Po dwunastej w knajpie spotkałam Oliwkę z Hanią. Przyszły na karmelowe latte i lunch. Rozmowa bardzo miła o tym, jacy bywają ludzie i jak ciężko trafić na dobrego człowieka. Wyszydzanie, zazdrość, kpina, kłótnie o byle gówno - to wszystko sprawia, że relacje się rozpadają, a potem ciężko zaufać. Uwielbiam tę delikatną muzę, która sączy się z białych głośników. Zapach pomarańczowej świecy... Całowanie, które mogłoby się nie kończyć... i te słodkie, cukierkowe motylki...
Kiedy rano robiłam szybkie zakupy, to widziałam ludzi. Rodziny, pary... Każdy w swoim świecie. Stanęłam tak przy zielonym pesto z myślą ciężkiej wagi - czy oni odczuwają motyle, czy żyją od pierwszego do ostatniego wspomnienia pocałunku. Zastanawiałam się, ile w nich drżenia, emocji... obserwowałam ręce wkładające pomidory do kosza, usta wykrzywione w akt rozpaczy albo zniechęcenia. I jeszcze ta cisza pomiędzy nimi. Niby przyszli tu w parze albo "w rodzinie", a nie rozmawiają, nie śmieją się z pomidorowej skórki, nie patrzą na siebie z błyskiem w oczach, nie robi im się mokro od wyobrażeń podczas zwyczajnych, porannych zakupów... Nie błyskają w nich gromy pożądania. Oni poprawnie przesuwają się korytarzami, gdzie przeszkodę stanowi papier toaletowy i porozrzucane paleciaki. Zaglądałam w ich duszę - łatwo było zobaczyć pustkę. A jeśli z ust wypadały słowa, to były ostre jak noże: no co ty robisz, zostaw to! tobie to nic nie pasuje, na niczym się nie znasz, no co się tak gapisz, chodźmy już stąd.
Dotykają mnie refleksje przy kawie (rano wypiłam zioła - wow). Refleksje jak srebro i złoto. Błyszczą się w słońcu, którego nie ma. Poszło już spać, ale przekazało swoją misję świecy. Teraz ona daje ciepło.
A MAGIA? Ludzie są w większości ograniczeni schematami: dom - zakupy - praca - dom - sprzątanie - pranie - znów zakupy, a jeśli seks - to szybki, rzadko i "na płasko". Ludzie nie polerują wewnętrznych luster w sobie, aby rozpraszać mrok, aby tańczyć, całować się na skrzyżowaniu, celebrować gwiazdy. Niektórzy w ogóle nie dostrzegają w sobie gwiazd. Wystarczy im minimum. Żadnych wzlotów, od czasu do czasu - upadki. Podnoszą się, bo "trzeba jakoś żyć".
Ja tak nie potrafię. Nie chcę żyć jakoś. CHCĘ JAKOŚĆ... Może jestem dziwakiem, że we wszystkim próbuję dostrzegać magię, może nie wyrosłam z różowego romantyzmu, ale nawet w chwili zwyczajnej, kiedy trzymam w dłoniach filiżankę z kawą, czuję tę magię, która czule dotyka mnie po policzku, po dłoniach... I drżę. I dopuszczam do siebie motyle...
Może jestem dziwakiem, a może wróżką?
A Ty?
Kim jesteś?