Tak więc sobie jestem na tej diecie, na której mogę zjeść na przykład zieloną herbatę. Poprzyglądać się mogę smakom i zapachom. Pogłaskać, jakby kotem było wszystko. I moja głowa też. Siebie mogę - pogłaskać (zjeść już niekoniecznie). Zupę mogę - "sup detox" - bo tak teraz mawiają na wielkie oczyszczanie. I jeszcze wafle ryżowe - 18 kalorii, 0 procent tłuszczu w jogurcie czy w mleku. Wsadzić w tyłek parasol wrednym ludziom mogę, ale po co? Lepiej słowem. Zasadzić w duszę. Drasnąć. Mam klimat wesoły, bo cały czas tylko myślę, co dalej - czy marchewka czy jabłko czy fatamorgana...
Powinnam iść na terapię. Przepracować jedzenie. Powinnam ważyć cuda, a nie siebie sto razy. Dziennie. Powinnam brać witaminy.Mam ładne róże, nie mdleją. Uśmiechają się jak Plac Słoneczny do mnie.
Czerwone.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz