wtorek, 15 października 2024

Coraz więcej... Ulicy Aniołów, Kawiarni Aniołów

Takiego życia chciałam. W takim mi jest do twarzy

kolorze jesieni. W zarumienionych 

jabłkach, policzkach. 

W ulotnych spojrzeniach mężczyzn i kobiet.

W szeptach tajemnic. Po kawałku 

układam ich wszystkich w nadziejach. 

Jesiennych kawach. W zapachu 

pomarańczowego nieba. 

Tutaj, gdzie wszystko

może dopiero się rozpocząć. 

A nim płomień zgaśnie,

spełni się moje życzenie. 

 

- Kay/Chaos

Odczuwam niesamowitą przyjemność pisania Ulicy Aniołów w knajpie i chociaż dziś piszę w domu (też jest tutaj przyjemnie, czysto, pachnie róż i pomarańcze), to wspominam wczoraj. Dzień zaczął się od spotkania z Be. Byłyśmy umówione i przyjechała po książki. A niedzielę był Krzysztof (syn Doris - mojej Czytelniczki i właśnie od swojej mamy dowiedział się o mojej twórczości, bo pożyczyła mu moją książkę). Jest nią/mną zafascynowany. Opowiadał mi historię Ewy i kupił dwa Czarne lustra z dedykacją dla siebie i E. A wcześniej Pani z środkowego stolika zachwyciła się Chaosem i różowymi ptakami - poprosiła z dedykiem na szczęście. Okazało się, że mieszka na Retkini, ma na imię Iwona i będzie zaglądać do Filmowej, bo... "klimat tutaj jest zaczarowany.". Uściskałyśmy się serdecznie. Przed 21 wpadł Szymek na grzane białe o smaku cappuccino (nasza nowość jesienna). Mamy teraz taką zajawę, spotykamy się w każdą niedzielę przed zamknięciem knajpy, a Młody puszcza nam "Dragi" i oceniamy kostiumy każdego z uczestników, dyskutujemy, analizujemy postacie. W widowisku brały udział kolekcjonerskie laleczki Victorian Style, które dostałam w piątek od taty (bo rodzice przyjechali wyprostować płot - jakiś świr wjechał mi w tablicę przed knajpą i narobił bałaganu). Mamunia przywiozła róże z ogrodu i wyhodowała jakąś niezwykłą odmianę różowo-białej. Chcieli mnie zabrać do Turcji (jutro wylatują), ale ja muszę/chcę pisać teraz moje Anioły.

Ale wracając do wczoraj (bo mogłabym tak pisać o tych wszystkich spotkaniach przemiłych z weekendu do nieskończoności), spotkała mnie niezwykła niespodzianka. Pisałam sobie książkę zimową, popijałam herbatę z malinową pulpą, wokół panował gwar, drzwi się nie zamykały. Goście przychodzili od 13.05 na kawy, herbaty, naleśniki, desery (przy poniedziałku i słabej pogodzie!). I nagle do knajpy wchodzi Rafał (ten, którego poznałam po moim wystąpieniu w Domu Literatury parę lat temu). Składa zamówienie. Za chwilę dołącza do niego Joanna (z Asią poznałyśmy się w marcu podczas wspólnej prezentacji poetyckiej w Kamienicy Pinkusa i Jakuba Lende przy Kościuszki 1), za nią wchodzi Małgosia (od Almanachów, w których znaleźć można moje wiersze, w Zlocie Poetów na Złotnie, który organizowała również miałam przyjemność uczestniczyć), na koniec dobija Wojtek - poeta. Ściskamy się, rozmawiamy, wspominamy. Okazało się, że Gosia już bywała wcześniej w mojej knajpie, ale obsługiwała ją sympatyczna blondynka (na bank chodziło jej o Milę) no i poznała również Gabriela - syna Agi i Anastazję (która dba o porządek i dokłada wszelkich starań do tego, aby wszystko błyszczało). Byłam przemiło zaskoczona tym faktem, że spotkania organizacyjno-poetyckie postanowili organizować właśnie u mnie. 

Pisałam potem wciąż moją Ulicę...  Pierwszą lożę zajmowały "moje panie" - pani pielęgniarka (również Małgosia) z drugą Małgosią. Oczywiście na deser zamówiły "Różowe ptaki"z dedykacjami. Śmiały się, że nie pomylę imion (bo obie Gosie). W środkowej loży siedziała moja znajoma grupa ZLP, stolik w kąciku - Pan z dziewczynką, przy pierwszym na środku - przyszedł Pan na Big-a Lebowskiego, a do tego ten drugi środkowy stolik zajęły 3 koleżanki, które siedziały od 18 do 21 i wesoło gaworzyły. :D Te dźwięki, rozmowy, śmiech, muzyka wydobywająca się z głośników, moje Anioły w głowie i na piśmie, aromaty unoszących się w powietrzu kaw, herbat i rozgrzewających trunków - sprawiały, że odpływałam. W pewnej chwili nie wiedziałam już, czy to prawdziwa magia czy śnię... Szybko okazało się, że to nie był sen...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Słyszalne, (nie)widzialne

Trzy lata temu ukrywałam się za drzewami, aby podejrzeć światło i człowieka.  W środku było inaczej (jak w każdym środku, który zmienia się ...