Piję fatalną kawę bez mleka. Powietrze się rusza. Ostygło. Czekałam na moment, aż wiatr opanuje mój ogród. Muszę zrobić tyle rzeczy, że nie wiem, od której zacząć. Od początku. Powiedziałabyś: od początku. Dopełniłabym: Od tego, aby nie oglądać się za siebie. A ja się ciągle oglądam, bo ciągle przychodzisz pod moje oczy. A ja się ciągle łapię na gorącym uczynku. Będzie trochę chłodniej - może mi się świat odmieni.
Zakochałam się wczoraj. W tym kawałku Teo, gdzie zatrzymał się czas. Mogłabym mieć tam kawałek łąki na własność albo twoje oczy.
Wciąż szukam. Zycie to nieustająca wędrówka. I mimo że posiadasz swój punkt zaczepienia, kotwicę, port, to szukasz.
Dziś nie znalazłam mleka, dlatego piję fatalną kawę, od której biegnie po skórze dreszcz. Patrzę w przyszłość. Mogłabym wziąć pióro i narysować granicę (czasu). Tylko po co? Skoro tylko wszystko razem ma sens...
Bez przeszłości nie byłabym w tym miejscu, w którym jestem. I chociaż czasem otaczam się tęsknotami, to wiem, że muszę kochać się w Nostalgii, aby żyć. Nie jestem normalna, jestem nadwrażliwa. Uwielbiam pielęgnować wszystkie tęsknoty. Podlewać je. One wtedy żyją we mnie. To takie dobre. Potem czytam ci o sobie. A ty patrzysz w moje oczy i uspokajasz moje książki.
Jak dobrze, że jesteś. Bez przeszłości nie byłoby ciebie. Byłabym standardową matką dwójki pociech w wieku szkolnym. Miałabym pracę w odpowiednim wymiarze godzin. Od 8 do 16. Umiałabym gotować. Robiłabym pranie 3 razy w tygodniu, dawała d... na zawołanie, bo tak trzeba. Później zwariowałabym i znalazła się w chudym, białym lokalu bez klamek. Tak - to moja schiza. Nie potrafię żyć pod dyktando. Nie potrafię wpisać się w rubrykę Excela. Chcę kochać tak delikatnie i tak zmysłowo jak w żadnym normalnym życiu. Chcę się gapić w gwiazdy i witać wschód słońca, gadać z wiatrem i porankiem. Schematy mnie duszą, schematy mi nie służą.
Jak dobrze, że jesteś. Bez przeszłości nie byłoby ciebie. Byłabym standardową matką dwójki pociech w wieku szkolnym. Miałabym pracę w odpowiednim wymiarze godzin. Od 8 do 16. Umiałabym gotować. Robiłabym pranie 3 razy w tygodniu, dawała d... na zawołanie, bo tak trzeba. Później zwariowałabym i znalazła się w chudym, białym lokalu bez klamek. Tak - to moja schiza. Nie potrafię żyć pod dyktando. Nie potrafię wpisać się w rubrykę Excela. Chcę kochać tak delikatnie i tak zmysłowo jak w żadnym normalnym życiu. Chcę się gapić w gwiazdy i witać wschód słońca, gadać z wiatrem i porankiem. Schematy mnie duszą, schematy mi nie służą.
Dziś wiem, że szczęście to nie rodzaj nijaki.
Szczęście to u-rodzaj.
To sedno.
To wszystko.
Życzę Wam, Ludziom Dobrej Woli, abyście nie zapominali o tym, co czyni Was szczęśliwymi.
Abyście zawsze byli sobą. Pielęgnowali w sobie dobro. Niezależnie od wieku, zawodu, płci, hobby. Niezależnie od koloru włosów - głoście swoją prawdę. Życie jest tylko jedno i należy je przeżyć dobrze. Tak, aby tam w Niebie potem było głośno.
Tak, aby tu na Ziemi była czułość.
Nie bójcie się i nie ograniczajcie do roli. Nie bądźcie popychadłami swoich panów/pań. Nie bądźcie workami treningowymi. Nie pozwalajcie na braki. Szacunku, zaufania, miłości. Bo miłość istnieje - ona jest. Nie posiada kształtu, rodzaju, ale ma dobre serce, przeźroczystą duszę i piękne oczy.
Dobrego dnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz