czwartek, 27 lutego 2025

Gdzie jesteś, Marto?

Jestem w szoku. Marta zaginęła. Od 7 dni nie ma z nią kontaktu. Pamiętam, jak przyszła w zeszłym roku na rozmowę kwalifikacyjną z mamą Anią. Od razu wydała mi się sympatyczna. 

Po wakacjach zaczęła się szkoła... 

A teraz Marty nie ma... Wyszła do Lidla po godzinie 20 i nie wróciła. Nie ma z nią żadnego kontaktu. Nikt nie wie, co się stało... 

Gdzie jesteś, Marto? 

Będziemy Cię szukać.

Czwartek z pudrem

Pączusie w knajpie znikają błyskawicznie. Kolejni Goście = kolejne pączki. :D Uwielbiam rozpieszczać smakiem i słowami. Zaskakiwać. A przychodzą tutaj wspaniali ludzie, jakby czytali w moich myślach, że to coś więcej niż "suche gastro" - to SERCE.

A tak z obserwacji własnych to: 

Uważam, że ludzie zbyt rzadko prawią sobie komplementy, nie częstują innych dobrym słowem. Na ulicach to nawet ciężko zobaczyć ludzki uśmiech (częściej uśmiechają się zwierzęta). A kiedy człowiek uśmiecha się jak słodki banan, to brany jest za wariata. Niestety. Większość to skwaszone twarze, niezadowoleni z życia ludzie patrzący spode łba.  UKWASZENIE - rozprzestrzenia się takie zjawisko w dzisiejszych czasach (ja jednak wolę słodzić ludzkie życia, posypywać delikatnie pudrem... znieczulica, zobojętnienie, mordęga i ukwaszenie - prowadzą do... smutku tak po prostu. Nie upiększają naszego istnienia, a są ciężarem dla pleców). 

Dlatego w mojej knajpie można dotykać i smakować magii. Tak to sobie wymyśliłam prawie 3 lata temu - dobro, ciepło, smak. Wszystko to, czego potrzebujemy do życia, co potrafi postawić nas na nogi, dodać skrzydeł i wiary w to, że potrafimy latać (bo potrafimy - tylko trzeba nakręcić wyobraźnię na wysokie obroty, a jednak nie każdy to potrafi). 

Idę po kawę.  
Kawa to magia, 
pamiętaj.

środa, 26 lutego 2025

Kto steruje tym statkiem?

Otwarta strona jak wielka, ziejąca dziura. 

Co jest dalej, za stekiem bebechów, kabli, kabelków, plastiku? 

Kto steruje tym statkiem? 

- chaos

Mam wrażenie, że mogłabym dziś opisać wszystko, odpowiedzieć na każde pytanie, tylko nie wiem, od czego zacząć (a może po prostu się trochę boję). Przesuwają się otwarte plamy w moich snach. Świat jest zbyt ciasny na powtarzanie historii, wszystko się zmienia (poza twoim szarym kocem, którym przykrywasz ciało, aby nikt nie zobaczył). Kiedy otwierasz mi drzwi, mam wrażenie, że cofam się w czasie. Szukam wejścia do sieci, a ty mi w tym pomagasz. Śmiech się staje, wypełnia klatkę (sercową, każdą). Wskazówki zegarów uciekają w tył, tylko twarze nasze mają więcej śladów niż przedtem. Sentymenty otwierają przepaść. Za każdym razem, kiedy wchodzę po schodach, kiedy gapię się w okno, coś zastyga we mnie. Boję się czasu, bo stać go na wszystko. Kocham czas, bo mogę w jego sercu odnaleźć siebie (albo zgubić klucze). 

To nie był sen. 

Lubię złoto. Nie mam czasu na przyziemność, dlatego działam szybko i sprawnie. Wyciągam flaki z wiersza na wszystkie szczęścia i nieszczęścia. Chodzę na dziwne spotkania, na spacery, do kina. Przyglądam się i sprawdzam, jak smakuje cisza i sens. Jak smakuje hałas i nowa muzyka. Niezmierzone stają się kawy i fale. Pijemy długo i głośno. Wirują światła i kwiaty. 

Dwa tygodnie temu odstawiłam Amt. W końcu zrzucam z siebie ten ciężar - zbędne kilogramy z głowy i ciała. Czas stał się wyraźny i wyczyszczony, oczy otwarte, ciało sprawne i pobudzone. Nie ma już zatrzymanej wody w organiźmie, sennych poranków, dziennej śpiączki-bolączki. Kryzysów, drgawek, zapychania jelit, zobojętnienia na wszystko. 

Jest za to natchnienie przedsionkiem wiosny, chcieizm niepoprawny (bo dosłownie fruwanie), powrót energii, gadanie (bo gęba się nie zamyka) na każdym odcinku drogi. Jest imprezowanie (z wami, z motylami). Spotkania w gronie znajomych. Poznawanie nowego. Pielęgnowanie starych. (Urojeń - a co tam). 

I tego się nie boję,

bo wracam do siebie. 

środa, 12 lutego 2025

Muszę być w ciszy

Migrena zmiotła mnie dziś z planszy na kilka dobrych godzin i gdyby nie tryptany od neurologa, to chyba bym wylądowała w erce.
Ten atak był jak długie, ostre słupy (wbijające się w głowę). Jeszcze teraz odczuwam totalne przywalenie. 
Nie wyszłam z łóżka. W dalszym ciągu leżę pod kocem, ale jestem w stanie cokolwiek zrobić, napisać. Na szczęście te napady nie są już tak częste jak kiedyś.  Zdarzają się 2 razy w miesiącu. W sumie to nawet wiem, kiedy nastąpią. Mój organizm cały wtedy krzyczy. Hormony mi o tym przypominają. 

Dziś wyznaczyłam kolejną wizytę u neuro.
Teraz jeszcze muszę być w ciszy. 
A jutro pojadę po kwiaty. 

wtorek, 11 lutego 2025

(Nie)możliwe

Uśmiecham się. Pan od Pysznego czeka na odbiór, Pani czyta książeczkę o Ptysiach synkowi. Robi to tak słodko, że aż się wzruszam. A chciałam się wcześniej zebrać do domu. Przekonała mnie gorąca herbata i trochę biurowego klepania w klawiaturę. Zabunkrowałam się w środkowej loży pod klimatyzacją (bo ciągle mi zimno heh) i... TWORZĘ. 

To totalny dzień refleksji. Rano - wiosna (prowadziłam auto w okularach przeciwsłonecznych), wieczorem - mróz. Przespacerowałam się dziś po Błoniach, kiedy świeciło słońce. Była jakaś 13. Miałam rozpiętą kurtkę. Potrzebowałam słońca, powietrza. Potem przyjechałam do knajpy. Zagadałam z babeczkami, które były zachwycone Szóstym zmysłem i klimatem lokalu... A wczoraj zrobiłam kredy w ogródku - pierwsze w tym roku. Nie padało, więc w dalszym ciągu tam są. Młody mieszka na "dwa domy". Trochę w Łodzi, trochę u Oska (ale to nie koliduje z pracą, bo ma super dojazd z każdego miejsca). Bardzo polubiłam Oskiego. Pamiętam te piękne filiżanki - koteczki, które dostałyśmy od niego w prezencie gwiazdkowym. I rozmowę - tak mnie wtedy poruszył. W Sylwestra też było zabawnie... Cieszę się, że Młody trafił na osobę, która rozumie jego duszę, na kogoś, kto próbuje żyć na serio, ma w głowie poukładane wartości i siedzi w rodzinnym biznesie, więc do pracy podchodzi z szacunkiem i zaangażowaniem. Przez moje życie przetoczyło się bowiem całe stado nierobów, leniuchów i wiem, jak potrafią męczyć relacje z takimi ludźmi. Dlatego pewne wartości - to podstawa. 

Moje rozkminy dziś są niemożliwe. Dobrze, to jedziemy dalej, do następnej stacji... Moja ekipa już czeka na Walentynki. W knajpie wiszą serca, serduszka i LOVE-ki. Jaram się bardzo, bo uwielbiam ten serduszkowy, różowy czas. Będzie się działo. Mamy już 7 rezerwacji (WOW). 

Napisałam do Pawła. Mamy się spotkać i przegadać temat. 

A teraz próbuję znaleźć piosenkę, której nie ma. 

Jak myślisz, istnieją rzeczy niemożliwe?

14.44

 14.44

Nie wiem, co zrobić. Czasem przychodzi do mnie taka niewiedza (taka, której wcale nie chcę, bo jest mi ona jak psu na budę). Nastroje tego typu wpędzają mnie w jedno: w przemijanie. Paweł się odezwał. W zasadzie to odzywa się od kilku dni. Ignorowałam wcześniejsze wiadomości na mess, ale tym razem nagrał głosówkę... Jakieś parę miesięcy temu była wielka zadyma, o czym ja dowiedziałam się tak naprawdę dopiero pod koniec lata. Cały ten światek poetycki skłócił się na maxa (nie wiadomo o co, ani po co), a mnie się trochę oberwało w łeb. Od jakiegoś czasu działam według zasady, że kiedy coś mi nie pasuje, to wycofuję się i wychodzę. Nie lubię tracić czasu na niepotrzebne dąsy, kłótnie, spiny i nerwy. Poza tym, jak ktoś ma klapki na oczach, to po jaką cholerę ja miałabym się gimnastykować i rozjaśniać mu umysł? Człowiek, który coś spieprzył, sam musi dojrzeć do tego, że coś spieprzył. Na nic by się zdały moje dyrdymały i tłumaczenia. To byłoby tylko głupią próbą przeciągania linki na swoją stronę. A nie o to chodzi w życiu, w relacjach. Uważam, że ludzie powinni przede wszystkim się ze sobą komunikować. Sami zauważać i dostrzegać w sobie błędy, źle pościelone prześcieradła. I teraz tak siedzę i myślę... Paweł jednak ma jaja. Potrafił przyznać się do tego, że cos zje*ał. Wysłał mi ponad 4 minutową rozkminę z przeprosinami. Wziął na klatę fakt, że latem nie zachował się w porządku, włączając mnie w nienormalny spór z Wu i całą resztą. 

Czekam na Tajemniczą Wyspę. I dalej myślę. Ludzie w dzisiejszych czasach boją się słów takich jak: PROSZĘ, DZIĘKUJĘ, PRZEPRASZAM. Jakby wypowiadanie takich słów parzyło ich w języki, sprawiało, że coś w środku strasznie boli. A przecież popełniamy błędy (jak powiedział dzisiaj Paweł). Nie ma ideałów, a człowiek to chaos. Pełen emocji, wybuchów, wschodów i zachodów słońca. W każdym z nas wybuchają czasem te diabelskie bomby,. Ważne, aby umieć pozbierać po sobie całą tę rozpierduchę i iść do przodu. Zwłaszcza jeśli na czymś nam bardzo zależy. 

Tak - Paweł miał jaja. Przeprosił. Nie będę więc szują i nie zamknę tej relacji. Dam temu szansę... zwłaszcza w kontekście przemijania i ostatnich wydarzeń. Pan sąsiad z pawilonu obok (nasz ulubiony Dziadek), który ciągle pożyczał nam klucze i śrubokręty - nie żyje. Łucja Antonina M., która brała udział w Antologii Miłość w czasach fejskultury - nie żyje... 

To się kończy... s-kończy... Więc trzeba się spieszyć, aby żyć. 

I trzeba wybaczać. 

piątek, 7 lutego 2025

Może jestem dziwakiem, a może wróżką?

Po dwunastej w knajpie spotkałam Oliwkę z Hanią. Przyszły na karmelowe latte i lunch. Rozmowa bardzo miła o tym, jacy bywają ludzie i jak ciężko trafić na dobrego człowieka. Wyszydzanie, zazdrość, kpina, kłótnie o byle gówno - to wszystko sprawia, że relacje się rozpadają, a potem ciężko zaufać. Uwielbiam tę delikatną muzę, która sączy się z białych głośników. Zapach pomarańczowej świecy... Całowanie, które mogłoby się nie kończyć... i te słodkie, cukierkowe motylki... 
Kiedy rano robiłam szybkie zakupy, to widziałam ludzi. Rodziny, pary... Każdy w swoim świecie. Stanęłam tak przy zielonym pesto z myślą ciężkiej wagi - czy oni odczuwają motyle, czy żyją od pierwszego do ostatniego wspomnienia pocałunku. Zastanawiałam się, ile w nich drżenia, emocji... obserwowałam ręce wkładające pomidory do kosza, usta wykrzywione w akt rozpaczy albo zniechęcenia. I jeszcze ta cisza pomiędzy nimi. Niby przyszli tu w parze albo "w rodzinie", a nie rozmawiają, nie śmieją się z pomidorowej skórki, nie patrzą na siebie z błyskiem w oczach, nie robi im się mokro od wyobrażeń podczas zwyczajnych, porannych zakupów... Nie błyskają w nich gromy pożądania. Oni poprawnie przesuwają się korytarzami, gdzie przeszkodę stanowi papier toaletowy i porozrzucane paleciaki. Zaglądałam w ich duszę - łatwo było zobaczyć pustkę. A jeśli z ust wypadały słowa, to były ostre jak noże: no co ty robisz, zostaw to! tobie to nic nie pasuje, na niczym się nie znasz, no co się tak gapisz, chodźmy już stąd. 

Dotykają mnie refleksje przy kawie (rano wypiłam zioła - wow). Refleksje jak srebro i złoto. Błyszczą się w słońcu, którego nie ma. Poszło już spać, ale przekazało swoją misję świecy. Teraz ona daje ciepło. 

A MAGIA? Ludzie są w większości ograniczeni schematami: dom - zakupy - praca - dom - sprzątanie - pranie - znów zakupy, a jeśli seks - to szybki, rzadko i "na płasko". Ludzie nie polerują wewnętrznych luster w sobie, aby rozpraszać mrok, aby tańczyć, całować się na skrzyżowaniu, celebrować gwiazdy. Niektórzy w ogóle nie dostrzegają w sobie gwiazd. Wystarczy im minimum. Żadnych wzlotów, od czasu do czasu - upadki. Podnoszą się, bo "trzeba jakoś żyć". 
Ja tak nie potrafię. Nie chcę żyć jakoś. CHCĘ JAKOŚĆ... Może jestem dziwakiem, że we wszystkim próbuję dostrzegać magię, może nie wyrosłam z różowego romantyzmu, ale nawet w chwili zwyczajnej, kiedy trzymam w dłoniach filiżankę z kawą, czuję tę magię, która czule dotyka mnie po policzku, po dłoniach... I drżę. I dopuszczam do siebie motyle... 

Może jestem dziwakiem, a może wróżką? 

A Ty?
Kim jesteś?

czwartek, 6 lutego 2025

Podgrzewam przedświt wiosny, której jeszcze nie ma

Lubię tutaj pisać. Nic mnie tak nie uspokaja jak ten widok za oknem. Lekki powiew ciepłego wiatru od klimatyzacji, latte i miłość. Z głośników wypływa chillout music. Tym razem - chillout. Kiedyś wariowałam na punkcie tej piosenki od "Zero". Dzisiaj nie potrafię jej znaleźć. Może historia w starym laptopie mogłaby posłużyć za podpowiedź. Od wielu lat nie muszę już ukrywać historii wyszukiwarek, dlatego łatwo znaleźć tam klucze. Ewentualnie moje playlisty na Youtube. Tam też mogłyby być wyrywki muzycznych wspomnień. Później poszukam... 

Od rana dziś w knajpie wynosy. Taki dzień. Ledwo otworzyłam dziś oczy. Pada i wilgoć obejmuje nadgarstki. Chciałoby się już trochę wiosny, tego zaklętego wiatru i ciepła, które bawi się włosami. Chciałoby się łąki, spacerów bezcelowych i lekko naiwnych pocałunków... Nie wyrosłam z wiosny i z romantycznych uniesień też nie wyrosłam. Z każdym dniem na nowo wydobywam z siebie pokłady czułości. Nawet kiedy deszcz obmywa kamień. 

Kawa wciąż ciepła. Snuje się przez usta. Podgrzewarka działa. 


Chciałabym już być

cała w skowronkach. 

Ubrać się w wiosnę 

pełną kwiatów. 


Jeszcze jestem jak zima

zimna. 

Choć oczy mam już pełne

przebiśniegów. 

Słyszalne, (nie)widzialne

Trzy lata temu ukrywałam się za drzewami, aby podejrzeć światło i człowieka.  W środku było inaczej (jak w każdym środku, który zmienia się ...