Myślisz, że tak musi być,
musi być.
Ktoś rozrzuca nas po różnych miastach,
po rożnych snach.
Już dawno nie wierzę w duchy,
teraz wierzę w powroty,
w to, co nazywają
nadzieją.
Ściana w twoim pokoju jest wciąż ta sama - w brązowo-rude paski. Na parapecie rozrzucone bibeloty jak kiedyś. Nawet pufa podrapana przez czas stoi w tym samym rogu co kiedyś. I stół - ten sam, na którym paliły się czerwone i borówkowe świece. Przez te wszystkie lata nic się tutaj nie zmieniło. Pamiętam te wieńce przed Bożym Narodzeniem, kradziejkę po bez, wódę na dachu. Teraz nie piję. Czasem, okazjonalnie - jakiś toast czy coś. Moje naczynia krwionośne tego nie lubią.
Wchodzę niepewnie.
Tak niepewnie jak wchodzi się
w przeszłość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz