Zrobiło się.
I co ja na to poradzę,
jeśli lubię.
To robić.
Aby nie myśleć o kaniulach dożylnych (czeka mnie to już w czwartek), zaczęłam czytać następną książkę. Rozpoczęła się hm - dość wciągająco. Bohaterka nieco psychiczna, na lekach, mająca very bogatą wyobraźnię, z przeszłą traumą na koncie (jeszcze nie wiem, jaką). Lubię takie "psycholki", heh.
A wczorajszy dzień zakończył się imprezą u Ewy. Było nice. Były W-Zetki, zielona herbata, podkładki z lwami. Siedziałyśmy tam do północy :) To był jeden z tych wieczorów, które sprawiły, że moja głowa oddychała.
Strach? Czym jest strach? Sumą naszych lęków? Drżeniem rąk i powiek przed końcem czegoś, na czym Ci zależy? Słońcem spadającym w przepaść? A może po prostu projekcją tego, co niekoniecznie musi się wydarzyć, bo tak naprawdę filmy z naszej głowy nie zawsze wyświetlają się w rzeczywistości. Stoisz tak, w tym cholernym rozdarciu pomiędzy BOJĘ SIĘ a WSZYSTKO BĘDZIE DOBRZE. Bo przecież nie musi się spełnić najgorsze, a zaistnieć może ta lepsza opcja. Dla Twojego, dla mojego ŻYCIA. Czym jest strach? Cienką liną zawieszoną pomiędzy marzeniami a skałą? Jeżeli uda Ci się przejść, to wygrywasz, jeżeli zatrzymujesz się, aby spojrzeć w przepaść, to tracisz równowagę i możesz spa(ś)ć na dno.
Nie bój się. Jeśli ciągle się boisz, to tracisz życie za życia.
To jak chodzenie w słoneczny dzień z parasolką i wieczne oczekiwanie na deszcz.
Nie bój się. Tak jest lepiej. Łatwiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz