poniedziałek, 24 marca 2025
Słyszalne, (nie)widzialne
piątek, 14 marca 2025
Do twarzy mi...
Moje paznokcie są jasnobłękitne. To taki mój marzec. Patrzę i widzę, jak mienią się na nich koraliki brokatu. W końcu obraz nie rozmazuje się jak przedwczoraj. Siedzę w dresach. Na głowie czarny kaptur. Obok opakowania leków, termometr, chusteczki higieniczne z wesołym tygryskiem, Żywiec Zdrów tzn. Zdrój i herbata jaśminowa z jagodowym syropem. Muza na maxa. Rozwalona krzyczy jak wariatka... Żadna migrena mi już nie straszna. Już mi głowa dała popalić wczoraj i przed. Ale gorączka na niższym piętrze - zjechała na 37,4. Mam ochotę odyebać sobie mega rockowy makijaż, przytulić gitarę, szarpać.
A może zamieszkamy razem w pięknym domu? Prowansalski styl, duży ogród, mały staw. Albo... Bez stawu. Wystarczy basem i rzeźbione lwy pilnujące wejścia. Urocza brama vintage, strojna, zdobiona w metalowe róże. Może złota? Poszukam...
Sama nie odnalazłabym się w tak wielkiej przestrzeni. Zdecydowanie wolę małe, kameralne kąty, ale z Tobą mogłabym wszystko...
Muza niesie mnie w niedokończony kosmos. Next Summer na zmianę z Lovers Death.
Tęsknię za knajpą. Od weekendu mnie tam nie było. Pewnie dopiero środkiem tygodnia poczuję jej zapach i smak. Dobrze, że mam pięknych ludzi i że mogę w ich pięknych rękach pozostawić swój filmowy raj.
Może nie powinnam siedzieć tu sama? Grypa sprawia (a raczej ilość "czasu wolnego" + muzyka + poezja + brak kontaktu z ludźmi), że świruję z wrażliwości, rozkładają mnie romantyczne wizje, delikatne obłoki, moc doświadczania własnej duszy, kochania się w tym, czego pragnie...
Do twarzy mi
bez makijażu.
W jasnobłękitnych paznokciach
i czarnej bluzie z kapturem.
Next Summer, Damiano David
Lovers Death (Ursine Vulpine)
środa, 12 marca 2025
Trzy dni wycięte z życiorysu, a jednak bogate we wrażenia
Jeszcze w weekend witaliśmy wiosnę na leżakach przed knajpą. W sobotę było szaleństwo (spotkanie z Kasią i Ewą), w niedzielę po 12 przyszedł Szymek, robiliśmy selfie w okularach przeciwsłonecznych. Potem tłum. Wszystko zajęte. Miałam doskonały nastrój i nagle... poczułam się słabo, kiedy wycierałam widelce. Przymuliło mnie - wiosenne powietrze (albo ten ogromny ruch), poczułam, że nadchodzi migrena... Jakoś opanowałam sytuację, bo wieczorem spotkanie. Sezon ogródkowy rozpoczęty. Przyjechała grupa z Warszawy - 7 osób. Usiedli na zewnątrz. Wyszarpaliśmy stary, ogrodowy stół z namiotu. Było mega zabawnie. Były jaja. Głowa odpuściła trochę. W środku pełno gości. Lena z mężem i mamą przyjechała na różany deser i latte popcorn. Wieczorem znów zajrzał Szymon na drugą nowość - kotlet z selera. Trochę wiosna, a trochę vege. Przyniósł mi upominek miodowy. Wypiłam koktajl bananowo-czekoladowy. Do domu wróciłam szczęśliwa. I nagle mnie ścięło. Zaczęłam drżeć po północy jak konwalia pod kocem. Łamać się. Wszystko mnie bolało. Rano obudziła mnie gorączka i okropny ból gardła. Mięśnie odmawiały posłuszeństwa. A kiedy na liczniku pokazało się 39 kresek, wiedziałam, że bez lekarza się nie obejdzie. Szybka wizyta i moje pierwsze zwolnienie. Prawie trzy dni wyjęte z życiorysu. Brak siły i chyba majaczyłam. Powódź z nosa i wyciek ze spłuczki. Jedno z drugim ma niewiele wspólnego. Może tyle co WODA. Kinga pomogła z kluczem. Aga zrobiła rosół. Dziś dochodzę do siebie, chociaż waham się pomiędzy 37,5 a 38. Wieczorem obejrzę film.
środa, 5 marca 2025
wtorek, 4 marca 2025
Przedwiośnie
W weekend nie było czasu z... astanowić się nad sensem istnienia ;) Piątek i sobota - nafaszerowane po brzegi imprezami, w sobotę aż 4 rezerwacje okolicznościowe. W tym impreza na 14 osób (a druga, obok na 9). 60 urodziny pani Lilianny, imieniny tych od Parku Świateł, randka na czterdziestkę w klimacie Jamesa Bonda i Ewa z rodziną na drinkach i kolacji. Do tego Goście z tzw. drogi. Czyli Ci zupełnie niezaplanowani. To był naprawdę szalony czas. W niedzielę mogłam odespać. Młody był z Milą od rana. A jeszcze Summer ma być na Błoniach zaraz po lipcowym Audio. OMG. Na majówkę już szykuje się szaleństwo, a jeszcze Dnia Kobiet nie było :D hah Nie ogarniam, "Yesus Maryja" - jak to Peszek ryczy z głośników. Rano zamówiłam kilka sprzętów. Nową kuchnię i zamrażarkę, bo startujemy z deserami lodowymi w sezonie wiosna/lato. Dodatkowo kupiłam sobie nowego smartfona. Ma świetne parametry, a ja ciągle potrzebuję czegoś do nagrywek. Ciekawe, kiedy przyjedzie Artur - mamy przegadać temat Kawy i Czasu. Trochę pobajdurzyć, zjeść coś dobrego (u mnie w knajpie oczywiście). Aktualnie siedzi para przy pierwszej loży, 3 naleśniki poszły przed chwilą na wynos, a ja łapię chwilę na wiosenną herbatę. Bratki widziałam w necie. Już nie mogę się doczekać, kiedy je tutaj przywiozę, ustroję nimi przedwiośnie. No, a Jezioro czeka...
Szumi delikatnie. I czeka.
Szumi i czeka.
Czeka.
czwartek, 27 lutego 2025
Gdzie jesteś, Marto?
Jestem w szoku. Marta zaginęła. Od 7 dni nie ma z nią kontaktu. Pamiętam, jak przyszła w zeszłym roku na rozmowę kwalifikacyjną z mamą Anią. Od razu wydała mi się sympatyczna.
Po wakacjach zaczęła się szkoła...
A teraz Marty nie ma... Wyszła do Lidla po godzinie 20 i nie wróciła. Nie ma z nią żadnego kontaktu. Nikt nie wie, co się stało...
Gdzie jesteś, Marto?
Będziemy Cię szukać.
Czwartek z pudrem
środa, 26 lutego 2025
Kto steruje tym statkiem?
Otwarta strona jak wielka, ziejąca dziura.
Co jest dalej, za stekiem bebechów, kabli, kabelków, plastiku?
Kto steruje tym statkiem?
