Nie potrafię dziś określić swojego nastroju. Nie potrafię zdefiniować. Czegokolwiek: smaku herbaty, kawy, kota, tęsknoty (a jest?). Pewnie ją gdzieś tam włożyłam pomiędzy listy. Ciągle piszę te listy i ciągle ich nie wysyłam, jakby od milczenia miało zależeć wszystko. Jakby w ciszy miał się ułożyć wszechświat. Bo ktoś boi się burzy tak samo jak i muzyki, która rozdrapuje (po)wieki. Nie. Wcale nie jest mi źle. Jeździłam samochodem i nogami. Spacerowałam. Kasztany kleiły się do życia. Uśmiech był pewny i niezrównoważony psychicznie, i ławka ciepła. Więc co to jest dzisiaj? Kac nostalgiczny czy cholera jasna, październik, zaduszek, majaczenie, sen? Nie potrafię się uspokoić nad herbatą. Szukam w niej autora tamtej poezji i nie znajduję. Przegrzebałam całe wszechnibymogące Google. Na próżno.
Wniosek (?)
Istnieją rzeczy, sprawy, miejsca i ludzie, których już nie można odnaleźć. Którzy bez wieści gdzieś przepadają. Gasną w pamięci, bledną jak kartki, z których nie można przeczytać już ani słowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz