piątek, 9 lutego 2024

psyche

Opętała mnie jedna piosenka, ale wrzucę ją dopiero jutro (to znaczy dzisiaj, lecz później). Aktualnie jest rano, śnieg świeci. Padał, kiedy wracałam nocą pustymi ulicami. Na stacji benzynowej poznałam Mariolę. To znaczy Mariola roz-poznała mnie.

- Kartą czy gotówką? 

- Kartą i na fakturkę.

- Chaos? To znaczy Kaja? To znaczy pani Kaja? 

- Tak. - Odpowiadam. - Rzucam lekko przyćmiona księżycem.

- Jezuuu, ale to naprawdę Pani - Mariola aż wychodzi zza kasy, aby mi się przyjrzeć. - Bo ja Panią obserwuję na Instagramie i cudownie teksty pani pisze, no cudowne, a może ma Pani przy sobie najnowszą książkę? To bym kupiła.  

W tym miejscu robi mi się niesamowicie miło. Podaję Marioli rękę, z dna plecaka wyciągam wizytówkę z kredowym napisem. 

- Książki nie mam (heh), ale mam wizytówkę. - Mówię uśmiechniętym głosem.

Ona się uśmiecha od ucha do ucha, kolejka robi się długa (mimo że mamy ciemną noc), ludzie ustawiają się do płacenia za wachę. Mariola wciąż w ekscytacji, ja też w ekscytacji i takie to właśnie było tankowanie + FEJM. 

Ach, to przeznaczenie, 

lekkie jak piórko, 

przyjemne jak płatek śniegu, 

który topi się na rozgrzanym policzku.

Wychodzę. Grube płatki śniegu sypią się na moje czarne buty. Odpalam auto i czuję, że jeszcze kiedyś się spotkamy.

*** 

Wracam do domu po 23. Tłusty Czwartek, więc zjadam pączka z marmoladą, zamawiam jadalne róże na Walentynki i cieszę się, że cukiernice z motylami, które kupiłam dzisiaj, zrobią wiosnę w Filmowej. Inwestuję, dotykam. A teraz mam jeszcze większą motywację, kiedy widzę te tłumy (w lutym? Szok), kiedy muszę ubierać szybko spodnie na tyłek, aby jechać z odsieczą, bo na przykład zwyczajny wtorek pęka w szwach i jest tak jak na weekendzie. Kiedy słyszę - jak tutaj pięknie, smacznie, to był wyjątkowy czas, dziękujemy. Kiedy na Google wpada piątka. Kiedy Goście przychodzą na obiad, delektują się smakiem jedzenia, podziwiają środek, a potem wychodzą z moją książką, bo jakiś wiersz zawrócił im w głowie.

Tak... Chcę, żeby tak właśnie było - pięknie, smacznie, filmowo, poetycko. Kręcę swój serial pt. Życie i  nie wyobrażam sobie zimnej pustki z pustaków. Ani pustaków obok mnie. Chcę ludzi, takich z krwi i kości, takich, w których oczy będzie można się wbijać słowami, takich, których usta będą do bólu szczere. Takich, którzy mają w sobie to COŚ. Jakąś energię życiowo-kosmiczną, jakiś "yobel". Z którymi można krzyczeć do Księżyca. (Dobra, chyba trochę przesadziłam heh). Ale wiem, że nie potrzebuję maruderów, cierpiętników, czarnowidzących, "nicniemogących", nudnych, bezludnych, nijakich i chamów. Dobra, prawda jest taka, że i ja czasem pomarudzę, skrzywię się na coś, na kogoś, zrobię jakąś głupotę, ale... No, właśnie - ALE. Ale trwa to krótko, bo normalnie to ja muszę żyć, działać, delektować się! Rozpiera mnie ostatnio naprawdę fajna energia i nie zamierzam tego schrzanić. Muszę otaczać się tymi, którzy nakręcają właśnie taki vibe. Nie lubię spadków sero, a teraz łykam mniejsze dawki, więc mój organizm sam musi sobie radzić. 

I jeszcze te ogrody pełne kwiatów i uśmiechów, niepozorne spotkania, szybkie i wolne kawy, ruch w knajpie, książki, plany, wizje, niespodziewane ZAPROSZENIA, świetny seks, duszne fantazje, a nawet opary zabawnego absurdu - to też świetnie wpływa na moją psyche.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Prawdziwe przyjaciółki

Dlaczego uśmiechała się do ludzi,  których wolałaby uderzyć? ~ S.E.Lynes / Prawdziwe przyjaciółki   Wczoraj skończyłam czytać. A kawiarnia w...