poniedziałek, 2 grudnia 2024

historia podróży

Jeszcze kiedyś do Ciebie przyjadę. 

Będziemy siedzieć na schodach, robić leczo.

Wyleczysz mnie 

ze wszystkich niepowodzeń, niespełnionych zachodów. 

Słońce

będzie się przedzierało przez gałęzie. 

Poczujemy ulgę (bez podatków). 

Taki luz, jakiego nigdy przedtem. 

Żadnej dramy, żadnego zadrapania. 

Potem wsiądę i ruszę do siebie,

A Ty podniesiesz rękę na "do zobaczenia".

czwartek, 14 listopada 2024

99%

Leżenie i gorączka pogłębiają niedosyt. Ile można? Brakuje mi powietrza, świateł, przez które przepływają ulice miasta. Spojrzeń w okna. Ludzi mijanych przypadkiem. Brakuje mi przeznaczenia, które łączy nasze drogi. Podpowiada: w którą stronę trzeba iść, aby się dotykać... 

A tymczasem - dotykają mnie jasnoszare, dresowe spodnie, szkło w oczach, bezsenność, kaszel. 

Zapisałam się do lekarza na piątek.

poniedziałek, 11 listopada 2024

Jezioro Tonka

Część I

Pijemy z rodzicami wyborne wino w Italii. Stoły uginają się od nadmiaru jedzenia. Później idziemy na plażę. To małe miasteczko blisko morza - rejony toskańskie. Wycieczka - odpoczynek - All. Nagle zza zakrętu wyjeżdża samochód, a za nim unosi się dziwna mgła. Widzę, jak skręca w ulicę na literę G. I... coś błyska na niebie. 

Budzimy się na łące w Polsce, w Borach Tucholskich, tam, gdzie uwielbiam spędzać wakacje - blisko domu nad jeziorem. Jakby jakaś niewidzialna siła i moc przeniosła nas w czasie. Jakby ktoś specjalnie pozamieniał bieg wydarzeń. Nasz dom niestety jest zajęty przez dziwnych gości, więc musimy poszukać noclegu w okolicy. Jeździmy autem, ale niczego w pobliżu nie ma. W końcu udaje się nam trafić na pensjonat pani Gie. Z wyglądu przypomina on wielki, blaszany magazyn. Okienka są małe i światło praktycznie nie dociera do środka. Parkujemy auto. Czujemy głód. Obok budynku mieści się restauracja najwyższej klasy - bez środka. Jakby ktoś wyrwał wnętrze i ustawił stoliki w ogrodzie w udawanych pokojach. Czuję się trochę jak w filmie, a trochę jak w IKEI. Atrapa okna, brak dachu, brak drzwi, chłód. Zanosi się na deszcz, ale ciocia Grażyna bardzo chce zjeść kolację na miejscu. 

- Nie zamierzam brać na wynos, kiedy tutaj taki świetny klimat. - mówi. 

Szukam więc koca, aby przykryć nogi. Serwują dziwną rybę - kształtem przypominającą szkielet  dziecka.  

Najbardziej chrupiące są zawsze oczodoły...- Komentuje kelnerka Lucja ubrana jak pensjonarka sprzed lat. 

Tak bardzo przeraża mnie ta ryba, że postanawiam zrezygnować z posiłku, wykręcając się, że czegoś zapomniałam z pokoju (a przecież nawet się jeszcze nie zameldowaliśmy). Łapię Ines za rękę i biegniemy na górę (piętro ósme chyba)... Pokój jest mały i ciasny. Stają w nim cztery, równo pościelone łóżka. W oknie wisi stara, pożółkła już firanka w kwiaty. Widzę swoją torbę i dopadam do niej jak szalona. Ina lustruje pomieszczenie i wspomina rybę z restauracji. 

- Nie wrócę tam - rzuca. - Ta ryba była czaszką dziecka. 

- Ja też nie - mówię, czując zimny dreszcz.


Część II

Kanał wypełniony wodą ciągnie się do nasypu, przy którym zaczynają się tory. Jestem w Borach Tucholskich, jednak to miejsce to jakaś dziwaczna pustynia w środku lasu. Za moimi plecami znajduje się pensjonat przypominający magazyn IKEI, zza niego wyrasta wielka wieża na kilkanaście pięter (jednak widoczna jest tylko z bliska).  My zajmujemy ósme piętro. Nasz pokój jest mały i na 4 osoby. Restauracja i kawiarnia mieszczą się na powietrzu. I nawet kiedy pada, goście zmuszeni są konsumować rybę z oczodołami. Niczego poza rybą nie ma w karcie. A, sorry - jest jeszcze piwo, ale tego też bałabym się zamówić. 

Idziemy piaszczystą ścieżką. Nie oglądam się za siebie i próbuję ponaglać rodziców. Mam jakieś dziwne przeczucie, że jak najszybciej powinniśmy się z tego miejsca wydostać. Tata jednak upiera się przy tym, aby pływać w morzu. Tylko że do morza jest stąd jakieś xxx kilometrów. Mama twierdzi, że mogłaby odpocząć na leżaku. 

- Widziałem morze. Było za zasłoną tych drzew. - Wskazuje ręką Joseph.

- Nieprawda. Musimy iść cały czas wzdłuż kanału.

- Tutaj jest brudna woda. - Ina krzywi się. 

Mama milczy.

- Życie jest brudne, kiedy wypełniasz je brudami.

Ciocia Grażyna została w restauracji i zamówiła kolejną rybę. Słońce trochę świeci, a trochę nie. Jakby było ślepe na jedno oko albo jak my byśmy tracili wzrok.  

Dochodzimy do skrzyżowania. Nagle znów widzę tę dziwną ulicę na G. Wszystko inne się rozpływa. Biegnę, ile sił w nogach. Zabieram czyjeś auto z parkingu. Przyciskam pedał gazu. Jedziemy aż do Jeziora Tonka.

(cdn.) 

poniedziałek, 4 listopada 2024

Na nowo piszę tę opowieść

Spotykamy się przypadkiem/przeznaczeniem na przystanku. 

Autobusy spóźniają się o kilka lat. 

Ty jedziesz gdzieś tam, ja zostaję. 

Zajmujesz miejsce przy oknie.


Piszemy SMS-y. 

(Nie)znośnie i bezczelnie coś ryczy mi w sercu. Próbuję 

to uciszać jak stare zegary, 

próbuję powyrywać te cholerne wskazówki:

 

Co słychać? - pytasz.  

To wszystko - odpowiadam.

Niedługo Sylwester i znów trzeba będzie odkurzyć cały świat. 

 

Bąbelki szampana skończą się tak szybko. Ty zostaniesz 

u mnie na noc, ja u Ciebie. 

 

Potem wymknę się z domu. 

Porozrywam klatki (sercowe, schodowe, każde). 

Będziemy się oddalać, aby znów się odnaleźć. 


Będziemy pisać do siebie, 

a potem się pożegnamy (?)

znów w tłumie autobusów, 

świateł mdławych i lamp.

niedziela, 3 listopada 2024

Powtarzanie

Często w mojej głowie pojawia się ten sam motyw. Jest tamto mieszkanie, popielate drzwi, jasnoszare ściany korytarza, balkon czysty, ubrany w kwiaty, widok na szkolne boisko. Może tylko wszystko trochę większe, trochę bardziej słoneczne. Bo słońca jest dużo, kiedy zagląda przez szyby do salonu, a sypialnia cała skąpana w promieniach wiosny albo lata (jeszcze tego nie wiem). Twoje okna są blisko i kawa smakuje, kiedy opieram ciepły kubek o dłoń, widzę ptaki. Cały ich potok od dziewiątego piętra - unoszą się i opadają przy boisku. Huśtawki są te same, co wiele lat temu. Drzewa też. Nikt nie wyrzucił żadnej sekundy z mojej opowieści. Zegar zatrzymał się i czas - stanął jak przerażony dzieciak na czerwonym świetle. Potem przechodzę na drugą stronę ulicy. Stoimy pod klatką. Ktoś wchodzi i wychodzi z Żabki. Zerkam w szybę i widzę długie cienie tamtych lat. Twoją i moją (nie)wolę. Próbuję otworzyć z klucza drzwi, ale teraz wszystko się zmieniło i istnieją kody. Nie wiem, jak mam wejść. Twoja córka ma wciąż długie włosy. Idę za nią na piętro, zbliżam się do popielatych drzwi swojego mieszkania. Wchodzę na imprezę pełną światła i słońca. Wszyscy tańczą. Ktoś podlewa kwiaty na balkonie. Ktoś wchodzi, ktoś wychodzi. Ktoś jest. Kogoś nie ma. 

Mijamy się w myślach i w progach. Boję się, bo nie chcę tam zostać na zawsze. Mogę być tylko przez chwilę, kiedy jeszcze ciepło rozlewa się i oznacza kuchnię. Kiedy lato. Mogę napić się kawy albo wypić drinka. Wmieszać się w tłum. Zamknąć drzwi. Włożyć oko w wizjer. W kryształowe szkło. Szkiełko. W sen.

środa, 23 października 2024

Oni

Znowu poprowadzili mnie w inne strony. To jest niemożliwe i niedorzeczne. Są rzeką, która może się cofać. Czasem, który można zatrzymać. Zegarem, który odwraca czas.

Kilka metrów nad ziemią

Fantastyczne dni w knajpie. Wczoraj co prawda mnie nie było, ale info było mi zdawane na bieżąco. Mnóstwo Gości na miejscu, odbiory osobiste, a jedno zamówienie aż na 12 dań na wynos, mega energia panująca w środku, świetne komentarze na temat smaku i miejsca. I to się nazywa miód. A swoją drogą - przywiozłam z Krynicy miód z malinami. Jest rewelacyjny i chyba będę musiała wrócić po ten rarytas. To lokalny produkt, dostępny tylko w tamtym rejonie, a ja lubię impulsy i preteksty ;) Szalone! 

Wczoraj zrobiłyśmy sobie brejka i złota polska jesień zaprowadziła nas do K2. Wieki nie jadłam pizzy (ostatnio właśnie jak byłam w górach) więc mocno się najarałam na te smaki. Po drodze oczywiście zdjęcia, rozmowy, rozluźniający śmiech i opowieści różnej treści. Liściaste dywany. Szelest pod butami. Ten październik jest piękny. Daje tyle światła... 

Dziś siedzę w moich Aniołach. Ostatnia prosta i możemy działać z okładką. Wstępna wizja jest. Wyspałam się na maxa. Mój organizm jest stworzony do leżakowania w kotach/kocach i poduszkach. Potem wypiłam pyszną kawę. Nakręciłam twórczy vibe i lecę... 

Kilka metrów nad ziemią ;)

poniedziałek, 21 października 2024

xdd

Ojojoj, jaka niegrzeczna dziewczynka. Tupie nóżką, aż bucik podskakuje. xdd 

xd

Oszaleję dziś xd. 

Później... wszystko na później. Kiedy ja się nauczę, że tak nie można? Impulsy mnie kiedyś zgubią ;) Weekendowo poimprezowałam sobie ze znajomymi. Sobota: Kasia Z., Szymon, goście z Pabianic, przesympatyczna Joasia. Do tego moje książki. Uwielbiam, kiedy istoty o wrażliwych duszach wychodzą z książkami z mojej knajpy. Dzizyss - głowa dziś. Toczy się jak ciężka kula, ale przyjechałam do Filmowej, aby zamontować światełka w oknach. Kupiłam nowe na próbę i widzę, że są doskonałe. Muszę załatwić sobie takie do chaty. ;)

Wczoraj małe party z Madzią, Robertem, Arkiem. Wpadł standardowo Szymek. Przy dwóch połączonych stołach imprezowali obcokrajowcy (9 ich było). Ależ się uśmiałam. Najpierw wałkowaliśmy poważne tematy (łącznie z wiarą, religią, literaturą), później przerzuciliśmy się na lajty - tripy, góry, morza. I tak od słowa do słowa...  Rob zarezerwował Krynicę - oczywiście moja polecajka - pensjonat mojego chrzestnego. Cudnie :D To było szalone. Już rozmawiał z Zuzą i wszystko ustalone. Także ahoy przygodo! Jeszcze ten kontener na meble ogrodowe spadł mi z nieba. Będą zabezpieczone u Roba i Arka w firmie. Robert podjedzie busem w weekend po WŚ i ogarniemy temat. Rodzice też wpadną. Z Turcji wracają w czwartek. No i robimy Halloween. Będzie menu specjalne, cukierek albo psikus. 

Założyłam dziś białą koszulę - tak pod moją najnowszą powieść. Ulica Aniołów hm ...  Pisanie w knajpie mi ostatnio nie wychodziło (mam chyba za dużo znajomych ;) - żartuję, uwielbiam to), ale dziś totalnie zabunkrowałam się w kącie po założeniu świateł i spotkaniu z Januszem, i zamierzam pisać. Deadline mam do... jutra. Jestem nienormalna xd - narzuciłam sobie termin nierealny. Chory termin. Cóż, jak widać lubię pielęgnować złudzenia. 
;) 

czwartek, 17 października 2024

Manekiny chorują na anoreksję - proza

A my tak bardzo się nie lubimy, 

że trzeba to ukrywać 

pod jakąś wielką, czarną, śmieszną kapotą 

(heh) 

I jakie to zabawne... 

Ludzie kłamią i myślą, że o tym nie wiem, a ja się wtedy pod nosem z tego śmieję (bo po co w twarz?). To mój śmiech i moja wiedza.  Że robią z siebie głupich, grillując steki z bzdur. W chmurach płynie woda. Rozumiesz? W Tobie płynie krew. Kiedyś się to wyda, zobaczysz i staniesz się burakiem (cukrowym, bo cukier to śmiech - a-ha-ha-ha). Przypomniał mi się Cynamon. Był taki bezlitosny, ale szarmancki.

Dobra, więc prozaicznie na temat. 

Po co tak kłamiesz? Bajer wciskasz do oka? Lepszym człowiekiem nie będziesz (nie wierzę w takie przypadki, chociaż... świat się odmienia: świat-u, świat-em i tak dalej). 

Nie umiem prozaicznie. 

Kłamstwo jest jak robaczywe jabłko. Próbujesz być miły/a. Chcesz kogoś poczęstować jabłuszkiem z koszyczka, a tam - fuj - robaki. 

Od początku:

Ludzie kłamią i myślą, że o tym nie wiem, a ja się wtedy pod nosem z tego śmieję (bo po co w twarz?). Śmieję, bo widzę, jak robisz z siebie przede mną idiot(k)ę. I może dobrze, że nie zamierzam niczego ci wprost powiedzieć - muszę udawać (też kłamię w tej sytuacji - i dobrze się przy tym bawię). Zakładam kostium do nowej roli. Mnie to nie boli, mnie to pierdoli... Co sobie pomyślisz. Każdy myśli ma na temat różnych ludzi. Ty o mnie, ja o tobie. Więc o co kaman?

Czasem lepiej zachować pewne rzeczy dla siebie, nie pokazywać całej dupy (nigdy ci nie ufałam), nie być na 100 procent. 

Manekiny chorują na anoreksję. 

Zjedliby mnie niektórzy (na kolację).

wtorek, 15 października 2024

(not) about Angels

 Anioły idealne do marzeń. I jedna z najpiękniejszych scen w mojej książce...



 Birdy - Not about Angels 

 

Coraz więcej... Ulicy Aniołów, Kawiarni Aniołów

Takiego życia chciałam. W takim mi jest do twarzy

kolorze jesieni. W zarumienionych 

jabłkach, policzkach. 

W ulotnych spojrzeniach mężczyzn i kobiet.

W szeptach tajemnic. Po kawałku 

układam ich wszystkich w nadziejach. 

Jesiennych kawach. W zapachu 

pomarańczowego nieba. 

Tutaj, gdzie wszystko

może dopiero się rozpocząć. 

A nim płomień zgaśnie,

spełni się moje życzenie. 

 

- Kay/Chaos

Odczuwam niesamowitą przyjemność pisania Ulicy Aniołów w knajpie i chociaż dziś piszę w domu (też jest tutaj przyjemnie, czysto, pachnie róż i pomarańcze), to wspominam wczoraj. Dzień zaczął się od spotkania z Be. Byłyśmy umówione i przyjechała po książki. A niedzielę był Krzysztof (syn Doris - mojej Czytelniczki i właśnie od swojej mamy dowiedział się o mojej twórczości, bo pożyczyła mu moją książkę). Jest nią/mną zafascynowany. Opowiadał mi historię Ewy i kupił dwa Czarne lustra z dedykacją dla siebie i E. A wcześniej Pani z środkowego stolika zachwyciła się Chaosem i różowymi ptakami - poprosiła z dedykiem na szczęście. Okazało się, że mieszka na Retkini, ma na imię Iwona i będzie zaglądać do Filmowej, bo... "klimat tutaj jest zaczarowany.". Uściskałyśmy się serdecznie. Przed 21 wpadł Szymek na grzane białe o smaku cappuccino (nasza nowość jesienna). Mamy teraz taką zajawę, spotykamy się w każdą niedzielę przed zamknięciem knajpy, a Młody puszcza nam "Dragi" i oceniamy kostiumy każdego z uczestników, dyskutujemy, analizujemy postacie. W widowisku brały udział kolekcjonerskie laleczki Victorian Style, które dostałam w piątek od taty (bo rodzice przyjechali wyprostować płot - jakiś świr wjechał mi w tablicę przed knajpą i narobił bałaganu). Mamunia przywiozła róże z ogrodu i wyhodowała jakąś niezwykłą odmianę różowo-białej. Chcieli mnie zabrać do Turcji (jutro wylatują), ale ja muszę/chcę pisać teraz moje Anioły.

Ale wracając do wczoraj (bo mogłabym tak pisać o tych wszystkich spotkaniach przemiłych z weekendu do nieskończoności), spotkała mnie niezwykła niespodzianka. Pisałam sobie książkę zimową, popijałam herbatę z malinową pulpą, wokół panował gwar, drzwi się nie zamykały. Goście przychodzili od 13.05 na kawy, herbaty, naleśniki, desery (przy poniedziałku i słabej pogodzie!). I nagle do knajpy wchodzi Rafał (ten, którego poznałam po moim wystąpieniu w Domu Literatury parę lat temu). Składa zamówienie. Za chwilę dołącza do niego Joanna (z Asią poznałyśmy się w marcu podczas wspólnej prezentacji poetyckiej w Kamienicy Pinkusa i Jakuba Lende przy Kościuszki 1), za nią wchodzi Małgosia (od Almanachów, w których znaleźć można moje wiersze, w Zlocie Poetów na Złotnie, który organizowała również miałam przyjemność uczestniczyć), na koniec dobija Wojtek - poeta. Ściskamy się, rozmawiamy, wspominamy. Okazało się, że Gosia już bywała wcześniej w mojej knajpie, ale obsługiwała ją sympatyczna blondynka (na bank chodziło jej o Milę) no i poznała również Gabriela - syna Agi i Anastazję (która dba o porządek i dokłada wszelkich starań do tego, aby wszystko błyszczało). Byłam przemiło zaskoczona tym faktem, że spotkania organizacyjno-poetyckie postanowili organizować właśnie u mnie. 

Pisałam potem wciąż moją Ulicę...  Pierwszą lożę zajmowały "moje panie" - pani pielęgniarka (również Małgosia) z drugą Małgosią. Oczywiście na deser zamówiły "Różowe ptaki"z dedykacjami. Śmiały się, że nie pomylę imion (bo obie Gosie). W środkowej loży siedziała moja znajoma grupa ZLP, stolik w kąciku - Pan z dziewczynką, przy pierwszym na środku - przyszedł Pan na Big-a Lebowskiego, a do tego ten drugi środkowy stolik zajęły 3 koleżanki, które siedziały od 18 do 21 i wesoło gaworzyły. :D Te dźwięki, rozmowy, śmiech, muzyka wydobywająca się z głośników, moje Anioły w głowie i na piśmie, aromaty unoszących się w powietrzu kaw, herbat i rozgrzewających trunków - sprawiały, że odpływałam. W pewnej chwili nie wiedziałam już, czy to prawdziwa magia czy śnię... Szybko okazało się, że to nie był sen...

poniedziałek, 14 października 2024

mg-liście

Jesień jest potrzebna. Na te wszystkie myśli, na te wszystkie kawy. 
Na słodko i na gorzko. 
Na koce wieczorami. Na przytulanie 
tęsknot. Poduszki na łóżkach, herbaty gorące. Liście falujące. 
Mgły.

niedziela, 13 października 2024

Anioły w ruchu

Ten czas mnie przenika i dopełnia. 

Wszystkie stoliki zajęte. Gwar, muzyka, a ja wpisana w mały kącik, tworzę magiczną historię. 

Przepływ

Przez palce przepływa(my).

czas(em).


Podjechałam wczoraj do knajpy przed 17. Podrzuciłam świetnej jakości syrop klonowy (nowe dania wchodzą do karty już za tydzień - propozycja Gabriela została przyjęta bez mrugnięcia okiem - smakowy ideał). Pokręciłam się chwilę po lokalu, wypiłam kawę - moje klasyczne ulubione latte. Podpisałam kilka książek. Zagadałam chwilę z Mileną - to była bardzo budująca i ciepła rozmowa. Mila ma klasę, nie to co... (brak słów, kiedy sobie przypomnę). W każdym razie oddycham i nie żałuję niczego, żadnej wojny, jaką musiałam stoczyć z własną głową/czymś/kimś bezwzględnym - umocniło mnie to i pokazało, co naprawdę jest ważne. 

Niedługo rocznica. Jedna, druga, piąta. Piszę o tym, aby znów odnieść swoje palce do czasu. Czas jest absolutny. Płynie i nie sposób go zatrzymać. Powiedzieć: Ej, Ty, nie szalej tak, nie przepływaj tak szybko. Ogarnij się. Mam jeszcze tyle rzeczy do zrobienia. Tyle do zobaczenia i do dotykania.

poniedziałek, 7 października 2024

Wymarzyłam sobie jesień w górach

I popłynęłam z Łodzi w ten świat pełen gór, ścieżek leśnych, niebo-leśnie do mojej Krynicy-Zdroju - miasteczka, które uzdrawia i wynosi na wyższy level. Pogoda jak na zamówienie. Przez pięć dni słońce i 15-16 stopni, co daje idealne warunki do wędrowania. Przechodziłyśmy z Ag grube kilometry, korzystałyśmy z knajp i innych atrakcji. Nie żałowałyśmy sobie ŻYCIA. W czwartek trochę deszczu, wódka porzeczkowa i wiersze. Do tego kontuzja lewego kolana (za dużo kilosów na nie nabrałam i chciałam być Bogiem Gór heh). Ale nowe buty i regulowany kijek - sprawdziły się idealnie. Kurtki Campusa też. Tydzień zleciał tak szybko, że ani się obejrzałam, a już trzeba było pakować walizki z powrotem do auta. 

Uwielbiam Krynicę (i to wszystko co dookoła). Zielony szlak na Zamkową do pensjonatu mojego chrzestnego, czerwony na Jaworzynę, Huzary, Przełęcz Białą, Tylicz, Szalone i Przysłop. Wszystko się jakoś tak zaplata, a ja mogę korzystać do woli. 

Dziś siedzę w nowych włosach i podziwiam wspomnienia. Kawa latte w knajpie smakuje obłędnie (za tym tęskniłam). Chociaż i Słowacja smaczna - próbowałyśmy regionalizmów, a kawa w Cukráreň Babička rewelacyjnie puchowa. 

Nigdy nie przestanę odczuwać Duszy tego miasta. Krynica Zdrój - tutaj czas płynie zupełnie inaczej - bo oczyszcza wszystko. 

To prawda, że góry posiadają moc uzdrawiania. 

wtorek, 24 września 2024

kawiarniany vibe

Nastrój od rana typowo kawiarniany. Trzy sofy zajęte i na każdej laptop. Teraz, kiedy przeprowadzona została ta mini-instalacja do lampek na magiczne wieczory, każdy może skorzystać też z możliwości ładowania telefonu czy kompa przy każdej loży. To jest genialne rozwiązanie dla tych, którzy coraz częściej odwiedzają nas rano, aby przy kawie, ciachu czy posiłku popracować poza biurem w klimatach kawiarnianych. I tak właśnie jest teraz. W środkowej loży siedzi sobie Pan ze Stanów. Pracuje przy lapto. W pierwszej - dwie dziewczyny oglądają zdjęcia na laptopie, a w ostatniej - Ja. Piszę.

Sączę Zielone 0%. Uwielbiam je. Cieszę się, że zostało w Menu na stałe. Ma to sens. 15 września to, co się odyebało w knajpie było nie do opisania, ale to było piękne. Takiej pełni nie było jeszcze nigdy. Zrobiliśmy to - padł nowy rekord i to grubo przebijając poprzedni. Pod koniec wszyscy chodziliśmy już na czworakach, ale warto było - dla tych uśmiechów, słów, ludzi, dla tej magicznej atmosfery, lampek i świec zapalonych wieczorem... 

W ogródku siedzą aktualnie dwie pary. Właśnie zajęli nowe, białe ławki. A w ostatnią niedzielę stary zestaw mebli (który miałam zabrać na działkę), przydał się jak "tralala", bo brakowało miejsc dla Gości. 

Wczoraj urodzinowo, już spokojniejszy vibe. Oczywiście małe przyjęcie z tej okazji było - rodzice, Romek, Szymon i kilka zaprzyjaźnionych osób, których poznałam przez knajpę. Tak - ta knajpa ma moc łączenia. Ludzi o wrażliwych duszach. 

Co mogę więcej dodać? Piękne życzenia, toasty, piękne prezenty, a nade wszystko - najpiękniejsza OBECNOŚĆ. Wymarzona, angielska porcelana, Limoncello z Rzymu, słowackie wino od R i włoska czekolada z orzechami. 

Szczęście jest tak blisko - jest tutaj. 

:)

sobota, 21 września 2024

sobota, 14 września 2024

tęczowe mozaiki

Od kiedy Patryk zrobił nam reklamę, nie miałam czasu usiąść do książki. Nieoczekiwanie w poniedziałek przyszedł z Edytką i Młodym na obiad do Filmowej. Totalnie niezapowiedziana wizyta zaowocowała mnóstwem Gości w kolejnych dniach. Pojawiałam się w knajpie systematycznie, a to na kawę, a to na rozmówki o słońcu i życiu. Musiałam także uzupełnić książkowy regał, bo zostały pojedyncze egzemplarze moich książek. To było/jest piękne.

Dziś złapałam trochę luzu, więc siedzę sobie na dachu, patrzę na deszcz i tworzę w głowie tęczowe mozaiki. 

Napisałam też jakiś wiersz:

 

Jakiś wiersz

Śnił mi się pocałunek 

z Tobą 

jak ciepła jesień.

Z Tobą

wszystko. 

(...)

 

Docieramy do głębi świata i barw. Tajemnice ukrywają się w głowie. 

We mnie i w Tobie. 

Lśni. 

 

Liście jak kokardy we włosach.

Tęsknoty jak upadki. 

Pocałunki jak narodziny.

niedziela, 8 września 2024

Ja tak.

Jakąś godzinę temu przyjechałam na obiad do knajpy. Nowość: Rosyjska ruletka - rewelacyjny smak. Spróbowałam tego naleśnika i na pewno to powtórzę w tygodniu. Może jutro się tu pojawię? Wiem, że tutaj wena mnie częstuje promieniami światła. Bywa nieobliczalna i szalona. 

Co się zmieniło od wczoraj? Myśli wypełniają wszystkie pustki i luki. 

*** 

Chcesz oszaleć? Zrobić coś, co wyrywa cię z ram i świat zamienia w wachlarz doznań? 
Ja tak.


sobota, 7 września 2024

Tatuaże na chmurach

Lawinia czeka, a ja błądzę. 

Lawinia czeka albo Lavinia, bo nie wiem jeszcze, która wersja ładniejsza i którą z nich wybiorę. 


Śniło mi się, że spacerowałyśmy. Deptak był długi, ale wąski. Ogród wypełniony kwiatami. Małe stoliki w stylu vintage ozdabiały tarasy. A może mi się nie śniło? Ostatnio przeglądałam apartamenty w Słonecznym Brzegu - były też opcje kupna. A i domy przeglądam... Bliżej-dalej (bez różnicy). Podobno wszystko ma jakiś termin do spożycia - termin ważności, tak to mawiają. A ja myślę, że istnieje COŚ na tym świecie, czego nie określają terminy przydatności. Czasem to COŚ po prostu wybucha i rozlewa się po całym sercu. I jest. I nie sposób tego przekreślić.

Nie. Nie mogłabym się wyprowadzić (zwłaszcza gdzieś daleko, dlatego wybieram bliskość). Jestem uzależniona od mojej knajpy (heh i nie tylko). A może mogłabym mieszkać trochę tam, a trochę tu albo? Bardziej tu niż tam, a tam to tylko trochę? Próbuję to sobie wyobrazić, jak pakuję walizkę i przenoszę się na drugi koniec Polski (albo świata). Tęskniłabym. Tak jak tęsknię za Łodzią, kiedy jestem nad jeziorami (mimo że jeziora są takie "moje" już). A może to wszystko polega na tym, aby być w ciągłym ruchu i zmieniać plan wydarzeń? Podobnie jak w książce - jedna ulica, druga, inne miasto. Może trzeba wciąż dostrzegać NOWE, kiedy wraca się w stare progi i wciąż kochać to, do czego się wraca? 

Myślę, chociaż jest gorąco. Myślę i nie wiem, do czego mnie to myślenie doprowadzi. Za to wiem, że czas leci. Że nie można go prosić, aby stanął. Możemy jedynie udawać, że na wszystko będzie czas, możemy specjalnie zatrzymywać zegarki. Prawda jest jednak taka, że lina, po której spacerujemy, prędzej czy później doprowadzi nas do drugiego brzegu. 

Ola nie żyje. Miała trzydzieści kilka lat. Nikt się nie spodziewał, że tak szybko wypali się i zgaśnie. Coraz częściej myślę o przemijaniu i o tych wszystkich śmierciach, jakie ostatnio wypełniły się. Wciąż myślę o tym, że trzeba brać z życia garściami, ile wlezie... Na maxa, na wszystko, na dziko i bezczelnie, na szczęście i na zawsze. Bo potem przychodzi taka cisza, której już nie sposób wypełnić żadnym gestem, żadnym słowem. Taka cisza, w której rozpływają się już tylko statki i łzy.

środa, 21 sierpnia 2024

By Chaos

Czwartek był pełen znajomych Gości. Przyjechałam do knajpy na spotkania towarzyskie. Była Beti, moja księgowa, z Dareczkiem i córą, sąsiedzi z moich Bałut, Szymek z ekipą: Kasią, Ewą i Jarcentym. A na koniec dobiła Patrycja :D (Ta od Jolanty Żet). W weekend miałam sporo luzu i kiedy jechałam do Filmowej na kolację (było już po 19.00) przez głowę przeleciała myśl jak złoto: bez wyzwań, zadań, pracy, samospełnienia - dostałabym pierdolca albo inaczej - głębokiej depresji. Ja muszę być w ciągłym ruchu, robić coś, planować, decydować o czymś. Jestem totalnym wizjonerem (na podstawie książki z zakresu marketingu i zarządzania) i to nakręca moje życie (jak słodkie pocałunki). Obie z Ag tak mamy, że nie możemy wytrzymać w miejscu (nie bez powodu jest moim zajebistym Menago), a i Mila ciągle szuka sobie zajęcia, nawet wtedy, kiedy nawał gości.

Czasem mam wrażenie, że wszystko jest gdzieś tam w GÓRZE zaplanowane. Chociaż taka dewiza jest mocno naciągana. Bo tak naprawdę to my WYBIERAMY i układamy puzzle. Poszukujemy właściwych elementów, aby zapełnić obraz świata, świata, w jakim żyć/kochać/pracować/wzrastać chcemy. 

Czy to podważa (nie)porządek przeznaczenia? Nie do końca. Myślę, że coś jest nam przeznaczone, ale to my musimy to przeznaczenie wypełnić, pomóc zdarzeniom, dobierając odpowiednie elementy. 

Tak też działam, kiedy coś się otwiera, a inne zamyka albo kiedy mogę wybierać. Dzwoni telefon, pakuję walizkę i wyjeżdżam, tym samym wypełniają lukę (nie)bytu. Łączę się ze swoją chęcią i marzeniem, wypełniając przeznaczenie: JEZIORO. 

I znów tutaj jestem - w domu nad jeziorem płynie Family Time. I chociaż dzisiaj pada deszcz, to moje oczy cieszą się widokiem przeźroczystej wody, a usta kosztują pigwową nalewkę od Romka. Wczoraj po-imprezowaliśmy nocą księżycową. Na stole były śliwki, ciastka Merry Christmas, ptasie mleczko o smaku jagodowego szejka, kieliszki do wódki, kanapka z cienko pokrojoną szynką, suchary o smaku kawioru i kawa. 

By Chaos. Nie ma co ;)

niedziela, 18 sierpnia 2024

ciepło, gorąco, niedziela

Cisza. 

Mam wrażenie, że miasto opustoszało (chociaż tu zawsze było spokojnie i były ptaki). Przyglądam się kolorowym wiatrakom w doniczkach na dachu, obejmuję oczami pastelowe żarówki i latarnie, pudrowe róże na firankach. Czy coś się zmieniło? 

Kawa w filiżance ostygła, ale wciąż celebruję jej smak i dotyk. Kupiłam czarną lamp(k)ę nocną i ustawiłam w salonie. Złamałam biel i dobrze mi z tym. Nie wszystko musi być jasne i proste. Ważne, aby dawało ciepło. Czy mrok może dawać ciepło? A może Twoje oczy, które na mnie patrzą? Tak - czuję, że dają mi ciepło. 

Jesteś CIEPŁEM, którego się boję. Bo mam lęki chore i niepoukładane wciąż naczynia potłuczone (w głowie). 



Glimpse...

sobota, 17 sierpnia 2024

Mono

Słucham Mono i przychodzą wszyscy do jednego ogrodu... Jedni martwi, inni półżywi. Witają się ze mną, wymieniamy uśmiechy... W mojej głowie wszystko się dzisiaj dzieje i to, co z nieba i piekło. Gorące lato całuje skórę. Słońce świeci nam w oczy. Rozpoznajemy się na ścieżkach tęsknoty i rozpaczy i na łące ze snu. To nie jest koniec świata, to tylko piosenka i ptaki (różowe?), to tylko moje kolejne wcielenie (nie wiem, kim jestem?) Nie poznajesz mnie wśród tłumu urojeń? Popatrz, proszę, w moje oczy. Byliśmy nago, jak te łzy, które toczą się w dół aż do kostek. Tęsknota ma zapach sierpniowego słońca (Chyba dziś jestem NIĄ naćpana). Nie rozumiem, dlaczego wciąż przychodzi o tej samej porze roku. Tak samo mnie całuje, tak samo zakłada nogę na nogę:

"Już nie pójdziecie w tamtą dal, tamtych huśtawek już nie ma. Pamiętaj, wszystko zmienia się tak szybko... dzień po dniu stają się nowe: kałuże i lasy. Droga zarasta chwastem. Ktoś odchodzi, inny umiera". 

Co należy zrobić, aby zdążyć? Zdą-żyć? Na pociąg (nie pod pociąg jak On). Na życie. No, co? 

"Michał się zabił." - To COŚ we mnie krzyczy. Duszę się, kiedy to słyszę. Staję się niewolnikiem czyjejś śmierci. Uwolnij mnie od drżących myśli i przekonań. Chcę wierzyć, że jesteśmy tu PO COŚ. Że istnieje COŚ POZA. Chcę mieć pewność, że jeszcze nie umieramy. Że życie toczy się jak magiczny księżyc, nie jak rzucony w pustkę kamień. Oszalałam dziś. I CHCĘ CIĘ POCAŁOWAĆ jeszcze raz...

wiersz kryzysowy

Moje życie ma jasne warkocze. 

Twoja porażka życiowa równa się 

przeprowadzka do rodziców, wózek na raty, dług wobec Boga, 

puste miejsce po kimś, kto mógłby być. 

Milczące dziecko na niebie. 

 

Dziś jesteś jak nieobecność, 

której nie chcę przemieniać ani w wodę, ani w wino. 

Bez orzekania o winie odbył się tamten sąd. 

Sądzę... 

że to było najlepsze, co mogło mi się przydarzyć. 

Przeobrazić się w Siebie i słowem w ciało, żeby być

na serio.

 

Na mnie wciąż czeka przyszłość i miękki dotyk, 

Na Ciebie już nic, bo przecież "wszystko" 

było w zasięgu Twojego wzroku. 

I rąk, z których wypadło Ci "wszystko". 

 

Szybko przyszedł do Ciebie ten, 

który o nic nie pyta 

- Kryzys (wieku średniego i konta). 

 

Łódź Cię przerosła. 

Złudzeniem.

poniedziałek, 12 sierpnia 2024

niedziela, 11 sierpnia 2024

W pracy ;)

Ludzie żyją dla pracy czy dla czasu wolnego? Żyją dla kogoś czy dla siebie? A może pracują, aby zarobić na czas wolny? Czy w czasie wolnym myślą o pracy? Jaki jest sens pracy, jeśli nie lubi się wykonywanej pracy i dlaczego ludzie wykonują prace, których nie lubią, które wyciągają z nich soki (trawienne i inne soki)? Co w ich życiach ma sens? Droga do pracy czy powrót do domu z pracy? Szybkie odsypianie roboty, która stanowi jedynie mechaniczne zaspokajanie potrzeb? Bo trzeba kupić gacie i nosić pod spodniami, bo trzeba coś jeść, umyć się czymś, dokarmiać nałogi, zapłacić rachunki (choć niektórzy nie płacą, bo rodzice za nich płacą, bo np. mieszkają z rodzicami). Na dziwadła mnie dziś wzięło. Czasem mnie bierze, ale ja nie biorę. 

A pomijając pracę... Piękne spotkanie dziś miałam w knajpie z dziewczętami... Tematy lały się jak rzeka (mrożonych kaw). Warto było pokonać migrenę i przyjechać 😀

noMigren

Każdy ma swój 

pamiętnik.

Swój bałagan

w głowie. 

sobota, 10 sierpnia 2024

Rozlewa się sierpień po ogródkach

Leją się kawy. To już kolejna latte przy sobocie. Tym razem kokosowa. Tutaj jest duży wybór, posiadam wszystkie (nie)spotykane smaki. Leją się kawy do filiżanek i do długich szklanek w kształcie trójkątów z podstawkami. Do złotych, granatowych, niebieskich i bordowych... Dużo Gości pije dziś kawę...

W knajpie pojawiły się też nowe czajniki z filiżankami w malowane kwiaty (vintage). Dawno temu moja babcia miała taki pastelowy w różowe róże. Są też koce, kiedy chłód, wielobarwne. I gitarowe łyżeczki, bo muzyka. 
Wszystko pasuje. Układa się jak elegancka koszula. Wszystko gra. Spoglądam kątem ok(n)a. Ogródek się śmieje... Sierpień miarowo oddycha. 

Mam dużo czasu, aby poukładać kolejne marzenia. 

[...] 
Lubię ten spokój swojej głowy. Ten delikatny dotyk ciepła. Nikt mnie nie wkurwia, niczego nie wymagam. Nie muszę stawać na rękach ani fikać. Wystarczy, że jestem i odczuwam tę dobroć świata, który dla mnie, który mi daje(sz). 

czwartek, 8 sierpnia 2024

nieświęty niepokój

Niepokoją mnie piosenki, które słyszę z okna, stare przeglądarki i kurz, kilka ciasnych schowków, w których nic nie może odpocząć, bo ciągle pilnuje czasu, którego już nie ma. Jak można być takim niecierpliwym i absurdalnym (może naiwnym trochę głupim albo-albo). Jak można tak odstawać od reszty (ludzi i przedmiotów)? 

Niepokoją mnie głosy, które uderzają o moją głowę albo tańczą w środku. Próbują nawoływać "nieświęty niepokój". Nie wskazują stron świata. "Nie bój się, to przejdzie i wszystko będzie dobrze. Deszcz opada na plecy i tylko w jedną stronę", ale ja w to nie wierzę, bo życie pędzi jak pociąg, a pociąg może się cofać i stawać na głowie (na rękach). Ma różne twarze jak człowiek. 

Lecz Ciebie
tutaj nie ma.

niedziela, 28 lipca 2024

(nie)namacalność

Czasami takie migawki

wprawiają nas w osłupienie. 

Był sobie taki wiersz Grochowiaka: 

Powołał go Pan.

Na słup, 

Na słupie miał dom 

i grób. 

Święty Szymon Słupnik. Nie wiem, dlaczego właśnie teraz przyszedł do mojej głowy. Może przez o-SŁUPienie Czasem coś sprawia, jakiś kształt, dziwne drżenie liści w parku, śpiew wiatru, że coś przychodzi do głowy i tłucze się w niej jak ptak w klatce. Może to jakaś emocja, która zapisana dawno temu na jeden błysk znów staje się widzialna? A może to po prostu tkliwość? Kto ma w zwyczaju rozpamiętywanie, ten żyje z fleszem w oczach. Wędruje ścieżką i widzi przeszłość. Przeszywa go las i wraca do domu, który już nie istnieje, w miejsca, które przykryte grubą warstwą kurzu, zdawały się być odległe, chociaż to nieprawda. Bo przecież BLISKOŚĆ to może być DALEKOŚĆ. A to co DALEKOŚCIĄ nazwane, może być tak blisko - mimo kilometrów dróg i myśli w człowieku. 

NAMACALNOŚĆ. To kolejne słowo, które sprawia, że wszystko drży. 


Dzisiaj mogę być w twojej głowie namacalna, 

dzisiaj mogę zaistnieć jak słowo, które wypowiadasz. 

Jestem SŁOWEM z Twoich ust. 


Kawa też jest namacalna, bo dotyka twoich i moich ust. 

I nawet jeśli nie istnieje naprawdę, to możemy

dotykać jej w myślach. 


I siebie.


Dotykasz mnie myślą? Czy powietrze jest NAMACALNE czy NIE? 

Można dotknąć snu?  

wtorek, 23 lipca 2024

wyrwane ze snu

Czasem takie migawki sprawiają, 
że budzą się (ze snu) wspomnienia. 

Wychodzisz. Twoja twarz
ma już pięćdziesiąt lat. Nie jest porośnięta majem tylko jesienią. Twoje włosy wciąż zdają się być jasne, oczy szare pełne niepokoju, ręce w nerwicach niosą papierosy.

Patrzę, ale mam tylko chwilę, która zaraz zniknie. Bo drzwi się otwierają i zamykają tak szybko. Bo tak szybko ulatuje ciepło i chłodne powietrze dotyka ramion. 

Wydaje mi się, że dostrzegam pomiędzy nami upływ czasu. Linie rzek pod twoimi oczami, pod moimi wciąż brokat, który opada z powiek.

Ile to minęło lat, godzin? Nie mogę policzyć. A może wcale nie chcę. Za bardzo się boję takich rachunków sumienia. 

poniedziałek, 22 lipca 2024

asy w rękawach

Albo jestem nad jeziorem, albo w kawiarni (chcemy poszerzyć ofertę o mini deserki różnego kalibru, oczywiście własnej roboty), to znaczy w knajpie. Spaceruję, jeżdżę, delektuję się, wypełniam czas - czas mnie wypełnia tym wszystkim, co zaczarowane. Ostatnie weekendy to same imprezy: partytime zaczął się od urodzin Roberta, w między i czasie AudioRiver, imprezka z Blanką (która zabrała kota) i Brunkiem, chrzciny. W PLANIE również kolorowo: Kraków przyjeżdża z wizytą i zarezerwowali dwa box-y. Do tego będzie jakieś 30-40 osób "dochodzących". A na dokładkę Urodziny Łodzi. 

Jestem zakochana. W tym kawiarnianym świecie, w ogródku, który wciąż upiększam, w degustacjach. Lubię też snuć się tak slowly pomiędzy miastami, odkrywać nowe miejsca, smakować. Ten czas staje się wtedy taki inny, taki bardziej magiczny. Wciąż zawieszam oczy na lokalach. W głowie była Poetycka, ale może DREAM? Czas odkryje karty. 

środa, 17 lipca 2024

Plaża

Kości stóp wyglądają zabawnie. Różowe flamingi lepiej niż powiększone usta lejdi. Lody się kręcą, mężczyźni prężą. Kaczki-dziwaczki mają koło ratunkowe z tygrysem. 

Dziecko z zachwytem wlewa wodę z wiaderka do fosy. Zamek za chwilę runie, ale jeszcze chwilę popatrzmy. Bo miło tak patrzeć, kiedy ktoś buduje świat bez komórek. Bo miło jest tak czasem poleżeć na piasku. Wszystko, co złe, odsunąć, odepchnąć, zakryć. Bez żadnych dram uciec gdzieś tam, gdzie słońce przytula twarz. 

czwartek, 11 lipca 2024

Blue power

Ukryta w klimatyzacji przysłuchuję się życiu. Na środku sali stoi niebieski wózek, tak samo niebieski jak parasolka, którą mijałam dziś po drodze, jadąc do sklepu. Dziecko kwili. Wydaje z siebie nieziemskie odgłosy. Jest bardzo niesforne. Wali małymi, pulchnymi łapkami w stolik. Ja mam bardzo duże oczy (jak Wilk w Czerwonym Kapturku, chociaż nie zamierzam nikogo zjeść). Dziecko przyssało się teraz do smoka i aktualnie słychać tylko ciucianie. Kiedy byłam małą dziewczynką, bardzo lubiłam mleko z butli. Mega mi pasował taki posiłek. Może powinnam kupić sobie butelkę w dinozaury i spróbować? Widziałam taką ostatnio, spodobała mi się. Czasem duży człowiek ma ochotę zrobić dużo dziwnych rzeczy. I niekoniecznie muszą to być wielkie biznesy. Czasem wystarczyłby Smok. Ale wróćmy do małego bąka, który wciąż koncentruje swoją uwagę na butelce. Chyba smakuje mu ta kasza (czy coś tam) bo zawzięcie łyka. 

Moje spojrzenie znów obejmuje niebieski wózek i zaraz do głowy przychodzi ta straszna historia z niebieskimi sandałkami. Wszystko dziś staje się jakieś niebieskie, zlewa się w wielką masę BLUE. Dziecko ma kaszel. Siedzą wszyscy centralnie pod klimą, mimo że kobieta dawała kilka razy facetowi do zrozumienia, że będzie jej zimno, a małemu zmarzną paluszki. W ogóle nie słuchał tego, co mówi. Bawił się swoim czarnym telefonem i rozważał opcję wyjazdu na wakacje. Z kimś pisał. Kobieta próbowała przykrywać maluchowi pulchne nóżki, bo nawiew faktycznie daje dziś mocno na sali, ale dziecko ewidentnie nie chciało kocyka. Wierzgało jak zwierzątko i trzepało się. Mężczyzna nic sobie z tego nie robił, choć kobieta poprosiła go, aby przespacerował się z synkiem albo wziął go na ręce. "No weź go! Nie dasz nam zjeść, co?". Hm... A czy to czasem nie jest mocno okay, że dziecko się wierci, że wymachuje łapkami, zaciska paluszki? W ten sposób garnie się do świata, chce poznawać miejsca i uczestniczyć w zdarzeniach. 

Rodzice aktualnie milczą. Dziecko w dalszym ciągu jest "zatkane smokiem". Mogłaby z tego powstać jakaś książka. 

niedziela, 23 czerwca 2024

szum, szelest, dobry wieczór

Cały wczorajszy dzień przebalowałam na zakupach, ale to, jakie koszule wynalazłam, to szaleństwo :D - ogień, róże, wiersze i tygrysy - było warto, a potem były szejki z Tobą o smaku masła orzechowego w wersji S na kolorowych sofach. Głowa, kiedy delektuje się smakiem, zapachem, dotykiem jest szczęśliwa i chyba o to w tym wszystkim chodzi - o szczęście. O korzystanie z życia i spędzanie czasu w taki sposób, w jaki się lubi. Te wszystkie bale i seriale, koniki na biegunach, huśtawki w parkach, ławki zbierane od czasu do czasu i serca. To sprawia, że świat wciąż tańczy w czyichś (moich i Twoich oczach). 

W knajpie też piękny czas. Ogródek rozkwita. Mamy trzecią parasolkę. Zajrzałam na chwilę przed 18, aby dojrzeć pudrowe róże, przywitać się, wypić kawę i tak mnie Marta ujęła, bo w tym wielkim nawale pracy, pomiędzy lemoniadami a mrożoną herbatą dla gości, zrobiła specjalnie dla mnie wiórki czekoladowe do latte. Siedziałam tak potem z tą kawą i gapiłam się na gości. Mega mili Państwo z środkowego stolika byli zachwyceni moją twórczością i kalendarzem Chaosu. Dostałam też mnóstwo ciepłych wiadomości od Fanów odnośnie książki Chaos i różowe ptaki. 

Lubię tę rozpierduchę pełną motylich skrzydeł i różowych ptaków. Tworzą dobry szum, szelest. Są jak pocałunki, których przeznaczeniem jest się odnaleźć. 

Kończę, bo mam jeszcze stosik książek do podpisania. Niech znów lecą w świat... 

przy kawie mam czas

Łączą was te same urojenia. 

piątek, 21 czerwca 2024

tak niespodziewanie

Może kiedyś, nieoczekiwanie, spotkamy się przypadkiem i nic się nie stanie, i nic z tego nie wyniknie, jakby się wydawać teraz miało, że mógłby nastąpić koniec świata albo jego początek, rzeka mogłaby zmienić bieg w stronę światła, światło mogłoby stać się brokatem, brokat szaleństwem, szaleństwo mną i tobą. 

Może kiedyś, tak niespodziewanie, wypijemy kawę albo dwie, albo trzy. I popatrzymy sobie w oczy, i nie wybuchnie żaden księżyc ponad naszymi głowami, nie pęknie ziemia. A noce nasze jasne będę od tego, co przyniosą ręce i jaką prawdę opowiesz mi o sobie.

czwartek, 13 czerwca 2024

pachnie czerwcem chociaż zanosi się na d(r)eszcz

Po trzech dniach bujania się po knajpach, przyszedł czas na naleśniki w mojej. Przyjechałam na obiad do Filmowej, aby poluzować styki i pocelebrować Akademię Pana Kleksa z truskawkami. Poza tym ogarnęły mnie tęsknoty-ciągoty, bo dawno mnie tutaj nie było. Na moim miejscu przy ostatniej sofie, przy moim oknie... Miałam do załatwienia wiele spraw związanych z bankami, dalszym ciągiem zeznań i logistyką. Patrząc na to z boku, to cieszę się, że mogłam pozwolić sobie na dłuższą nieobecność, bo wiem, że moi fantastyczni ludzie, zajmą się wszystkim tak, jak potrzeba. A wczoraj dostałam nagranie - knajpa pełna (w środku czerwcowego tygodnia) - widok kojący duszę.

Po akcji z atakiem hakerskim wciąż dochodzę do siebie, ale wiele spraw udało mi się już wyprostować. Nawiązanie współpracy z Moniką z Holandii, Aga, która jest świetna w sprawach serwisowo-technicznych - to wszystko sprawiło, że udało się uratować mój Fanpage, liczący 178 tysięcy Fanów. Wciąż walczymy od odzyskanie prywatnego konta na fb. Do banku natomiast została złożona reklamacja celem odzyskania wyprowadzonych środków. Z Policją jestem w stałym kontakcie. Jest też pomysł na NOWE. 

Ta sytuacja nauczyła mnie wiele, zarówno w zakresie własnego bezpieczeństwa jak i człowieka. Pokazała mi, kto jest kim. Odsłoniła kilka mocno ukrytych prawd. Poznałam ludzi, którzy całym sercem zaangażowali się w mój dramat. Poznałam też siebie od tej innej, mocnej strony. 

Teraz czuję zapach ulubionej latte. W ustach smak truskawek i czereśni. Wszystko pachnie czerwcem.

poniedziałek, 3 czerwca 2024

Przyszło... ść

Dobre uczynki 
mają swoje echo
(...)

tak samo jak historia z krzesłem ma swoją dalszą część. Bo dobro wraca (ze zdwojoną siłą) i dziś w to wierzę jeszcze mocniej niż dotychczas. 
Pani Czesia przyniosła mi dziś kawę i ptasie mleczko w gorzkiej czekoladzie od Wedla. Jak słodko - uwielbiam gorzką.:) Niesamowicie mnie zaskoczyła, a ja? Zaprosiłam ją na herbatkę. Kiedy będą winogrona obiecała, że podrzuci z działki. Lubię takie magiczne Stories. Takie przez wielkie eS, kiedy czujesz, że robisz coś od siebie, bo masz wielkie Serce (też przez wielkie, magiczne eS). 

O 11 rano były dzieci, cała V klasa Rafała z Bałut. Mega sympatyczne dzieciaki. Zajęły cały ogródek i nowe meble były w użyciu, a ja to uwielbiam - używanie mebli przez moich Gości. Dzieci przyjechały do Filmowej na 2 godziny z okazji Dnia Dziecka. Jadły naleśniki, piły herbatki, lemoniady, napoje, wcinały lody na kulki (gałki, jak kto woli) w wafelku. Mamy wafle - wow. Rozwijamy się. To kolejny krok. Gdzieś tam za głową (albo po) łazi mi coś wyjątkowego i tupie. Talerze? - Kompletuję. Pudrowy róż, na który mam ostrą fazę, śmietanka i szaro-zielone oczy. Po odwiedzinach piątej klasy zwinęłam się na spacer i zakupy. Pojeździłam trochę po sklepach. Załatwiłam to, co konieczne, a i wiele innych spraw zupełnie z niczym niezwiązanych. Wróciłam niedawno na kawę i makaron z truskawkami, a przywiozłam takie duże, słodkie i świeże od Pani spod Czerwonej Parasolki. Teraz złapałam laptop i stukam sobie. Zerkam na ogródek - to mój fetysz. ;) Patrzę, czy słoneczniki rosną. I chyba trochę tak. Szymon oszalał i przyniósł 25 sadzonek słonecznika. Niesamowity podarunek dla knajpy. Zaskoczył całą ekipę! Sadziliśmy je wspólnie już po godzinach. Podobno mogą wystrzelić na ponad 2 metry. A właśnie, teraz mam dodatkowo taką Martę na przyuczeniu i musi być jeszcze test na kowboja (Sylwia zdała xD). A ja wciąż nie odpuszczam myśli o kolejnym miejscu. Jak mi się któraś z dziewczyn nauczy  gotować (Anastazja już raz zakręciła naleśnika i był nawet spox), to spełnię swoje założenia. Albo i jeszcze więcej marzeń/założeń, bo za lokalem cały czas się rozglądam. 

Ostatni łyk kawy i zbieram się do perfumerii. Muszę ogarnąć mojego ulubionego Toma Forda. 

PS
Przyszło... ść. 
Nadchodzi. Ja ciągle COŚ kombinuję.
;)

niedziela, 2 czerwca 2024

Dobry uczynek i Róże

Taka sytuacja: kiedy dajesz starszej Pani krzesło w prezencie na działkę, a Pani ma łzy w oczach z radości i przynosi Ci róże. 🩷 #dobromasiłę #dobrowraca


czwartek, 30 maja 2024

wish

Tak blisko, jak to tylko możliwe.
Tam, gdzie kwitną 
my(śli)
Na zielonej poręczy.
Na każde życzenie. 

Kończy się maj, ale to piękny czas

Nadeszło nowe, 

a ze starego powstanie 

zaskakujące.

Nie lubię wyrzucać: rzeczy, zdarzeń, ludzi - do kosza. Dobrze, że czasem przychodzi taki moment, że coś chce się samo wyrzucić. Ułatwia to sprawę. Nie trzeba się namęczyć, naszarpać, nagimnastykować. Było, nie ma i hej. 

Do moich starych mebli ogrodowych miałam zdecydowanie lepsze podejście niż do pewnych ludzi, którzy rozsiewali w moim życiu negatywną energię. Mebli było mi żal, że znikną z mojego życia i zostaną posiekane na deski. Postanowiłam więc dać im drugie życie. Wrzuciłam ogłoszenie i... został mi już tylko jeden komplet. Te, które już poszły w świat, dalej będą służyć. Może ktoś strzeli sobie inny kolor na dechach np. pudrowy róż ;) Mam fazę na róż, dlatego kwiaty w nowym, kawiarnianym ogródku są różowe. Pojechałam na Brusa tego samego dnia, kiedy przyjechały meble. Na specjalne zamówienie mebelki robił mi koleś z Krosna - świetne wykonanie. Miały być masywne, z olchy na prawie 4 cm. i białe. Do tego nóżki wymarzyłam sobie królewsko-wiedeńskie - przypominać miały podstawy starych maszyn do szycia (do życia). To był mój totalnie biały impuls... Zainwestować, zrobić piękny garden party. Dla ludzi, dla siebie. Nie interesowały mnie klasyczne ławy brązowe ani stoły z plastiku. Nie chciałam też standardowych mebli ogrodowych od piwa, a mogłam takie dostać w zamian za ilość sprzedanych butelek i beczek. Ja się najarałam na opcję nieszablonową. Bo taka już jestem - nieszablonowa i nieprzewidywalna. Poza tym nie lubię związywać się umowami, wchodzić w schemat, posiadać tego samego, co ktoś. Ja muszę posiadać "swoje". To wymarzone, jedyne, niepowtarzalne. 

Kiedy zobaczyłam je pierwszy raz, po 7 rano w poniedziałek, powiedziałam pod nosem: o, kurwa, wow. I są takie właśnie, są WOW. Wieczorem w pon. przyszedł Szymon i siedzieliśmy sobie we czwórkę przy stoliku na zewnątrz. Taka inauguracja. Przed 21 pojawili się goście, i następni goście, i jeszcze goście. I zapełnił się cały NOWY ogródek. Ludźmi, ich duszami, smakiem, winem, płomykami świec. Do domu wróciłam po 24. To piękny czas. 

niedziela, 26 maja 2024

Coś

W pół dnia zrobiliśmy kosmiczny utarg. Dobrze, że nie wybrałam się na spacerek, bo szybko musiałabym wrócić do ekipy (wczoraj za to byłam na dwóch). Ale takie właśnie było założenie - Dzień Mamy - więc niech każda Mama poczuje się cudownie, ugoszczona i zaopiekowana smakiem, który rozkłada na łopatki w mojej knajpie. Gabriel naprawdę wymiata w tym, co robi, no i przeurocze jest to, że ciągle chce się rozwijać w materii gastro. Posiadanie pasji to naprawdę coś pięknego. To ukojenie, kiedy mrok, szansa - gdy rozpierducha, burza i huragan, to duma i miłość. Jeśli robi się coś, co się kocha, to wtedy wszystko ma SENS. 

Dzisiaj napisałam kredą w restauracyjnym ogródku: 

Spróbuj uwierzyć 
w najpiękniejsze sny,
a się spełnią.
~chaos

Pojawiły się też inne teksty: 

MAMA
- (nie)zwyczajna,
nadzwyczajna,
wyjątkowa,
wieczna.

i:

Nakręcaj
My
Miłość.

Teraz piję delikatną kawę z pianką, to ten rodzaj luki, który jest potrzebny. Pomiędzy fazą I a II.
Patrzę na ogródek. Znów zapełnia się ludźmi. Zapisuję ten obraz w pamięci. Myślę, że jeszcze wiele razy do niego wrócę, do swojej głowy, by przypominać sobie początki. Wiem jednak, że kiedy przepływamy przez życie, to nie możemy stać w miejscu. Coś musi się zmieniać, poruszać, choćby to były małe, niewyraźne kroki, drżenie skrzydeł motyla, prawie niezauważalna rosa na płatkach róż. Trzeba dokonywać przemian, bo nie zawsze wszystko można naprawić. Zgoda na przekształcanie, ulepszanie, metamorfozę - to coś, co jest konieczne, aby mogło być COŚ (innego).

Z tym "COŚ" łączy się to, że jutro muszę wstać o 7.00. Aaaa! xD Przecież to chora pora ;) - zupełnie nie w moim stylu. Popłakałabym się, jakbym musiała codziennie rano zapier*alać do roboty na ósmą. Wszyscy byśmy się tutaj popłakali. Jesteśmy typowymi sowami. Ja kocham noce, a poranki zaczynam od 10 :) Jutrzejsza pobudka łączy się jednak z czymś pięknym, z czymś, na co czekam, co poczyniłam impulsem i co sprawi, że będę jeszcze bardziej szczęśliwa. 

Może to trochę Grecja, a trochę ogród, trochę niebo, a trochę sen(s), trochę Ty i trochę Ja... 
Może to słodkie obłoki? 

Stanie się COŚ. To pewne. 

czwartek, 23 maja 2024

śniło mi się, że

Śniło mi się, że... 

Siedzę pod sklepem na parapecie, który ciągnie się wzdłuż dużych okien. Do góry biegnie czteropiętrowy blok. Spoglądam w niebo, ale szybko opuszczam wzrok i nagle zauważam ciebie. Jestem w szoku, bo ty też w nim jesteś, kiedy na ciebie patrzę. Podnosisz rękę, w której trzymasz białą kopertę. Idziesz z nią w moją stronę. Podajesz mi ją. Patrzę głupkowato i nie wiem, co mam powiedzieć. Ty wciąż palisz te zasrane papierosy, bo wyciągasz z kieszeni paczkę. Nie częstujesz mnie, bo wiesz, że tego nie znoszę. Dym podkręca strach. W twoich oczach jest pustka, w moich - chyba diabeł, bo chcę już stąd iść. Źle mi jest w twoim towarzystwie, duszę się. Próbujesz opowiadać mi o swoim życiu (jak nigdy, bo zawsze był to temat tabu). Słucham i myślę, jak wymiksować się z tej schizy. Nie chcę tej białej koperty ani twoich opowieści, bo czuję, że kłamiesz. Wstaję i otwieram drzwi do klatki, chcę jak najszybciej opuścić to miejsce i ciebie. W głowie wciąż pływają obrazy jak zniekształcony płód. Brzydka woń oblepia cały sen. Wbiegam schodami na czwarte piętro, a ty wciąż tam siedzisz niczym mały, wątły kurczak, znowu udajesz - robisz z siebie ofiarę, a ja patrzę w dół i przypominam sobie, jaką byłaś kurwą. 

***

Otwieram oczy. 

Wstaję.

Maluję paznokcie na różowo.

środa, 22 maja 2024

biała rewolucja

To już trzecia kontrola u lekarza. Rana się goi, jednak w żadnym razie nie mogę jej wystawiać na słońce ani moczyć w basenach. W dalszym ciągu muszę stosować Pudroderm i zmieniać opatrunki. Straszliwie długo się to ciągnie, a mój brak cierpliwości nie ułatwia. Przeczuwałam, że przez to diabliwo Grecja będzie musiała poczekać. Czy mi żal? Z początku może trochę było, kiedy lekarz powiedział, że leczenie będzie długie, do 6 tygodni, a nawet 2 miesięcy. Już wtedy wiedziałam, że nie będę miała wpływu na niektóre zdarzenia. Zachowałam jednak spokój, bo przecież zdrowie najważniejsze i otworzyłam magiczne pudełko z wyobraźnią jeszcze większą niż. Bo skoro ja nie mogę jechać teraz do Grecji, to postanowiłam, że Grecja przyjedzie do mnie. I już nie mogę się doczekać tego szaleństwa. To będzie prawdziwa biała rewolucja. 

sobota, 18 maja 2024

Prawdziwe przyjaciółki

Dlaczego uśmiechała się do ludzi, 
których wolałaby uderzyć?
~ S.E.Lynes / Prawdziwe przyjaciółki  

Wczoraj skończyłam czytać. A kawiarnia wciąż była wypełniona zapachem świeżo palonej kawy. 

wtorek, 7 maja 2024

wiadomość

Poczuj ciepło 💗 niech mrok odsłoni światło. Spróbuj zmrużyć oczy... A przybliży się do Ciebie... 🤍🤍🤍

poniedziałek, 6 maja 2024

Pół.

Kiedy wracasz z kliniki 
i piszesz wiersz... 

I choć patrzysz już w inną stronę,  
i choć wiem, że odchodzisz, 
szukam ust, 
które krzykną zostań
ręki, która zawróci, 
chociaż wiem, 
że biegu rzeki nie można odmienić. 

Jestem chora 
na pół serca. 
Po prawej stronie 
układam ten ból. 
Dotyka piersi, 
pod sutkiem 
zamienia się w palącą ranę. 

Bo wszystko zaczyna się w głowie,
zaczyna się w głowie 
nawet to.

niedziela, 5 maja 2024

porozmawiam z bzami za chwilę

Majówka i grillówka w knajpie, falowanie z motylami, jeden wielki plac zabaw, mnóstwo znajomych, którzy przewijali się przez ten czas, delikatny zapach białego i fioletowego bzu wirujący w powietrzu, podczas spaceru aleją osiedla, posiadówki przy antykomarowej świecy późnym wieczorem z Szymonem i jego ekipą (w sumie już wspólną ekipą), Zakochana i Zielona Wiosna (nasze nowe koktajle), nocne wycieczki do Makro, bo czegoś zabrakło, hektolitry lemoniady, bitej śmietany i truskawek, osoby zachwycone moimi książkami, cudowne i sympatyczne dziewczyny: Ania z Wielunia, Justyna, Pola i Zoja, Pani z pierwszej loży, która się zabujała w Chaosie i różowych ptakach, drzwi od lodówki, które wypadły (bo przyszedł Michałek, który zmarł 24 marca i zaakcentował swoją obecność), oczyszczająca rozmowa z A.Mi i Mamą Michała, latte z grubymi wiórkami, nowe trampki Docker's by Gerli, mega wygodne i awangardowe - to wszystko emocjalny rollercoaster, który sprawił, że jeszcze bardziej mi się chce :D 

Rodzice zwiedzają Sewillę. Ja za chwilę pójdę na spacer na tężnie. Lubię to miejsce, uspokaja mnie. Często wymykam się z knajpki i spaceruję. Albo siedzę na ławce przy tężniach, wpatruję się w słońce. Słońce wpatruje się we mnie. Łapię tę wiosnę w ramiona i w płuca. Chcę się nią upajać. Łykać ją zachłannie. Rozmawiać z bzami po drodze. 

Jest wiosna. Trzeba czuć.

wtorek, 30 kwietnia 2024

falowanie z motylem

Cała ekipa (włącznie ze mną) jest głęboko nawiedzona xD Wszyscy nie możemy doczekać się Majówki. :D Rozprawiamy o tym, jakby miał to być wypad na Malediwy. A jeszcze nam wchodzi nowa oferta - Grillówka ;) i wioska Smerfów, nowe koktajle. Mogłabym zostać w domu i wylegiwać się na sofie, ale ja uwielbiam tutaj przyjeżdżać, obserwować Gości, chłonąć tę przestrzeń na maksa. To piękne - kochać to, co się robi w życiu, kochać swoją pracę, nie mieć nacisku na: muszę czy trzeba, ale czuć - że się całym sercem CHCE

A dziś - przyleciały różowe ptaki - jestem podekscytowana wydaniem tej książki. Rozpływam się w obłokach ze słów. 

W weekend wpadł do knajpy Szymek z Jaro, pogadaliśmy. Miał urodziny. Jowita pytała o knajpę - studiowałam z nią. Chcą się wybrać w większym gronie. Pod wieczór zajrzał też Adam z Młodym. Przyszli spacerkiem odebrać Sylwię z pracy. Zjedli w Filmowej, tym razem na słodko :) A ja dziś też - na słodko. Rano pankejk z borówką i Nutellą. Pycha. Teraz biała czekolada. Powinnam zapisać się na siłownię ;) heh ale muszę oszczędzać kręgosłup (niemoralny) ;) 

Mam dziś wyśmienity humor i jak tak obserwuję wszystkich, to widzę, że to się udziela. Ten humor, ta energia. 

Dobra energia przyciąga dobrą energię.

Wczoraj z Inez leżałyśmy na kocu, a w górze ogrodu falowały motyle. To było fascynujące doświadczanie wiosny na działce. I pomyśleć, że działkę kupiłam 3 lata temu - w Majówkę. Rocznica goni rocznicę. Knajpę mam już dwa lata. 

Czas - trzeba wykorzystywać w pełni. :)

poniedziałek, 29 kwietnia 2024

środa, 24 kwietnia 2024

kolorowe klocki

Odhaczam kolejno sprawy /ubezpieczenia, dokumenty, badania w MP., prąd - mrożenie, farbę itp./ 
Nakręcam kosmyki włosów na palce. Piję kawę w knajpie. Aga robi Pyszne, Sylwia ogarnia kolorowe klocki po dzieciakach. Wiosna płynie (...). Uśmiecham się do słońca. 

Powinnam niedługo pojechać po owoce, ale jest tak uroczo, że jeszcze chłonę tę chwilę. Może wystawię na moment leżak na ogródek, aby jeszcze mocniej poczuć to wiosenne powietrze? Może podleję bratki? Może to, może tamto. Może(sz) wszystko. 

niedziela, 21 kwietnia 2024

za wcześnie, za późno, nijak

Nie wiem, od czego zacząć, bo nie istnieje początek. Istnieje ta chwila, tutaj przy dużym oknie mojej knajpy. Z książką ob(ł)ok. Mrużę oczy i zastanawiam się, jak to by było (...) Gdybanie - najgroźniejsze, co może zrobić twoja głowa. Gdy-bać. Wymyślać scenariusze. Boisz się duchów? Nie chciałam dzisiaj pisać o duchach, chociaż pojawiają się w snach i Ty się pojawiasz, aby rozliczyć stare grzechy, a przecież to nie ma już sensu. Było- o-minęło. Nikt już niczego nie chce, niczego nie oczekuje. W tym roku bzy zakwitły o miesiąc za wcześnie. 

Masz tak czasem, że myślisz: za wcześnie, za późno, nie ten moment? Ja mam. Wiele razy zastanawiałam się nad tym, dlaczego? Coś, ktoś. Efekt motyla prześladuje mnie od tamtej książki. Od Zapachu świeżych Trocin - Czykierdy-Grabowskiej. Widzę tamten pustostan, czwarte piętro i skrzydła rozłożone w locie. Szkoda, że tak to się skończyło, ale myślę, że tak jak moja Kasandra, Ona musiała poczuć falowanie w głowie i ten głos, który ją poprowadził. Pisanie to czasem niebo, a czasem piekło. Bo nie masz panowania nad drogą, którą wybiera bohater, bo On w palcach ożywa i plastyczny się staje, unosi się ponad wszystko. 

Jest mi zimno. Wypiłam herbatę z cytrusami. Przytulam różowe ptaki. W nich mieści się tyle ciepła.

piątek, 19 kwietnia 2024

wiosna bez

Nie usłyszysz znów, 
że ktoś czeka, albo że polecimy 
na Księżyc wydaje się teraz 
nieprawdopodobnie daleko. 
Dalej niż za górami, za lasami

Trzeba więc nauczyć się latać,
aby nie kupować biletów o zabójczej porze,
aby nie topić w jeziorze
łez i samolotów.

Wydawało ci się, że świat 
jest na wyciągnięcie ręki, walizki,
wydawało mi się, że wszystko
można załatwić na piękne oczy

Wydawało mi się, że dzień zaczyna się
od słowa: różowe

A tu kwitnie wiosna.
Bez.

środa, 17 kwietnia 2024

bez na powiekach

 Twoich kroków już nie ma,

a mi wciąż się to śni.


Ciepłe czy zimne? 

Czy zostaje w nas tylko to, co łagodne, a może paranoja i strach? Nie znasz dokładnie drogi, którą będą podążały dni twoje i noce twoje, ale ta droga zna ciebie. Ona już szykuje się na spotkanie z twoimi krokami. Wie, że będą ją obejmować twoje oczy. Nie znasz już mnie, bo składam się z tych wszystkich listów nieprzeczytanych, słońc niezapalonych nad głową.

Moje sny niczego tutaj nie zmienią. Nie zawrócą kroków i nie przywrócą straconych (?) godzin. Tylko co w tej relacji zdaje się być utratą: my, coś między nami, czy świat? O czym śniło ci się wczoraj, na pełnej kwiatów ziemi, w alejach pomiędzy bzami - ławka? O czym śnisz dzisiaj, kiedy przychodzisz i stawiasz filiżankę pustką, bez kawy obok mnie? 

Jak myślisz, czy warto czekać na spóźniony pociąg, na linię ust, która się nie wydarzy, na brzeg? 

 

Czekanie 

to przepaść czy most? 

Czym staje się czekanie, 

kiedy bez już kwitnie na powiekach? 

wtorek, 16 kwietnia 2024

nic tam nie było (prawdziwe)

Może jeszcze kiedyś, tak niespodziewanie,
wpadniemy na siebie i patrząc sobie w oczy
powiemy to wszystko, co ukrywaliśmy przed sobą
od tamtej młodości.

niedziela, 14 kwietnia 2024

piątek, 12 kwietnia 2024

ta muzyka powinna mieć tytuł

Każdą książkę, jaką czytam wyobrażam sobie. W sensie: bohaterów, miejsca, oczy. Często mam tak, że zmieniłabym już coś w środku albo zakończenie zrobiła zupełnie inne. Mam też czasem wrażenie, że wiele dzieje się "od czapy", jest po prostu wymęczone, wypocone i w ogóle mało plastyczne (albo często). Tak też było z thrillerem pt. Zapisane we krwi. Totalna porażka, jakby dzieciak z gimbazy dorwał się do zeszytu i wymarzył sobie karierę mistrza suspensu. Aktualnie sięgnęłam po Blef, ale odnoszę wrażenie powtórki z Córeczki (jestem na 123 stronie). 

Dziś pogrzeb Michała. Czarne serca patrzą nam w oczy. Wciąż zastanawiam się, dlaczego (?). 

Mogłabym usiąść do "Maski...", ale... sama nie wiem... Może później. Teraz wypiję Koktajl pod tytułem "Zakochana Wiosna" (zainwestowałam w maszynkę do robienia takich pyszności). Słońce świeci, usiądę na leżaku przed knajpą i będę obserwować bratki, ludzi, samoloty. 

niedziela, 7 kwietnia 2024

wow

Padł nowy rekord :D 

sezon

Anastazja podekscytowała się na maxa, kiedy rzuciłam hasło o zapaskach z cytatami i logo. Sama się jaram jak dziecko. Wszystko ustalone z dziewczynami. Aga zrobi projekt. 
Uwielbiam te uśmiechnięte buzie w mojej knajpie. Zerkam jednym okiem na ogródek i uśmiecham się.

wtorek, 2 kwietnia 2024

luz bluz

Chcę robić z tobą dziwne rzeczy,
może czasem nawet głupie rzeczy.


w czasach automatycznych sekretarek

Robię dziś sto rzeczy jednocześnie, heh, chociaż nie posiadam stu rąk ;) Wpadłam do knajpy, układam książki, bo przyjechał w zeszłym tygodniu nowy regał i teraz będzie można już na luzie częstować się moją literaturą, cykam zdjęcia. Do tego kręci się weryfikacja danych w kółko (czekam niepewnie), piję kawę - latte bez syropu, zakładam apkę na nowym fonie, zostało 59 sekund, podaję karty, bo jestem przez chwilę zupełnie sama tutaj. Zostało 25 sekund. Dzwoni Nazwa to znaczy hosting. Mam ochotę jechać po nowe perfumy. Wszystko skrzypi, jest chłodno, wczoraj było 25 stopni. Święta piękne, zajączek uroczy, tłumy w knajpie. Muszę znaleźć drugą kelnerkę. Dziś powinnam wrzucić ogłoszenie, a ja znów na Legimi i czytam (z doskoku) kolejną książkę. 
Zostały dwie minuty. Od nowa to robię, już mnie kurwica trzęsie ;) 
Dziś odpalę Maskę. 

Weryfikacja przebiegła niepomyślnie. 
Replay. 

Siedzę i czekam, aż ktoś odbierze. Jest wesoło, kolorowo, ciąg samochodów przesuwa się za oknem. Zaczynam delikatnie poruszać nogą, uderzać butem w nogę od stolika. Uśmiecham się. Liczę do 10. Do 20, do 100, znów się uśmiecham. 

(Kurwa! Ile można otwierać konto w banku) 

Niestety, nie możemy Pani pomóc, może pani udać się do najbliższej placówki... ble ble ble... 

Nie mam czasu. Nie mam czasu na najbliższe placówki, nie mam czasu na użeranie się z aplikacjami widmo, ze sterownikiem selfie, z, z, z... 
Przychodzi mi do głowy zupełnie inny pomysł. 
Trzeba być cwańszym niż ładniejszym w dzisiejszych czasach. W czasach automatycznych sekretarek i wysokopotężnych botów. W czasach, kiedy wszystko wszystkim steruje, kiedy nami wszystko steruje. 
Tak - trzeba być mądrzejszym od sztucznej inteligencji. 

Mam ochotę na naleśnika z dżemem. 
I nie zamierzam z tej ochoty rezygnować, a potem pojadę kupić sobie kolejne perfumy xD 

wychowanie bezstresowe

Ja rozumiem, że to jest dla ciebie trudne, ale musisz sobie z tym jakoś poradzić. Nie chcemy przecież, aby to zakończyło się tragicznie. Nic złego się nie dzieje. Wszystko jest w porządku, a ty jesteś przecież silna i roztropna. .

środa, 27 marca 2024

Dlaczego?

Znów dochodzi do ciebie, jak wiele się nie liczy,

gdy odchodzi człowiek. Jak wiele 

niepotrzebnych kłótni i wojen. 

Jak kruchy czas i jakie 

łzy, kiedy nie ma.

 

Dziś się dowiedziałam. Wiadomość o jego śmierci spadła na mnie jak grom z czarnego nieba. A tak bardzo bałam się napisać dla Ciebie. Bałam się, że przeczytam właśnie to, o czym myślałam - że to już koniec. Że odszedł. Rozpuścił się gdzieś tam w powietrzu, u stóp szklanych gór czy w innym zakątku świata. Przecież wcześniej miał zawał i to też nie dawało mi spokoju. I ta ostatnia, sierpniowa obecność, ostatnia wspólna rozmowa, którą pamiętam jak na dłoni - wypisaną. Nie wiem, dlaczego człowiek zapamiętuje "TO, CO OSTATNIE". Jakiś gest, uśmiech idący tamtędy, rękę, zapach. Jakiś krzyk, łzę, drogę do domu albo gdzieś, nie wiem, gdzie. Ale zapamiętuje, choć wtedy jeszcze nie wie, nie zdaje sobie sprawy z tego, że będzie to "ostatnie". Że czas się skończy, że świeczka wypali swój płomień. Bo śmierć taka już jest - ona po prostu przychodzi i wyrywa spod skrzydeł czasu - ciało. 

On za mną chodził. Od początku roku to nawet jakoś tak bardzo. Coś mi się nie zgadzało, nie pasowało do reszty. Coś mnie niepokoiło. Bardzo boję się takich myśli napływających do głowy - katastroficznych, bolesnych. Zrzucam to na te swoje lęki i dziwadła, ale najgorsze jest to, że czasem się sprawdzają. 

Lubiliśmy się. Czułam to. I dobrze nam się rozmawiało przy stoliku, na którym wazon z różowymi goździkami pasował do Twojej sukienki. Lubiliśmy się. 

Teraz czuję dziwny rodzaj pustki, bo zdaję sobie sprawę, że to przede wszystkim Twoja pustka, nie moja, ale wiesz? Ja też ją czuję. A może to tak, że ja czuję po prostu Twoją pustkę, dziurę wypaloną w Twoim sercu? 

*** 

On nie przychodził przez kilka miesięcy. Ona też już nie przychodzi. Może to popieprzone, ale szukałam nekrologu, szukałam "wypadków" (tych cholernych, samochodowych), później wymyśliłam sobie, że straciłaś pamięć albo leżysz w szoku pourazowym bez rąk albo nóg.. Moja głowa podpowiadała mi straszne scenariusze, różne urojenia. Bo wciąż tkwi w niej to pytanie: DLACZEGO? 

Przecież nie znika się tak 

bez powodu, 

bez słowa, z dnia na dzień 

- jest i nagle nie ma

Przecież tak robić nie wolno.  


Ludzie nie rozpływają się w powietrzu.

niedziela, 24 marca 2024

Maska Czarownicy (again)

Widziałam Cię. Miałaś nową kurtkę, której kaptur wykończony był beżowym misiem (albo i nie), czarne, skórzane buty za jakieś trzy albo cztery stówy, dżinsy kupione nie w promo i golf. Jawiłaś się jako ta zajebista, operatywna, zaangażowana w swoją pracę, ogarnięta na maxa (bardziej niż ja) - superGirl. A w rzeczywistości przecież tak nie było. 

Później przyszły szare dni i kolorowe oczekiwania zamieniły się w gówno. Tak to się psuło, srało, nie grało. I chociaż przynosiłaś czekoladki, to i tak było to bez sensu, bo wiedziałam już, jak potrafisz kłamać. Głęboko w oczy.

Maski zaczęły opadać, obnażając nagie kostki i brudne ulice. 

*** 

Maska Czarownicy w t(ł)oku, a głupie myśli - w rynsztoku. A może też w tłoku, w tłumie tych wszystkich wysmarowanych obłudą. Na gębach śmiejących się nastolatków, w grymasach pomarszczonych smutkiem twarzy. 

***

Widzę Cię. Przychodzisz. Nasze spojrzenia znów się dotykają. 

- Chyba żartujesz? 
- No właśnie, nie żartuję. Było w tym coś magicznego, jakby cały świat odleciał gdzieś, a zostały tylko nasze dusze i nasze dotykające się policzki, piżmowy zapach włosów... 

sobota, 23 marca 2024

Latte wciąż mnie uwodzi

Zdecydowanie za późno pojawiłam się dzisiaj w knajpie (dopiero po 18). A może to wszystko przez tę burzę (we mnie). Przez te wyrzuty (paniki i sumienia). 

Bo czasem tak jest. A może jest już dobrze? Bo idzie wiosna. Bo kolorowe ptaki. Bo parki zaraz się zazielenią, będziemy wybiegać z domów i przesiadywać - w kawiarnianych ogródkach. 

Smak latte wciąż mnie uwodzi. 

Choć dziś przez chwilę wydawało mi się, że jestem tchórzem. Potem wyszło słońce i odmieniło się. 

niedziela, 17 marca 2024

kawiarniany sen(s)

Nie budź mnie jeszcze. 

Z tego życia, które wybucha kawiarniami.

Nie budź mnie jeszcze (...). 

Chcę żyć.


Pachnie dziś "Wszystkimi Świętymi". W powietrzu unosi się listopad. Wiosna ukryła się za rogiem i grzmi, że jesień próbuje jej odebrać status dostępny. A przecież za chwilę mają już wybuchać łąki kwiatami, ludzie - sercami. Ma być dobrze, ciepło i miód. 

Ale tutaj jest CIEPŁO 

Dziś w knajpie wyjątkowy czill. Wszystko przepływa, sączy się jak w sennym miasteczku, w sennej opowieści. Goście się nie spieszą, celebrują ten czas, który przy stolikach rośnie w owoc, kawę i kwiat. Świece przynoszą ciepło i miękkość. Lekko senne stoliki z zimowymi herbatami mruczą. Kawy pachną. Rzecz się snuje... Zahacza o ułamek duszy. W środkowej loży siedzi dziewczyna o kasztanowych włosach. Czyta moją książkę. Pani w różowej bluzie pasuje do różowych goździków. Reszta odpływa gdzieś, w jakiś sen. Tak bardzo powoli... 

Dzieje się (...).

Przypomniały mi się Sklepy cynamonowe Schulza. Żył krótko, ale wszystko w jego opowiadaniach pachniało. Sklepy cynamonowe - kawiarnia cynamonowa. Krople deszczu na szybach. I ja - zaklęta w czasie i przestrzeni. Pachnę. Otulona oddechem miejsca, które mnie zniewala. Nastrojem i perfumami... Forda. 

Czym mam ją dłużej, tym bardziej ją kocham - jest taka moja, taka do przytulania. 

Prawdziwe miłości poznaje się po znakach szczególnych. Po tęsknotach nieziemskich i błękitnych jeziorach, w których chciałoby się utopić tęsknoty. 

Lubię tak odpływać od brzegu w ten kawiarniany sen(s).

sobota, 9 marca 2024

a wiosną przyjdą krasnoludki

Skończyłam kolejną książkę. Pożeram książki. "Nikt nie może wejść" - spoko schiza, chociaż pewne psychologiczności poprowadziłabym inaczej, ale i tak była to jedna z lepszych powieści, jakie ostatnio czytałam. Może dlatego, że Weronika trochę skojarzyła mi się z moją Leą z Play. Albo - sama nie wiem. W każdym razie liczyłam na takie rozwiązanie. Lubię osobliwości. Przeraził mnie natomiast "Dom dziadka" - boję się takich książek, są przerażająco-absurdalne. Dobry początek z pistoletem na wodę i totalnie porąbane mięso. Nie, to nie dla mnie. Jestem za delikatna. Za słodka... (mimo że czasem używam męskich perfum).

Latte smakuje równie słodko. Ma delikatną, aksamitną piankę i moje ulubione wiórki. Rozpływają się na języku. Udało mi się złapać stolik w kącie. Przyjechałam na Pretty. To nasza nowość z rukolą, mozzarellą, koktajlowymi pomidorami z sosem sezamowym - samo ZDROWIE - a zdrowie teraz najważniejsze. Wczorajsze mega pozytywne emocje tkwią jeszcze w moich oczach i sercu. Tulipany i moje ulubione, śmietankowe ptasie mleczko od Gabrysia, czekolada z orzechami od Witka, cuksy o smaku truskawek od jednego z gości mojej knajpy i biały kiciuś w czarne kropki z kwiatem w środku grzbietu - od Szymona. Zjedliśmy wszyscy piękną kolację przy pierwszej loży, bo pozostałe były zajęte. I jeszcze wszedł stolik przed 21. 

Teraz słyszę, jak mężczyźni rozmawiają o kobietach: ta się dobrze lizała, ta dała pomacać, imprezka udana, miałem wczoraj taką moc na... do niej, a dzisiaj powtórka, ale to nic na serio

Nie. Nie mogę pisać o facetach - heh. To zabawne. A moja bohaterka będzie miała dziewczynę. 

Zakręcam włosy na palcu. Nie mogę się przyzwyczaić, że są teraz o ponad połowę krótsze. Są krótkie heh, ale trzeba się od-radzać. 

Wciąż i wciąż. Trzeba dotykać. 

(nie)możliwego.

czwartek, 7 marca 2024

czas na wariackich papierach

Kontrolka z podnośnikiem w aucie zapaliła się tuż przed samym wjazdem na autostradę. "Świetnie". - Pomyślałam. Ciuchy na wieszakach bujały w obłokach (żeby jakoś wyglądać na spotkaniu), ciężkie jak węgiel laksy na grubej podeszwie usypiały pod fotelem pasażera. Uspokajał mnie jednak fakt, że samochód był na generalnym przeglądzie jakiś miesiąc temu, więc starałam się za dużo nie analizować. 

Na Żoliborzu wylądowałyśmy szybko. Autostrada to jednak poemat (niedygresyjny). Potem kawa w Głodomorach i pierogi z soczewicą (wersja vege). Przepyszoty. A że czasu do spotkania było w zapasie, to zaliczyłyśmy też spacerek uliczkami vintage po okolicy. Ładny ten Żolik. Kojarzy mi się z parkiem Julianowskim w Łodzi, Aleją Róż i tymi wszystkimi poetycko-literackimi nazwami ulic. 

W Warszawie było lirycznie, literacko i romantycznie. Ona taka już jest  - "Światowa Dama" w kapeluszu z piórkiem. I teraz jeszcze ja - od teraz przy-pisana do Warszawy jeszcze bardziej niż. Osobistości przemiłe, moja anormatywność też, parking - 20 zeta za 4 h, przepalona żarówka i jesteśmy w kontakcie. W drodze powrotnej ukochany dom rodzinny, kaczka z jabłkami zrobiona przez Mamę, racuchy z cukrem pudrem, szampan i Miłość. 

Teraz przyjechałam do knajpy, sprawnym już autem, które odebrałam od Igora tuż przed samą wizytą u neurologa (wszystko na wariata ostatnio heh). Siedzę z widokiem na bardzo różowe goździki. Czuję ich zapach. Uśmiechają się do mnie jak przedwiośnie, bo przedwiośnie jest już wyczuwalne na zewnątrz i porusza drzewami w rytm marcowego zabujania.  

Nie mam guza. - Oddycham z ulgą. Lekko. Świat zamienia się w różowe ptaki. 

sobota, 2 marca 2024

Wiersz o gdy.baniu

Jednak ciągle się boję.

Wiatru i igieł na policzkach.

Westchnień cichych jak trawa.

Zmarnowanych godzin 

na zawody miłosne. 


Pewnie inaczej byłoby. 

Gdyby. 


Gdybyś Ty.

Gdybym ja.

Gdyby tak.

piątek, 1 marca 2024

czwartek, 29 lutego 2024

tak trochę o litości

Nigdy nie chciałabym, aby ktoś był ze mną z litości i nigdy nie chciałabym być z kimś z litości (chociaż kiedyś pewnie i byłam). Litość to straszliwie dziwna emocja/uczucie/sprawa. To jak łaskotanie powiek piórkiem - chcesz, zrobić komuś miło(ść), a jednak nie robisz.

Och, będziesz się litować teraz nade mną, bo mam naczynia krwionośne w głowie poprzestawiane albo dlatego, że mam katar, łzawi mi prawe oko, upadłam i stłukłam sobie łokieć. Nie. Nie rób tego. Możesz wysłać mi w wiadomości słońce, uśmiechnę się, to będzie fajne, ale nie lituj się nade mną. Zobacz - litość nie ma sensu, ale słońce już tak.

A poetycko? Litość jest fioletowa i trochę jak siniaki. Litość jest chłodna jak zimna dłoń wiatru przykładana do skóry.

A może bez litości nie byłoby pomocy? Jakże niezbędnych zachowań wielu dla wielu?

Zlituję się nad tobą i oddam ci nerkę. 

Oddam ci nerkę, bo potrzebujesz pomocy. 

Nie każdemu oddaje się nerkę. 

Co brzmi najlepiej?  Hm... Dziwne to wszystko.

wtorek, 27 lutego 2024

ćma leci do lampy

Proszę, nie - a czuję, że się zaczyna. Że ćmi (jak ćma, która przybliża się do lampy). Mam nadzieję, że nie rozboli mnie bardziej głowa i że pętla naczyniowa w moim mózgu naprawdę dziś mnie wysłucha ;), bo miałam taki piękny dzień, że szkoda by było mieć migrenową noc. 

Działka mnie doładowała i kreda na chodniku, pyszna kawa z wiórkami, spacer przed-wiosenny w pełnym słońcu. Dla mojej przypadłości, jaką są procesy niedokrwienno-niedotlenieniowe i neurovascular conflict, spacer jest po prostu wspaniałym medykamentem. Dlatego nie pożałowałam sobie ;) - i było miło. Kolejny punkt na liście zadań dziś odrobiony: odstawić stres . Od kiedy staram się stosować filozofię CALM (czyli od momentu odebrania wyników rezo), czuję się naprawdę dobrze. Zrobiłam się spokojna, dopieszczam siebie (literaturą, powietrzem, szopingiem, smakiem), z nikim się nie kłócę. Tak naprawdę mam świetne życie (pod każdym względem). Chodzę własnymi ścieżkami, spełniam marzenia - robię to, co kocham, mam cudownych ludzi blisko siebie.

Dopiero w chwili pewnego zagrożenia, człowiek pojmuje, jak wiele może stracić. Człowiek pojmuje też jak wiele toksykantów mu szkodziło i jeszcze pojmuje, że nie warto było kopać się z korytem. 

To ja urządzam swoje życie.
Ja ustawiam w nim słońce albo deszcz.
Przywołuję nadzieję albo pioruny. 
Troszczę się o to, co najważniejsze (o zdrowie, o miłość). 
Celebruję drobiazgi. 
Dotykam.

Słyszalne, (nie)widzialne

Trzy lata temu ukrywałam się za drzewami, aby podejrzeć światło i człowieka.  W środku było inaczej (jak w każdym środku, który zmienia się ...