Później... wszystko na później. Kiedy ja się nauczę, że tak nie można? Impulsy mnie kiedyś zgubią ;) Weekendowo poimprezowałam sobie ze znajomymi. Sobota: Kasia Z., Szymon, goście z Pabianic, przesympatyczna Joasia. Do tego moje książki. Uwielbiam, kiedy istoty o wrażliwych duszach wychodzą z książkami z mojej knajpy. Dzizyss - głowa dziś. Toczy się jak ciężka kula, ale przyjechałam do Filmowej, aby zamontować światełka w oknach. Kupiłam nowe na próbę i widzę, że są doskonałe. Muszę załatwić sobie takie do chaty. ;)
Wczoraj małe party z Madzią, Robertem, Arkiem. Wpadł standardowo Szymek. Przy dwóch połączonych stołach imprezowali obcokrajowcy (9 ich było). Ależ się uśmiałam. Najpierw wałkowaliśmy poważne tematy (łącznie z wiarą, religią, literaturą), później przerzuciliśmy się na lajty - tripy, góry, morza. I tak od słowa do słowa... Rob zarezerwował Krynicę - oczywiście moja polecajka - pensjonat mojego chrzestnego. Cudnie :D To było szalone. Już rozmawiał z Zuzą i wszystko ustalone. Także ahoy przygodo! Jeszcze ten kontener na meble ogrodowe spadł mi z nieba. Będą zabezpieczone u Roba i Arka w firmie. Robert podjedzie busem w weekend po WŚ i ogarniemy temat. Rodzice też wpadną. Z Turcji wracają w czwartek. No i robimy Halloween. Będzie menu specjalne, cukierek albo psikus.
Założyłam dziś białą koszulę - tak pod moją najnowszą powieść. Ulica Aniołów hm ... Pisanie w knajpie mi ostatnio nie wychodziło (mam chyba za dużo znajomych ;) - żartuję, uwielbiam to), ale dziś totalnie zabunkrowałam się w kącie po założeniu świateł i spotkaniu z Januszem, i zamierzam pisać. Deadline mam do... jutra. Jestem nienormalna xd - narzuciłam sobie termin nierealny. Chory termin. Cóż, jak widać lubię pielęgnować złudzenia.
;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz