środa, 24 października 2018

refleksje jak liście czasami

Wolność ma to do siebie, 
że o nic nie pyta. 
 
Początkowo było to dziwne. Nagle nie musiałam się tłumaczyć. Gdzie idę, o której wrócę, za ile (dusz) sprzedam wiersze. Nie musiałam meldować się w grupie (czy poza). Mogłam sypiać. Z kim chciałam, mogłam robić to, co chciałam, na co pozwalał mi czas i sam Bóg. Mogłam wybierać (po to jest wolna wola). Czy iść na le(d)wo czy skręcić w prawo. Szukanie dróg na skróty przestało mieć znaczenie. Zegarki także zbijały mnie z tropu. Czasem wyciągałam komórkę w celu podania lokalizacji. Jeszcze... 
Czasem tak robię. Niektóre traumy są nieuleczalne. Albo może przyzwyczajenia. Bardziej. Bo trauma to zbyt wielka prze.paść. Tamta przecież jak powieść otwiera mi oczy.
Więc było dziwnie. Wracałam do domu i nikt nie czekał. Poza moimi wierszami i książką. Rzuconą w kąt poduszki. Poduszki miewały kąty (ostre). Gadałam do drzew - przyjemna schiza. W zasadzie, kto nie jest psychiczny, ten ma pecha, bo szaleństwem można wytłumaczyć wszystko. 
Mogłam zostawać na noce. Wychodzić na księżyce, ścigać na chmury. Całować (się).
Mogłam wrócić nad ranem i nikt nie pytał: dlaczego? Mogłam wpaść w furię, dostać telefon od przyjaciela o szóstej. Sok malinowy nie musiał być z cytryną i mogłam pierdolić mleko, którego nie ma w lodówce. Wstawać godzinę później. Nie spinać się przed obiadem. Rzucić farsę. Powiesić koszulę w niewłaściwym miejscu. Być sobą. 

Jestem. 
Już zawsze będę.
Sobą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Prawdziwe przyjaciółki

Dlaczego uśmiechała się do ludzi,  których wolałaby uderzyć? ~ S.E.Lynes / Prawdziwe przyjaciółki   Wczoraj skończyłam czytać. A kawiarnia w...