- chaos
Mam wrażenie, że mogłabym dziś opisać wszystko, odpowiedzieć na każde pytanie, tylko nie wiem, od czego zacząć (a może po prostu się trochę boję). Przesuwają się otwarte plamy w moich snach. Świat jest zbyt ciasny na powtarzanie historii, wszystko się zmienia (poza twoim szarym kocem, którym przykrywasz ciało, aby nikt nie zobaczył). Kiedy otwierasz mi drzwi, mam wrażenie, że cofam się w czasie. Szukam wejścia do sieci, a ty mi w tym pomagasz. Śmiech się staje, wypełnia klatkę (sercową, każdą). Wskazówki zegarów uciekają w tył, tylko twarze nasze mają więcej śladów niż przedtem. Sentymenty otwierają przepaść. Za każdym razem, kiedy wchodzę po schodach, kiedy gapię się w okno, coś zastyga we mnie. Boję się czasu, bo stać go na wszystko. Kocham czas, bo mogę w jego sercu odnaleźć siebie (albo zgubić klucze).
To nie był sen.
Lubię złoto. Nie mam czasu na przyziemność, dlatego działam szybko i sprawnie. Wyciągam flaki z wiersza na wszystkie szczęścia i nieszczęścia. Chodzę na dziwne spotkania, na spacery, do kina. Przyglądam się i sprawdzam, jak smakuje cisza i sens. Jak smakuje hałas i nowa muzyka. Niezmierzone stają się kawy i fale. Pijemy długo i głośno. Wirują światła i kwiaty.
Dwa tygodnie temu odstawiłam Amt. W końcu zrzucam z siebie ten ciężar - zbędne kilogramy z głowy i ciała. Czas stał się wyraźny i wyczyszczony, oczy otwarte, ciało sprawne i pobudzone. Nie ma już zatrzymanej wody w organiźmie, sennych poranków, dziennej śpiączki-bolączki. Kryzysów, drgawek, zapychania jelit, zobojętnienia na wszystko.
Jest za to natchnienie przedsionkiem wiosny, chcieizm niepoprawny (bo dosłownie fruwanie), powrót energii, gadanie (bo gęba się nie zamyka) na każdym odcinku drogi. Jest imprezowanie (z wami, z motylami). Spotkania w gronie znajomych. Poznawanie nowego. Pielęgnowanie starych. (Urojeń - a co tam).
I tego się nie boję,
bo wracam do siebie.
sobota, 22 lutego 2025
sobota, 15 lutego 2025
środa, 12 lutego 2025
Muszę być w ciszy
wtorek, 11 lutego 2025
(Nie)możliwe
Uśmiecham się. Pan od Pysznego czeka na odbiór, Pani czyta książeczkę o Ptysiach synkowi. Robi to tak słodko, że aż się wzruszam. A chciałam się wcześniej zebrać do domu. Przekonała mnie gorąca herbata i trochę biurowego klepania w klawiaturę. Zabunkrowałam się w środkowej loży pod klimatyzacją (bo ciągle mi zimno heh) i... TWORZĘ.
To totalny dzień refleksji. Rano - wiosna (prowadziłam auto w okularach przeciwsłonecznych), wieczorem - mróz. Przespacerowałam się dziś po Błoniach, kiedy świeciło słońce. Była jakaś 13. Miałam rozpiętą kurtkę. Potrzebowałam słońca, powietrza. Potem przyjechałam do knajpy. Zagadałam z babeczkami, które były zachwycone Szóstym zmysłem i klimatem lokalu... A wczoraj zrobiłam kredy w ogródku - pierwsze w tym roku. Nie padało, więc w dalszym ciągu tam są. Młody mieszka na "dwa domy". Trochę w Łodzi, trochę u Oska (ale to nie koliduje z pracą, bo ma super dojazd z każdego miejsca). Bardzo polubiłam Oskiego. Pamiętam te piękne filiżanki - koteczki, które dostałyśmy od niego w prezencie gwiazdkowym. I rozmowę - tak mnie wtedy poruszył. W Sylwestra też było zabawnie... Cieszę się, że Młody trafił na osobę, która rozumie jego duszę, na kogoś, kto próbuje żyć na serio, ma w głowie poukładane wartości i siedzi w rodzinnym biznesie, więc do pracy podchodzi z szacunkiem i zaangażowaniem. Przez moje życie przetoczyło się bowiem całe stado nierobów, leniuchów i wiem, jak potrafią męczyć relacje z takimi ludźmi. Dlatego pewne wartości - to podstawa.
Moje rozkminy dziś są niemożliwe. Dobrze, to jedziemy dalej, do następnej stacji... Moja ekipa już czeka na Walentynki. W knajpie wiszą serca, serduszka i LOVE-ki. Jaram się bardzo, bo uwielbiam ten serduszkowy, różowy czas. Będzie się działo. Mamy już 7 rezerwacji (WOW).
Napisałam do Pawła. Mamy się spotkać i przegadać temat.
A teraz próbuję znaleźć piosenkę, której nie ma.
Jak myślisz, istnieją rzeczy niemożliwe?
14.44
14.44
Nie wiem, co zrobić. Czasem przychodzi do mnie taka niewiedza (taka, której wcale nie chcę, bo jest mi ona jak psu na budę). Nastroje tego typu wpędzają mnie w jedno: w przemijanie. Paweł się odezwał. W zasadzie to odzywa się od kilku dni. Ignorowałam wcześniejsze wiadomości na mess, ale tym razem nagrał głosówkę... Jakieś parę miesięcy temu była wielka zadyma, o czym ja dowiedziałam się tak naprawdę dopiero pod koniec lata. Cały ten światek poetycki skłócił się na maxa (nie wiadomo o co, ani po co), a mnie się trochę oberwało w łeb. Od jakiegoś czasu działam według zasady, że kiedy coś mi nie pasuje, to wycofuję się i wychodzę. Nie lubię tracić czasu na niepotrzebne dąsy, kłótnie, spiny i nerwy. Poza tym, jak ktoś ma klapki na oczach, to po jaką cholerę ja miałabym się gimnastykować i rozjaśniać mu umysł? Człowiek, który coś spieprzył, sam musi dojrzeć do tego, że coś spieprzył. Na nic by się zdały moje dyrdymały i tłumaczenia. To byłoby tylko głupią próbą przeciągania linki na swoją stronę. A nie o to chodzi w życiu, w relacjach. Uważam, że ludzie powinni przede wszystkim się ze sobą komunikować. Sami zauważać i dostrzegać w sobie błędy, źle pościelone prześcieradła. I teraz tak siedzę i myślę... Paweł jednak ma jaja. Potrafił przyznać się do tego, że cos zje*ał. Wysłał mi ponad 4 minutową rozkminę z przeprosinami. Wziął na klatę fakt, że latem nie zachował się w porządku, włączając mnie w nienormalny spór z Wu i całą resztą.
Czekam na Tajemniczą Wyspę. I dalej myślę. Ludzie w dzisiejszych czasach boją się słów takich jak: PROSZĘ, DZIĘKUJĘ, PRZEPRASZAM. Jakby wypowiadanie takich słów parzyło ich w języki, sprawiało, że coś w środku strasznie boli. A przecież popełniamy błędy (jak powiedział dzisiaj Paweł). Nie ma ideałów, a człowiek to chaos. Pełen emocji, wybuchów, wschodów i zachodów słońca. W każdym z nas wybuchają czasem te diabelskie bomby,. Ważne, aby umieć pozbierać po sobie całą tę rozpierduchę i iść do przodu. Zwłaszcza jeśli na czymś nam bardzo zależy.
Tak - Paweł miał jaja. Przeprosił. Nie będę więc szują i nie zamknę tej relacji. Dam temu szansę... zwłaszcza w kontekście przemijania i ostatnich wydarzeń. Pan sąsiad z pawilonu obok (nasz ulubiony Dziadek), który ciągle pożyczał nam klucze i śrubokręty - nie żyje. Łucja Antonina M., która brała udział w Antologii Miłość w czasach fejskultury - nie żyje...
To się kończy... s-kończy... Więc trzeba się spieszyć, aby żyć.
I trzeba wybaczać.
piątek, 7 lutego 2025
Może jestem dziwakiem, a może wróżką?
czwartek, 6 lutego 2025
Podgrzewam przedświt wiosny, której jeszcze nie ma
Lubię tutaj pisać. Nic mnie tak nie uspokaja jak ten widok za oknem. Lekki powiew ciepłego wiatru od klimatyzacji, latte i miłość. Z głośników wypływa chillout music. Tym razem - chillout. Kiedyś wariowałam na punkcie tej piosenki od "Zero". Dzisiaj nie potrafię jej znaleźć. Może historia w starym laptopie mogłaby posłużyć za podpowiedź. Od wielu lat nie muszę już ukrywać historii wyszukiwarek, dlatego łatwo znaleźć tam klucze. Ewentualnie moje playlisty na Youtube. Tam też mogłyby być wyrywki muzycznych wspomnień. Później poszukam...
Od rana dziś w knajpie wynosy. Taki dzień. Ledwo otworzyłam dziś oczy. Pada i wilgoć obejmuje nadgarstki. Chciałoby się już trochę wiosny, tego zaklętego wiatru i ciepła, które bawi się włosami. Chciałoby się łąki, spacerów bezcelowych i lekko naiwnych pocałunków... Nie wyrosłam z wiosny i z romantycznych uniesień też nie wyrosłam. Z każdym dniem na nowo wydobywam z siebie pokłady czułości. Nawet kiedy deszcz obmywa kamień.
Kawa wciąż ciepła. Snuje się przez usta. Podgrzewarka działa.
Chciałabym już być
cała w skowronkach.
Ubrać się w wiosnę
pełną kwiatów.
Jeszcze jestem jak zima
zimna.
Choć oczy mam już pełne
przebiśniegów.
środa, 5 lutego 2025
niedziela, 2 lutego 2025
sobota, 25 stycznia 2025
Miejsca, zwyczaje, ludzie...
niedziela, 19 stycznia 2025
czwarta czterdzieści cztery
Księżyc mówi do mnie
niewyraźnie.
Krzywe zastępy słów,
hiperboliczne życzenia
wypowiadam jeszcze
przez sen(s).
czwartek, 16 stycznia 2025
mieni się
środa, 15 stycznia 2025
Gdzie brylantowe sny powstają...
Szukam Substancji. W głowie dudnią mi duchy. Noszą imiona kobiet i mężczyzn: Matylda, Melisa, Marcelina, Martin... Nie mogę się zdecydować - jeszcze czasem brakuje mi tej decyzyjności, zwłaszcza kiedy dwie strony medalu mogą przyjemnie smakować. Jedna orzechami, druga czekoladą - a ja lubię jedno i drugie. Chciałoby się mieć WSZYSTKO. Tak samo jak ten i tamten czas. Czas wolny, zielone boisko, plac zabaw, park, gorąca czekolada w Wedlu, na którą poszłyśmy wczoraj (IMPULS)... Czas zajęty - tym, co kocha dusza. Szukam kolejnego lokalu. W przyszłym tygodniu będę oglądać jeden z wybranych. Wizje wciąż szaleją jak kilka burz jednocześnie, naprężają się i wyrzucają o-gromy marzeń. Jakbym nazwała tę drugą? Może DREAM albo ANGEL... Jak w Ulicy Aniołów... W pierwszej natomiast przemeblowanie. Będziemy robić sofy (część druga, konieczna) a na lato może znów jakieś Santorini... W ogródku zakwitną róże. Stanie się wiosna i odmieni czas. Teraz ciągle mi zimno. Patrzę na śnieg i widzę jak topnieje. Rozmywają się twarze. Przychodzą inne, nowe. Kształty, imiona, duchy.
Czy zmiana leków była dobrą decyzją? Podobno bez sprawdzianu, nie ma oceny. Migreny nie atakują mnie już tak często. Przychodzą zdecydowanie rzadziej i nie są już tak nieznośne.
Całowałam się z Tobą w przymierzalni i było to zjawisko totalnie paranormalne. Kiedy nasze języki połączyły się, poczułam rozkosz... Tak cholerną, że nie sposób tego opisać.
Już wiesz, Kochanie, że takie rzeczy nie dzieją się tylko na filmach. Są jeszcze książki i jest życie. A to od Ciebie zależy, czym ono wybuchnie. Czym się stanie.
Życie - POCAŁUNEK to... CZY KAMIEŃ?
A czym jest dla ciebie?
Wciąż potrzebuję wrażeń, więc je sobie zapewniam. Podróże wieczorami, wykraczanie poza ramy obrazu, który siny i ślepy, kot, pasja, seks. Ktoś by powiedział: "ona jest popieprzona (...)". Tak właśnie trzeba żyć - pieprzyć pewne rzeczy i wnikać w zapach, i w smak, który pożądany. Nie potrafię funkcjonować w alfabetycznym porządku. Ja to CHAOS. A Chaos to wszystko.
Gdzie brylantowe sny powstają... Gdzie sny takie się rodzą...
Wydziarałam sobie to na ręku i z tego czerpię moc.
sobota, 11 stycznia 2025
Śnieg na dachu
Piję kawę i patrzę na śnieg. Dużo go nasypało na dach. Srebrna choinka uśmiecha się do mnie. Błyszczy. Jeszcze jej nie rozebrałam. Jeszcze jest.
Piję kawę, a refleksje unoszą się nad miastem. Łódź płynie po białym morzu. Małe, drewniane sanki suną po śniegu. Ulica jest krótka. Pomiędzy blokami skrywa najrozmaitsze historie.
Jedną z nich jestem JA. Drugą TY. Albo tą samą - jednocześnie.
Lubię te historie. Chociaż niektórych nie znam. Sama układam je w głowie i dopisuję do imion lub okien, w których zapalają się światła.
Niedługo pojadę na latte z syropem piernikowym. Obejmę ramionami moją przystań.
Wyobrażam to sobie już. Właśnie w tej chwili, kiedy śnieg. I tak po prostu, zwyczajnie się uśmiecham.
środa, 8 stycznia 2025
Jeszcze jedna herbata
wtorek, 7 stycznia 2025
Herbata wierszem pisana
Przygoda rozpoczyna się na nowo
Takich powrotów się nie zapomina. Rozprzestrzeniają się w nas. Z każdą wypitą kawą, stają się wyraźniejsze i bardziej (nie)możliwe. Jakby ktoś dosypał do filiżanki odrobinę - magii zaklętej z gwiazd.
Jestem już tak daleko. I wciąż mija czas. Zegary dzwonią w uszach i dwoją się w oczach wskazówki. W którą stronę iść (w nowym roku)? - pytasz nieśmiało, a ja spuszczam z powiek sen o motylach.
Będzie ona. Stanie się początkiem albo środkiem wiosny. Przyjdzie. Rozwinie skrzydła. Ubrana w zwiewną sukienkę do kostek, stanie w ogrodzie, aby zmywać lód.
Odpoczęłam w grudniu. Te powolne, piżamowe poranki, filmy po nocach, muzyka, całowanie. Opowieści do rana i gwiazdy w brzuchu. Wspomnienia, sentymenty, radość z tu i teraz, planowanie rzeczy przyszłych. A dzisiaj czuję, że przygoda rozpoczyna się na nowo... Stoję ubrana w ekscytację, w centrum biznesplanu, żeby za chwilę przenieść się na łąkę pełną kwiatów.
Tak. Jest we mnie wiara, nadzieja i miłość, a przygoda rozpoczyna się na nowo...
Słyszalne, (nie)widzialne
Trzy lata temu ukrywałam się za drzewami, aby podejrzeć światło i człowieka. W środku było inaczej (jak w każdym środku, który zmienia się ...