Mam takie dziwne wizje (czasem). Na przykład:
Siedzę sobie w pociągu. Na kiblu w wucecie. Mała, wąska kabinka, unerwiona i klaustrofobiczna, wyposażona w mydło i suszarkę do rąk. Klatka dla ludzi z moczami i odrobiną fantazji. I siedzę tak sobie i nagle ktoś wylewa na mnie z góry wiadro zimnej wody. Nie mam nawet jak podskoczyć, bo klozecik jest malutki, a ja mam 180 wzrostu. Dalej więc siedzę i przyjmuję tę wodę na grzbiet.
Albo że zacina się zamek i ktoś mnie żywcem wyrywa przez podłogę jak w jednym z francuskich psychodramatów wymieszanych z symfonią Beethovena. Boże, paranoja. Ginę wtedy jak jedna z sióstr, bodajże tamta blondynka, mimo że jestem ruda, chociaż tak naprawdę czarna (ale nie jestem murzynem). Wszyscy mnie szukają, a ja zjadłam z przyjemnością porcję szarlotki u przystojnej kurtyzany w rozmiarze XL.
Inne wizje są jeszcze bardziej absurdalne. Atakuje mnie szklanka albo tabletka przeciwbólowa. I truje pod samymi oczami: zjedz mnie, weź mnie, wypij, zatańcz ze mną.
Potem wysiadamy i mam ochotę kogoś strzelić w nos. Tak z pstryczka. I analizuję w głowie sto jeden różnych reakcji. Dopisuję historie do butów, do rąk, do dziurek. Dramatyczne. Chociaż w kontekście różowego gówna mojej BestPrzyjaciółki klimaty z nakurwianiem w nosy to zupełne lighty ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz