Lubię tutaj pisać. Nic mnie tak nie uspokaja jak ten widok za oknem. Lekki powiew ciepłego wiatru od klimatyzacji, latte i miłość. Z głośników wypływa chillout music. Tym razem - chillout. Kiedyś wariowałam na punkcie tej piosenki od "Zero". Dzisiaj nie potrafię jej znaleźć. Może historia w starym laptopie mogłaby posłużyć za podpowiedź. Od wielu lat nie muszę już ukrywać historii wyszukiwarek, dlatego łatwo znaleźć tam klucze. Ewentualnie moje playlisty na Youtube. Tam też mogłyby być wyrywki muzycznych wspomnień. Później poszukam...
Od rana dziś w knajpie wynosy. Taki dzień. Ledwo otworzyłam dziś oczy. Pada i wilgoć obejmuje nadgarstki. Chciałoby się już trochę wiosny, tego zaklętego wiatru i ciepła, które bawi się włosami. Chciałoby się łąki, spacerów bezcelowych i lekko naiwnych pocałunków... Nie wyrosłam z wiosny i z romantycznych uniesień też nie wyrosłam. Z każdym dniem na nowo wydobywam z siebie pokłady czułości. Nawet kiedy deszcz obmywa kamień.
Kawa wciąż ciepła. Snuje się przez usta. Podgrzewarka działa.
Chciałabym już być
cała w skowronkach.
Ubrać się w wiosnę
pełną kwiatów.
Jeszcze jestem jak zima
zimna.
Choć oczy mam już pełne
przebiśniegów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz