwiniowy domowej roboty. Pani Czesia przyniosła całą torbę owoców z działki, a Aga zaczarowała je w ambrozję.
Pewna kobieta postawiła dzisiaj mężczyznę w głupiej sytuacji:
"Naprawdę zamawiaj, nie krępuj się. Ja się napiję herbaty. Kawy nie chcę, piłam już dwie. Przyjaciółka zrobiła pyszną szarlotkę."
On (konsternacja).
Ona: Wiem, że głodny jesteś.
On: No to może coś słodkiego ci wezmę?
Ona: Nie jadam cukru, lekarz mi zabronił.
On: Przecież jadłaś szarlotkę? (konsternacja, pauza).
Ona: Tak, ale ona zrobiła taką kwaśną.
Qrwa. Nie oceniam ludzi, ale fałdy fałszu wylewają się jak lawa z czynnego wulkanu.
To nie jest jedyna taka sytuacja. Można je mnożyć. I nie chodzi tylko o cukier. Chociaż może i chodzi? Bo ludzie "słodzą". Jeden drugiemu. Uśmiechają się, psikotki-chichotki. Trulululu. Ta próba wciągania brzucha na pierwszym/drugim spotkaniu. "Patrz na światło mojej zajebistości. Przebija słońce." Nie potrafię tak (kurwa). Przytyłam jakieś 5 kilo i wolałam zmienić spodnie na większe. W tych starych brakowało mi powietrza. Nie chcę przyklejać do gęby sztucznego uśmiechu. Jak mnie coś gryzie, to nie będę udawać, że niebo jest różowe. Jak nie mam na coś ochoty, to mówię wprost: NIE. Jak mi się coś nie podoba, to nie będę udawać, że mnie to podnieca. A kiedy idę na randkę, to jednak mam zamiar coś zamówić w knajpie, do której idę. ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz