Fantastyczne dni w knajpie. Wczoraj co prawda mnie nie było, ale info było mi zdawane na bieżąco. Mnóstwo Gości na miejscu, odbiory osobiste, a jedno zamówienie aż na 12 dań na wynos, mega energia panująca w środku, świetne komentarze na temat smaku i miejsca. I to się nazywa miód. A swoją drogą - przywiozłam z Krynicy miód z malinami. Jest rewelacyjny i chyba będę musiała wrócić po ten rarytas. To lokalny produkt, dostępny tylko w tamtym rejonie, a ja lubię impulsy i preteksty ;) Szalone!
Wczoraj zrobiłyśmy sobie brejka i złota polska jesień zaprowadziła nas do K2. Wieki nie jadłam pizzy (ostatnio właśnie jak byłam w górach) więc mocno się najarałam na te smaki. Po drodze oczywiście zdjęcia, rozmowy, rozluźniający śmiech i opowieści różnej treści. Liściaste dywany. Szelest pod butami. Ten październik jest piękny. Daje tyle światła...
Dziś siedzę w moich Aniołach. Ostatnia prosta i możemy działać z okładką. Wstępna wizja jest. Wyspałam się na maxa. Mój organizm jest stworzony do leżakowania w kotach/kocach i poduszkach. Potem wypiłam pyszną kawę. Nakręciłam twórczy vibe i lecę...
Kilka metrów nad ziemią ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz